Akwizytorzy, którzy naciągają starsze osoby

TVN UWAGA! 3628892
TVN UWAGA! 135627
Odłożone z niewielkich emerytur pieniądze przepadły, zamówione usługi nie zostały wykonane. Starsi ludzie uwierzyli w hojnie składane obietnice i stracili swoje oszczędności...

Mechanizm jest prosty: akwizytor twierdzi, że przychodzi w sprawie zleconej przez spółdzielnię mieszkaniową obowiązkowej wymiany drzwi lub okien. Podtyka starszym ludziom do podpisu druk przypominający kwit ze spółdzielni. W istocie jest to umowa, dotycząca instalacji tanich materiałów za bardzo wysoką cenę. - W Internecie znalazłam wpisy pod Fabio-Bud. Ja się tam również dopisałam i podałam swój numer telefonu z prośbą żeby ci ludzie, którzy są oszukani, żeby się do mnie zgłosili. Zgłosiło się sześć osób, ale wiem, że oni też nic nie wskórali i im też nie zwrócili pieniędzy, tak jak i mnie nie zwrócili – opowiada Krystyna Lenartowicz. Pani Krystyna szybko ustaliła, że chodzi nie o jednego, ale kilku akwizytorów. Bracia Robert i Dariusz P. - choć mają zarejestrowane odrębne firmy - działają w niemal identyczny sposób i pod wspólnym adresem. Po sąsiedzku miała też adres - znana z podobnej działalności - firma ich ojca, który kilka lat temu zmarł. Pani Krystyna zorientowała się też, że sprawa znana jest urzędom m.in. stołecznemu rzecznikowi konsumentów. - Zwracają się do nas interesanci, którzy zawarli umowy z taką firmą. Tutaj mieliśmy jednakowe relacje konsumentów. W 2010 roku zawiadomiliśmy prokuraturę, przedłożyliśmy skargi 11-u konsumentów. To postępowanie zostało umorzone, ale nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tak się stało – mówi Małgorzata Rothert, Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie. Sprawę braci P. badały nie tylko lokalne instytucje: trójką akwizytorów zajmował się nawet centralny Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Firmy tych panów są nam znane. Nasze działania rozpoczęliśmy już w 2007 roku. Ten przedsiębiorca nie odpowiadał na nasze wezwania. Dlatego nałożyliśmy na niego karę za to, że nie współpracuje w naszym postępowaniu. Ta kara to ponad osiem tysięcy złotych. Jednak ani nie została do tej pory zapłacona, ani również przedsiębiorca od tej decyzji się nie odwołał i teraz toczy się już postępowanie w Urzędzie Skarbowym o ściągnięcie tej należności. My działamy w ramach kompetencji, które nam przysługują. Każdy konsument może i powinien szukać pomocy na policji - mówi Agnieszka Majchrzak, Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji. Jedna z poszkodowanych, pani Halina Żyglińska - za radą rodziny - zrobiła najpierw to, co większość ofiar akwizytorów. Poleconym listem wypowiedziała zawartą podstępnie umowę i bez efektu oczekiwała na zwrot zaliczki. Później poszła na policję, ale spotkał ją zawód. - W tym okienku ten pan policjant nic mi nie załatwił. Powiedział tylko żebym napisała list tam do nich i poczekała. A w razie co, później miałabym znowu przyjść na policję i oni wtedy dopiero pomylą inaczej – opowiada Halina Żyglińska. - Mi dzielnicowy powiedział, żebym tę sprawę oddała po prostu do prokuratury. Zgłosiłam do prokuratury, ale prokuratura odmówiła mi wszczęcia dochodzenia. To nasza wina, żeśmy dali się oszukać – mówi Krystyna Lenartowicz. Z naszych ustaleń wynika, że prokuratura zajmowała się sprawą firm rodziny P. kilka razy. Najpierw, w Piasecznie, prowadzono postępowanie w sprawie kilkunastu oszukanych, które potem umorzono, a po zawiadomieniu pani Krystyny - prokurator z Żoliborza od razu odmówił rozpoczęcia śledztwa. Dlaczego? - Prokurator opierał się na zeznaniach jednego pokrzywdzonego. Nie miał wiedzy, że w sprawie mogą być również inne osoby pokrzywdzone. A nie miał możliwości procesowego uzyskania dokumentów. Podobne postępowanie w Piasecznie zostało prawomocnie umorzone – broni decyzji o nie wszczęciu postępowania Dariusz Ślepokura, Prokuratura Okręgowa w Warszawie. - Ja nie odpuściłam, ale prokuratura w dalszym ciągu to moje zażalenie odrzuciła. Ale przesłała do sądu i orzeczenie było po tej rozprawie takie, że prokuratura ma się tym zająć – mówi Krystyna Lenartowicz. Decyzja sądu wymusi kolejne działania, ale we wcześniejszej decyzji o odmowie przeprowadzenia śledztwa znaleźliśmy niezwykłe - jak na prokuratora - błędy. Śledczy bronił działań akwizytora P.: twierdził, że ten działał legalnie, nie zwracając podstępem pobranych zaliczek, bo w umowie zapisał, że w razie rezygnacji z montażu drzwi - zadatek przepada. Tymczasem o tym, że taki zapis w wypadku akwizycji jest zabroniony - wie każdy prawnik. - Trudno mi powiedzieć czy prokurator wiedział, że ta klauzula jest dozwolona czy nie. Prokurator opierał się tylko na dwóch czynnościach – przesłuchaniu pokrzywdzonego i zapoznaniu się z umową. I w oparciu o te dokumenty podjął taką decyzję – mówi Dariusz Ślepokura, Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Do jednego z braci P. udało nam się w końcu dodzwonić, ale tylko raz. Wcześniej ani później nie odebrał już telefonu. - Proszę pana, jak wchodzimy, to mówimy, że jestem z działu technicznego, z Dział Budu, proszę pana. Ja nie mam nic do wyjaśnienia. Ja nie będę się tłumaczył, proszę pana. Pani Żyglińska chciała, żebym jej oddał zadatek? Dobrze, w poniedziałek wyślę. Ja zostałem uniewinniony ze wszystkich spraw i mogę panu przesłać faksem wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. I od tego jest sąd, czy to jest oszustwo, czy nie. W Warszawie się mogę z panem spotkać. Nie ma żadnego problemu. Oddzwonię później do pana – powiedział w rozmowie telefonicznej Robert P. z firmy Dział Bud. Dziennikarze UWAGI! nie otrzymali żadnego z obiecanych w rozmowie dokumentów, a pani Halina nie odzyskała swojego zadatku. Policja - po naszej interwencji - zobowiązała się wreszcie do przyjęcia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem prokuratura wnikliwie przyjrzy się sprawie i doprowadzi ją do sądowego finału.

podziel się:

Pozostałe wiadomości