Bartek ma czterokończynowe porażenie mózgowe i wymaga specjalistycznej, opieki. Tylko intensywna terapia i rehabilitacja mogą poprawić jego komfort życia. Mama chłopca znalazła ośrodek, który zapewni mu to wszystko za darmo! Jednak gmina, która ma obowiązek dowieźć niepełnosprawne dziecko do szkoły, odmawia mu prawa do wyboru tej placówki.
"Poprawiamy komfort choroby"
- Bartuś urodził się w 31 tygodniu ciąży, ważąc kilo 230. Przez pierwsze pół roku rozwijał się prawidłowo: uśmiechał się, oczka były bystre. Nic nie wskazywało, że tak będzie... - mówi Katarzyna Łęcka, trzymając w ramionach 10-letniego dziś syna. Bartek jest na nią całkowicie zdany. Kiedy skończył 9 miesięcy, przestał się rozwijać jak inne niemowlęta. W konsekwencji czterokończynowego porażenia mózgowego nie chodzi, nie potrafi samodzielnie siedzieć. Do tego dochodzą padaczka i głębokie upośledzenie.
Rehabilitantka, która teraz opiekuje się Bartkiem, nie pozostawia złudzeń: chłopiec nigdy samodzielnie nie będzie jadł, czy nawet siadał. - Jeśli jednak nie byłby systematycznie rehabilitowany, to po prostu zwinąłby się w kłębek, a przykurcze zupełnie ograniczyłyby jego ruchomość. To dziecko żyłoby w jednym bólu i cierpieniu - mówi Agnieszka Iskrowicz-Bałys. Przyznaje przy tym, że o wyleczeniu chłopca nie ma mowy. - My mu poprawiamy komfort choroby - dodaje.
Osiem godzin zamiast czterech
Jako dziesięciolatek, Bartek powinien chodzić do szkoły, tak samo jak jego rówieśnicy. Przez ostanie cztery lata był uczniem szkoły specjalnej w Oświęcimiu. Spędzał tam cztery godziny dziennie, ale pani Katarzyna znalazła inny ośrodek - według niej zdecydowanie lepszy - w miejscowości Kozy. To tylko kilka kilometrów dalej od starej szkoły. - W Oświęcimiu Bartuś miał tylko cztery godziny zajęć. A tam miałby od siedmiu do ośmiu! Dwa razy więcej! To oznacza kompleksową rehabilitację, grotę solną, hipoterapię, muzykoterapię, komunikację alternatywną - wylicza jego mama.
Na razie to wszystko pozostaje jednak w sferze marzeń. Od września Bartek nie był w nowej szkole ani razu! Wszystko przez to, że chłopiec nie ma jak do niej dojeżdżać. Potrzebne byłoby duże auto, do którego zmieści się jego wózek. Teoretycznie problem powinna rozwiązać gmina, na której spoczywa obowiązek dowozu dziecka niepełnosprawnego do szkoły. Ale to tylko w teorii.
- Ja się wywiązuję z tego obowiązku! Każdemu dziecku zapewniam dowóz do ośrodka - usiłuje nas przekonać burmistrz Brzeszcz, Cecylia Ślusarczyk. Kiedy reporterka UWAGI! przywołuje art. 70 ust. 3 Konstytucji, który daje rodzicom prawo do wyboru szkoły, w odpowiedzi słyszy: - Z przepisów oświatowych wynika, że ja mam obowiązek dowozić do najbliższej placówki! A najbliżej jest ośrodek w Oświęcimiu – upiera się pani burmistrz.
"Bartek jest zachwycony"
Po raz pierwszy do swojej nowej szkoły Bartek pojechał razem z naszą ekipą. Ośrodek robi wrażenie, jest bardzo nowoczesny. Dzieciom zapewnia różnorodne formy terapii i, tak samo jak w szkole specjalnej w Oświęcimiu, pobyt dziecka jest tu całkowicie bezpłatny, bo finansowany z państwowej subwencji. Obecnie szkoła ma 11 podopiecznych, z czego pięcioro dzieci przeniosło się do niego z Oświęcimia.
- Po zajęciach obowiązkowych dziecko ma u nas całą gamę zajęć dodatkowych - mówi Aleksandra Halska, dyrektorka Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczego w Kozach. Jest tu logopeda, psycholog, rehabilitant, fizjoterapia. - Wszystko tu czeka na Bartusia. Nawet szufladka jest - pokazuje nam dyrektorka. - Bartek jest zachwycony. To widać! Ma wielkie oczy, uśmiecha się - cieszy się pani Katarzyna.
"Bartek może chodzić do szkoły!"
W 2011 roku Sąd Najwyższy wydał uchwałę w podobnej sprawie, jak jej Bartka. Sędziowie jednoznacznie wyjaśnili, że to gmina jest obowiązana do zapewnienia dziecku upośledzonemu w stopniu głębokim bezpłatnego transportu i opieki w czasie przewozu do odpowiedniego wybranego przez rodziców ośrodka rewalidacyjno-wychowawczego. Obowiązków tych nie uchyla zapewnienie przez gminę transportu i opieki do innego ośrodka tego samego rodzaju.
W gminie orzeczenie to jest znane, ale władze nic sobie z niego nie robią. - Jeśli nie dojdziemy do porozumienia pozostanie droga sądowa - mówi twardo Ślusarczyk. Podkreśla, że ma do wyboru: wozić chłopca sześć lub 30 km. I - jak przekonuje - jej prawnicy twierdzą, że postępuje zgodnie z prawem. - Nie kieruje się pani dobrem dziecka tylko kilometrami! - mówi reporterka. - To pani tak mówi. W tej gminie zawsze kierujemy się dobrem dzieci i niepełnosprawnych. Bartek może chodzić do szkoły! - mówi pani burmistrz.
Dowożenie Bartka do nowej szkoły kosztowałby gminę około siedmiu tys. złotych miesięcznie.
"Wstyd dla samorządu"
W trakcie realizacji materiału dowiedzieliśmy się, że jest kolejne dziecko z gminy Brzeszcze, które chciałoby korzystać z dowozu do szkoły w Kozach. Teraz to jego rodzice sami organizują transport.
Pani Katarzyna złożyła skargę na działania pani Burmistrz do Starostwa Powiatowego. W sprawę zaangażował się Rzecznik Praw Dziecka, zwrócił się do gminy o wyjaśnienia. - Nie mam żadnych wątpliwości: to, co się tam dzieje, jest niedopuszczalne. To, co samorząd robi w przypadku tego chłopca, to jest wstyd dla tego samorządu! Całkowita kompromitacja - komentuje dr Agnieszka Kłosowska - Dudzińska, z Komisji Eksperckiej ds. osób niepełnosprawnych przy Rzeczniku Praw Obywatelskich.