Co rusz Polskie Koleje Państwowe zaskakują nas nie tylko fatalną jakością swoich usług, ale i wprowadzaniem nowych, absurdalnych przepisów, których nie respektują nawet konduktorzy. Chodzi o nowe przepisy, które weszły w życie pierwszego maja. Według nich każdy, kto podróżuje pociągiem pospiesznym i osobowym musi płacić dodatkowo za bagaż, jeżeli suma jego długości, szerokości i głębokości przekracza 130 centymetrów. Płacimy w zależności od odległości, na jaką jedziemy. Prace nad ustaleniem „płatnego” wymiaru bagażu trwały kilka miesięcy. Tak naprawdę nowy przepis wcale nie zwiększył komfortu podróżowania, bo gdy zapłacimy za duży bagaż, kolei i tak musi go przewieźć. Nie chodzi, więc o komfort jazdy, ale o wyciągnięcie od podróżnych dodatkowych pieniędzy. Sprawdziliśmy czy przepis wydany przez urzędników jest respektowany. Do pociągu zabraliśmy jedną torbę nieprzekraczającą wymiarów i jedną, za którą powinniśmy już zapłacić. Szybko się jednak okazało, że wymiary naszych bagaży nie za bardzo interesują konduktorów, mimo, że ci doskonale znają nowe przepisy. Konduktorzy chętnie opowiedzieli nam o innych pomysłach PKP. Mało, kto wie, że do początku maja obowiązywał inny martwy przepis - powinniśmy płacić za bagaż, którego waga przekraczała 20 kilogramów. Nikt jednak nigdy bagaży nie ważył. No, bo czym? Teraz konduktorzy nie mają ich, czym mierzyć. Po dwóch tygodniach od wprowadzenia, kolej postanowiła zrezygnować z mierzenia bagaży. Jednak pokusa dodatkowych zysków jest dla PKP zbyt duża. W miejsce jednego absurdalnego przepisu wprowadzono kolejny, jeszcze bardziej ”egzotyczny”. Nowy przepis odwołuje się do sprytu pasażera z nadbagażem i subiektywnej oceny konduktora, który ma orzec, czy nasz bagaż może przeszkadzać innym pasażerom i trzeba do niego dopłacić, czy też nie. Trzeba mieć nadzieję, że szybko podzieli on los swoich poprzedników.