- Nie da się człowieka bardziej upodlić w tych sprawach. Byli jak zwierzęta - mówi Małgorzata. – Czy mogłam odmówić? Jak powiedziałam jednemu, żeby dał spokój, to się głupio śmiał i mówił, że jak mu nie dam, to wylecę z pracy. Dowodem w sprawie jest kilka pornograficznych czasopism, list pokrzywdzonej do konkubenta i nieużywana prezerwatywa. W obronie dziesięciu skazanych staje nie tylko rodzina, ale także współpracownicy i mieszkańcy Bielawy. ---obrazek _i/bielawa/2.jpg|prawo|Nie wierzę, żeby to zrobili--- - Jak można przesłuchać tylko jedną stronę? Prawda i tak wyjdzie na jaw, oni są niewinni – pracownice zakładu bronią oskarżonych. Skazani za molestowanie seksualne w pracy uważają, że cała sprawa została wymyślona przez konkubenta Małgorzaty B. W ten sposób miałby wyłudzić odszkodowanie od zakładu i przy okazji zemścić się na kolegach. - Jest nas dziesięciu oskarżonych i wydaje nam się, żem ona chciała zemścić się na naszym kierowniku za to, że ją wyrzucił, mówi jeden z oskarżonych.---obrazek _i/bielawa/3.jpg|prawo|Chciała się zemścić--- Wyroki zapadły pod koniec ubiegłego roku, a mimo to 35-tysięczna Bielawa nadal żyje aferą rozporkową w zakładach tekstylnych. Do tej pory sąd nie podał uzasadnienia wyroku za molestowanie seksualne w pracy. Dziesięciu mężczyzn skazanych jest od pół roku do blisko trzech lat pozbawienia wolności. Żaden z nich nie przyznaje się do winy. Czytaj także:Rubaszny i frywolny starosta częstochowski Za molestowanie nauczyciel stanie przed sądem