Bestialscy rodzice zastępczy

TVN UWAGA! 134349
Gdy czteroletnia Roksana i jej starsi bracia trafili do rodziny zastępczej, wydawało się, że wreszcie znaleźli spokojny, bezpieczny dom. Szybko okazało się, że jest inaczej. Rodzice zastępczy poddawali Roksanę nieludzkim karom, bili ją, sypali na rany sól.

Roksana i jej bracia w maju ubiegłego roku zostali odebrani biologicznym rodzicom. Ich matka mówi, że wpadła w depresję po tragediach, jakie dotknęły rodzinę - najpierw śmierć ojca męża, potem śmierć 21-miesięcznej córki, na koniec śmierć 13-letniego syna. Piła, brała leki i nie była w stanie opiekować się trójką rodzeństwa. Roksana, Arek i Adrian na pięć miesięcy trafili do Domu Dziecka w Stawigudzie pod Olsztynem. Tam wracali do normalnego życia. W połowie września ubiegłego roku urzędnicy zdecydowali, że dzieci mają trafić do innej placówki, także w województwie warmińsko-mazurskim, w Pawłówce. Kilka tygodni później pojawili się tam Elżbieta i Roman S., mieszkający w Manowie pod Koszalinem. Państwo S. od dłuższego czasu chcieli zostać rodziną zastępczą. Po wstępnych kwalifikacjach zostali skierowani na szkolenie do ośrodka opiekuńczo-adopcyjnego. - Pani S. ukończyła kurs, wykazując się dużą wiedzą o funkcjonowaniu rodziny zastępczej i prezentując prawidłowe postawy wychowawcze - mówi Ewa Chełkowska z Ośrodka Adopcyjno – Opiekuńczego w Koszalinie. - Jej mąż deklarował uczestnictwo, ale gdy jego żona zakończyła kurs, już się u nas nie pojawił. Wkrótce po uzyskaniu certyfikatu Elżbieta S. i jej mąż zaczęli szukać dzieci, którymi mogliby się zaopiekować. Początkowo trafili do domu dziecka w Gdyni. Tam im się nie udało. Wtedy pojechali na do Pawłówki, gdzie znaleźli Roksanę i jej braci. Choć odwiedzili dzieci tylko dwa razy, bardzo szybko zdobyli zaufanie rodzeństwa i pracowników domu dziecka. W ciągu zaledwie miesiąca dostali zgodę sądu na opiekę nad nimi. Sąd zebrał opinie o państwu S. - były pozytywne, z wyjątkiem informacji o notowaniu obojga za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości. - Prywatnie mogę dziś powiedzieć, że może trzeba było zwrócić się do rodzinnego ośrodka diagnostycznego o przebadanie rodziny - mówi Andrzej Matkiewicz, prezes Sądu Rejonowego w Kętrzynie. Po przeprowadzce dzieci, dom państwa S. w Manowie pod Koszalinem stał się dla Roksany izbą tortur. Była karana za wszystko. Od słownego poniżania przez zadawanie kar, jak klęczenie z wyciągniętymi do góry rękami, bicie aż do posypywania zranionych miejsc solą. - Bili ją, bo ich zdaniem była krnąbrna, rozrzucała zabawki, zabierała je braciom - mówi Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. - Uważali, że w ten sposób nauczą ją wykonywania poleceń. Dramat Roksany wyszedł na jaw dzięki anonimowej informacji, przekazanej do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Manowie. Gdy dziewczynka trafiła do szpitala, lekarze byli w szoku, że można było tak znęcać się nad dzieckiem. W chwili zatrzymania Elżbieta i Roman S byli pijani. Zostali tymczasowo aresztowani. Postawiono im zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad Roksaną. Matka biologiczna zamierza starać się o powrót dzieci do domu. Chłopcy są już w pogotowiu rodzinnym. Ich siostra, która wraca do zdrowia, dołączy do nich, gdy wyjdzie ze szpitala.

podziel się:

Pozostałe wiadomości