Planując oddanie do użytku odcinka autostrady A-2 z Konina do Łodzi Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad postanowiła, że nowa droga doprowadzi kierowców w okolice małego, podłódzkiego Strykowa. Zdecydowano jednak, że autostrada urwie się przed, a nie za miasteczkiem. W 2006 r. dla mieszkańców rozpoczął się prawdziwy dramat. - Ja byłem w tym Strykowie. Spędziłam tam 15 minut w jednym domu. I to było coś niesamowitego. Ten dom cały chodził. Tam się wszystko trzęsło: stół, regały, talerzyki poprzekładane serwetkami, wykuta rura od kaloryfera. Drżała toaleta, zlew, kran. Po 15 minutach ja już miałem wrażenie, że jestem zdenerwowany, wściekły, miałem tego dość. Chciałem stamtąd uciekać. Organizm reaguje na coś, do czego nie może się przyzwyczaić – wspomina psycholog Piotr Mosak. Strykowianie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Wspólnie chodzili po przejściach dla pieszych blokując jedną z głównych arterii w kraju. Bez sukcesu: policja organizowała objazdy, a gdy ludzie wracali do domów, tiry wracały do Strykowa. - Policja zrobiła wszystko, żeby to trwało jak najkrócej, jak najszybciej i żeby świat nie widział tych korków, które się tworzyły od Łodzi, to puszczano przez Zgierz i inne miasta. Były robione specjalne badania natężenia dźwięku i natężenia spalin – odpowiadały milionowemu miastu, gdzie Stryków ma około 5 tysięcy mieszkańców – opowiada Jacek Juszczyk, mieszkaniec ul. Warszawskiej w Strykowie. Kiedy mieszkańcy zagrozili, że zamkną ulicę na dobre okazało się, że można jednak zakończyć ich cierpienia. - Protest, który był wspólnym naszym protestem z mieszkańcami spowodował decyzje o budowie bajpasa, czyli fragmentu autostrady A2 i A1 i wypłynięciem tego ruchu za miastem. I w tym momencie dopiero miasto, czyli ulica Warszawska w Strykowie pozbyła się samochodów ciężarowych – mówi Andrzej Jankowski, burmistrz Strykowa. - To też była naszą zasługą, mieszkańców, pociągnięcia dalej tej autostrady. A że nie zrobiono tego od razu to teraz mamy efekty, wszystko się zaczęło sypać. Ja sam mam zniszczenia w domu, które na pewno są efektem tego wzmożonego ruchu. W związku z tym postanowiłem poszukać pomocy prawnej – opowiada Bogdan Walczak, mieszkaniec ul. Warszawskiej w Strykowie. Sprawa trafiła do sądu, proces trwał kilka lat. W oparciu o opinię psychologa i badania ekspertów sędziowie uznali, że dyrekcja dróg ponosi winę za cierpienia mieszkańców. Jeśli wyrok się uprawomocni, otworzy drogę do wypłaty odszkodowań strykowianom, da też nadzieję na podobne decyzje mieszkańcom innych miast i miasteczek, którym urzędnicze decyzje zabrały spokój. Kilka dni temu, już po realizacji reportażu, sąd wyższej instancji potwierdził precedensowy, korzystny dla mieszkańców Strykowa wyrok. Teraz kolejni sędziowie ustalą wysokość odszkodowania dla mieszkańców miasta. Tylko w sprawie Strykowa na rozstrzygnięcie czeka kolejnych kilkadziesiąt pozwów.