Bestie, potwory, wampiry - tak mówimy o tych, którzy w mroku czają się na swoje ofiary. Potem znienacka napadają, gwałcą, zabijają. Czujemy się bezpiecznie dopiero wtedy, kiedy trafiają do więzień. Rzeczywistość jest przerażająca, bo ich resocjalizacja a tym bardziej psychoterapia, to czysta fikcja. Niestety zarówno nasz spokój jak i kara wymierzona przestępcy kiedyś się kończy. Każdego roku wychodzi z więzienia kolejny seryjny morderca. Czy możemy być pewni, że już nikogo nie skrzywdzi? Czy bestia może zmienić swoją naturę? Przykłady można mnożyć: Tomasz W. ze Świnoujścia trafił do więzienia za sześć brutalnych gwałtów i jedno zabójstwo na tle seksualnym. Paweł H. za serię gwałtów przesiedział siedem lat. Po wyjściu znalazł kolejne ofiary i wrócił do więzienia. Wiesław S. brutalnie zgwałcił wiele kobiet. Po sześciu latach w więzieniu wyszedł warunkowo na wolność i bestialsko zgwałcił siedemnastoletnią dziewczynę. Robert Ł. w ostatnią noc sylwestrową brutalnie zgwałcił dziesięcioletnią dziewczynkę. Swoją pierwszą ofiarę molestował, gdy miał piętnaście lat, ona osiem. To tylko kilku z ponad dwóch tysięcy seryjnych gwałcicieli i morderców odsiadujących wyroki w więzieniach. Wampir z Bytowa Największy polski zbrodniarz Leszek Pękalski. Do tej pory nikt do końca nie zna prawdziwej liczby jego ofiar. 10 lat temu przed sądem stanął 38-letni wówczas Leszek Pękalski. Akt oskarżenia zawierał opis 17 morderstw i dwóch gwałtów. W czasie pobytu w areszcie śledczym Pękalski opisał w swoich wstrząsających pamiętnikach 64 zbrodnie. Większości z nich nigdy mu nie udowodniono. Ostatecznie Sąd Wojewódzki w Słupsku uznał go winnym tylko jednego zabójstwa, za co skazał go na 25 lat więzienia. Mordercy tacy jak Leszek Pękalski, o ile nie dostają dożywocia, wcześniej czy później wychodzą na wolność i zyskują pełnię praw obywatelskich. My tracimy wówczas prawo do spokojnego życia. Bo po raz kolejny okazuje się, że polskie prawo bardziej chroni przestępców niż ich ofiary.