Pierwsze ognisko choroby wykryto na terenie miejskiej szkoły podstawowej w Pruszkowie.
- Dyrekcja szkoły poinformowała wszystkich rodziców za pomocą dziennika elektronicznego, że tego typu sytuacja miała miejsce. Przeprowadziliśmy kompleksową dezynfekcję szkoły, polegającą nie tylko na przewietrzeniu pomieszczeń, ale również dezynfekcji ławek, krzesełek, stołów. Ponadto wszystkich elementów, które dzieci dotykają, czyli poręczy, klamek, sanitariatów. Dezynfekcję będziemy prowadzić dalej, przez 14 dni – mówi Michał Landowski, wiceprezydent Pruszkowa
Chora była cała sześcioosobowa rodzina.
- Na sześć osób niezaszczepione są dwie najmłodsze córki, te które zachorowały jako pierwsze. Są niezaszczepione tylko i wyłącznie z powodów losowych. Jeżeli lekarz nie dopuści do szczepienia dziecka z katarem to nie dopuści też jego rodzeństwa, które kataru nie ma, ale prawdopodobnie będzie go mieć. Tak się złożyło, że te szczepienia odwlekły się w czasie – twierdzi matka.
Członkowie rodziny w różny sposób przechodzili chorobę.
- Dziewczyny strasznie źle się czuły, bo miały gorączkę przez półtora tygodnia. Przelewały się przez ręce, dusiły się, bo zapalenie spojówek było straszne. Kaszel też był okrutny, bo podnosiło je z łóżka do pionu. Zbierało im się na wymioty. Mocno się męczyły. A reszta przeszła to jak zwykłe przeziębienie. Mnie najbardziej wypryszczyło z całej szczepionej części. Jedna z córek, która miała szczepioną tylko jedną dawkę nie zachorowała w ogóle, nawet stanu podgorączkowego nie miała – mówi.
Nagłośnienie sprawy spowodowało, że rodzice pytają o szczepionki w przychodniach.
- Wiemy o tym, że zagrożenie budzi lęk. Nie możemy doprowadzić do tego, żebyśmy mieli w społeczeństwo nieszczepione, chorujące z bardzo ciężkimi powikłaniami. Jeżeli zaczną występować przypadki śmiertelne to cofniemy się o 100-200 lat – uważa Agata Wolska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pruszkowie.