Betonowe pustynie

TVN UWAGA! 3639318
TVN UWAGA! 137229
Polskie osiedla powstałe w ostatnich latach na fali boomu budowlanego pozbawione są zaplecza w postaci szkół, przedszkoli, placów zabaw, parków a nawet dróg czy chodników. Kto za to odpowiada? Czy zostaliśmy skazani na betonowe pustynie?

Miasteczko Wilanów to budowana na 160 hektarach przez jedenastu deweloperów nowa dzielnica Warszawy. Do jej stworzenia zatrudniono światowej sławy architektów. Mimo że ceny mieszkań oscylują wokół 10 tysięcy złotych za metr kwadratowy, dzielnica jest cywilizacyjną pustynią. - Miał być market, sklep. Bez dojazdu samochodem mieliśmy sobie spokojnie robić zakupy. Mieliśmy obiecane tutaj kina, zimowy ogród. Kiedy pytamy, dlaczego tego nie ma, mówią, że to były tylko plany. Oszukali nas, tylko nikt nie miał tego wpisane w umowę – mówi Ernest Kasprowski, mieszkaniec miasteczka Wilanów w Warszawie. Podobnie jest na osiedlu Ruczaj w Krakowie. - Mieszkamy tu od pięciu lat. Powstało wielkie blokowisko, ale niestety nie ma warunków, żeby dzieci mogły pograć w piłkę. Developerzy zapowiadali, że będzie tu fajne miejsce do mieszkania, życia. Ale wszystkie działki pomiędzy blokami zostały zabudowane blokowiskami – mówi Dariusz Zima, mieszkaniec krakowskiego Ruczaju. Nie zawsze tak było. - W czasach PRL-u obowiązywały pewne standardy życia. One były ustalone odgórnie. Ustawodawca uznał, że godziwe życie polega również na tym, żeby od domu do domu była określona odległość. Żeby człowiek miał nie dalej niż 100 metrów na plac zabaw, do sklepu. Żeby dziecko mogło pójść piechotą do szkoły a przedszkolaka odprowadzić do przedszkola za rękę – mówi dr inż. arch. Magdalena Staniszkis z Politechniki Warszawskiej. Standardy urbanistyczne przestały obowiązywać 15 lat temu. Miały je zastąpić nowe przepisy budowlane. Prace nad nimi wciąż trwają. W związku z tym w większości miast, by wybudować osiedle, wystarczy uzgodnić z samorządem jedynie wysokość budynków, sposób rozmieszczenia bloków, zagospodarowanie terenu, drogi dojazdowe i zapotrzebowanie na media. - Ustawodawca zaniechał dbałości o obywatela. Ktoś powiedział, że wolny rynek to jest jakaś magiczna ręka i on wszystko ureguluje. Ale wolny rynek nie reguluje interesu społecznego. Ludzie budują to, co uważają za stosowne, żeby zarobić – dodaje Magdalena Staniszkis. Ustawowe przywrócenie standardów urbanistycznych zajmie dużo czasu. Póki co odpowiedzialne za budowę przedszkoli, szkół i dróg samorządy nie mają pomysłu, jak skutecznie doprowadzić do pogodzenia interesu publicznego z interesem deweloperów. - My z developerami wielokrotnie rozmawialiśmy. Próbowaliśmy negocjować, żeby przynajmniej rezerwowali przestrzenie na uruchomienie takich placówek. Bezskutecznie. W Polsce jest prawo własności, które nie daje możliwości do ingerowania w nie. A z drugiej strony, procedury przyjmowania planów przestrzennych zabezpieczających aglomeracje przed jakąś zabudową są bardzo czasochłonne i skomplikowane – tłumaczy Filip Szatanik, rzecznik prezydenta Krakowa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości