Aneta Zatwarnicka zanim straciła nos i kończyny przez dwadzieścia lat z sukcesami trenowała karate. Do początku tego roku poważne choroby i kontuzje ją omijały. Dokładnie drugiego stycznia nagle i bardzo szybko choroba zaatakowała jej nerki, płuca, wątrobę. Potem martwica zniszczyła jej dłonie, stopy i nos. Lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie.
- To stało się tak nagle. Nikt nie przypuszczał, że w ciągu kilku godzin okaże się, że ona umiera. To było nie do pomyślenia, że sportowiec może być bez rąk i nóg. Ale trzeba było się z tym pogodzić. To była walka o jej życie. Musieliśmy to zaakceptować – mówi mama Anety, Halina Zatwarnicka.
Aneta Zatwarnicka od ośmiu miesięcy próbuje usamodzielnić się. Ma już protezy stóp. Błyskawicznie nauczyła się w nich chodzić. Cały czas uczęszcza na zajęcia rehabilitacyjne i trenuje, wzmacnia mięśnie. W ogóle nie użala się nad sobą ani swoim losem.
- Cała historia to jest coś, co łamie każdego człowieka. A jej postawa tylko zawstydza. Myślę, że nie tylko mnie. Nie prosi, nie skarży się i nie boi się, że się przewróci. Nauczyła się upadać. I to w niej jest takie silne. Dzięki niej wiem, że są ludzie, którzy chcą żyć – opowiada Dariusz Omszałek, trener.
20-letni związek Anety Zatwarnickiej z karate dał jej wiele trwałych przyjaźni, które przetrwały trudne chwile z początku tego roku. Znajomi Anety podkreślają jej otwartość, empatię oraz ciekawość świata. Aneta imponowała im swoimi pasjami, takimi jak nauka języka chińskiego, gra na perkusji i pianinie.
- Najważniejsze teraz jest leczenie. Czekam aż organizm wróci do stabilizacji. Wtedy czeka mnie rekonstrukcja nosa. No i na razie cały czas rehabilitacja, bo te mięśnie, które są potrzebują by o nie brać. One wykonują większą pracę, bo też za te mięśnie, których już nie ma - mówi Aneta.
Zachęcamy Państwa do pomocy Anecie i innym podopiecznym Fundacji TVN „nie jesteś sam”. Aby to zrobić, wystarczy wysłać sms pod numer 7126 o treści POMAGAM (1,23 pln z VAT).