Owrzodzenie nóg
Pani Monika cierpi z powodu niegojących się ran nóg. Kilkanaście pobytów w szpitalu i setki wizyt u różnych lekarzy nie przyniosło poprawy.
- Urodziłam się z dziecięcym porażeniem mózgowym kończyn dolnych. Byłam uczona, żeby radzić sobie w życiu i tak się działo. Chodziłam o kulach, sprzątałam, prałam, gotowałam. Niestety, od sześciu lat zaczęły się robić rany. Z początku rana była mała. Starałam się iść z tym do lekarza. Potem rozchodziło się to coraz szybciej – opowiada pani Monika.
Mimo upływu lat, kobieta nie ma postawionej właściwej diagnozy.
- Jeden lekarz powiedział, że to owrzodzenie żylne. Inny specjalista powiedział, że to owrzodzenia troficzne. Kolejny lekarz temu zaprzeczył – przywołuje kobieta.
Na czym dokładnie polega schorzenie pani Moniki?
- Moja noga wygląda tak, jakby ktoś nożem obciął skórę i ją zdjął do końca. Widać jakby gołe, nieosłonione nerwy – opisuje kobieta.
„Od dwóch lat myślę, że mama może umrzeć”
Oliwer, choć ma dopiero 12 lat, stara się pomagać mamie, jak może. Chłopiec wychowuje się bez ojca. Renta mamy, niewysokie alimenty, opiekuńcze i 500+ to cały dochód rodziny. Pomaga babcia Oliwera.
- Chciałbym, żeby moja mama żyła przynajmniej do moich 18. urodzin. Chciałbym, żeby ją wyleczono z tych ran, żeby mogła chodzić o kulach. Teraz wszystko ciężko jej robić. Dużo śpi, nie ma energii – mówi 12-latek.
Jednym problemem są nieleczące się rany, a kolejnym koszt opatrunków i leków dla pani Moniki oraz dla Oliwera, który cierpi na padaczkę.
- Od dwóch lat myślę, że mama może umrzeć. Chciałbym mieć pracę, żeby pomóc mamie, kupować jej gazę – wyznaje Oliwer. I dodaje: - Dużo dzieci nie wie, czym jest życie. Ani się nie zorientujesz, a już jesteś w pracy. Potem przestajesz pracować i umierasz. Tak działa życie.
- Oliwer by chciał, żebym wróciła do tego stanu, gdzie w miarę normalnie funkcjonowałam. Szukał w internecie pomocy, znalazł kontakt do pani doktor i napisał do niej wiadomość. Czekał na odpowiedź i był bardzo zawiedziony jej brakiem. Okazało się, że pani doktor się nie zajmuje takimi problemami – opowiada pani Monika.
Akademia leczenia ran
Szacuje się, że z powodu niegojących się ran w Polsce cierpi około miliona osób.
- Rana dla lekarza chirurga jest pewną ujmą na honorze. Wielu nie chce widzieć ani leczyć tego problemu, a cierpienie pacjenta jest ogromne – mówi prof. Michał Zembala, współorganizator Akademii Leczenia Ran.
- Wciąż pokutuje przekonanie, że to lekarz, a nie pielęgniarka mają leczyć rany, a jest odwrotnie. Wspólnie z Michałem Zembalą stworzyliśmy akademię, by uświadamiać jak ważna jest interdyscyplinarność w leczeniu ran. Wydaje mi się, że u tej pani brakuje przede wszystkim kompresjoterapii, bez niej nie zagoimy ran. Stosowanie kolejnych opatrunków tylko wydłuża leczenie – uważa Aneta Zymon, współorganizatorka Akademii Leczenia Ran, założycielka Centrum Leczenia Bólu i Ran.
Pani Aneta na naszą prośbę zgodziła się nie tylko skonsultować, ale także leczyć panią Monikę.
- Bardzo się cieszę, że znalazł się ktoś, kto mi pomoże. Miałam już dość bólu. Chodzi też o Oliwera, żebym mogła go wychować i żeby on przestał się martwić, co będzie, jak mama umrze – mówi pani Monika.
Leczenie na pewno będzie trwało wiele tygodni, jeśli nie miesięcy. Pani Monika wie, że robi to nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla swojego syna. Gdyby ktoś z Państwa chciał wspomóc panią Monikę, wszystkie informacje znajdziecie tutaj.
Autor: Uwaga! TVN