12-latka zgłosiła, że molestował ją starszy chłopiec. „I nic z tym nie zrobiono”

TVN UWAGA! 5364969
TVN UWAGA! 352788
12-letnia Maja, przebywając w rodzinnym domu dziecka, miała być molestowana przez starszego od niej chłopca. Kiedy dzieci zostały odebrane opiekunom, trafiły do kolejnej placówki, pod jeden dach.

Do niedawna Maja przebywała w rodzinnym domu dziecka niedaleko Słupska. Razem z nią w pieczy zastępczej mieszkało dziesięcioro dzieci. Wszystkie chodziły do tej samej szkoły.

- To są fajne dzieciaki, naprawdę mądre i zdolne. Myślę, że każde z nich czuło się w szkole dobrze – mówi Maria Zielińska, jedna z ich nauczycielek.

Pewnego dnia dzieci nie przyszły do szkoły.

- Okazało się, że zostały zabrane interwencyjnie. Dzieci napisały nam tylko, że była taka sytuacja, która wymagała interwencji i nic więcej – dodaje Zielińska.

Wstrząsające relacje

Dotarliśmy do dokumentacji dzieci znajdujących się w rodzinie zastępczej oraz treści doniesienia do prokuratury, które po wywiadzie psychologów z podopiecznymi złożył ośrodek pomocy rodzinie. To, co miało się dziać za murami rodzinnego domu dziecka, prowadzonego wraz z mężem przez Ewę G., jest przerażające. Opowiedzieli nam o tym, chcący zachować anonimowość, pracownicy pogotowia opiekuńczego.

- Dzieci zgłaszały, że porcje jedzenia, które dostają są zbyt małe i nie wystarczają. Były więc głodne. Ponadto wykonywały różne prace, na przykład kopanie dołów, przewożenie węgla taczką, robiły to nawet te małe dzieci, dla których było to potwornie trudne - słyszymy.

Z relacji pracownika pogotowia wynika też, że dzieci miały zabrane telefony.

- Rozmowy z rodziną odbywały się na przykład w samochodach. I dzieci były instruowane, co mają mówić. Były takie komunikaty, że nie mogą źle mówić o cioci, czyli o tej matce zastępczej - słyszymy.

Ewa G. była matką zastępczą dla 11 dzieci.

- Nie mam nic do powiedzenia – usłyszeliśmy od G., kiedy przyjechaliśmy do niej, by porozmawiać.

Przemoc seksualna?

To jednak nie wszystkie fakty, które pojawiają się w dokumentach. Jedna z dziewczynek miała być ofiarą przemocy seksualnej.

- Wśród tych dzieci jest dziewczynka i chłopiec. Chłopiec masturbował się przy dziewczynce. I wchodził nago do jej pokoju – mówi pracownik pogotowia opiekuńczego.

- Ona sygnalizowała, że ma myśli samobójcze. Nikt nic z tym nie zrobił – dodaje inny pracownik pogotowia.

- Od rodziny zastępczej usłyszała, że musi sama sobie z tym poradzić, bo inaczej pojedzie do szpitala psychiatrycznego - słyszymy.

MOPR

W lipcu Maja postanowiła wyjawić, to, czego doświadcza w rodzinie zastępczej, pracownikom MOPR-u.

- Pracownicy MOPR-u nic z tym nie zrobili – słyszymy od naszego rozmówcy z pogotowia opiekuńczego.

Dzieci nie zostały rozdzielone.

„Postępowaliśmy zgodnie z prawem”

Dlaczego mimo takiej wiedzy nie rozdzielono dzieci? A rodzinę zastępczą rozwiązano w trybie interwencyjnych dopiero w październiku? Co na to miejski ośrodek pomocy rodzinie, który powołał pieczę zastępczą i sprawuję nad nią kontrolę?

- Od tego, żeby stwierdzić, czy rzeczywiście dochodziło do jakichkolwiek przykładów przemocy, jeżeli do tego dochodziło, zawsze jest sąd – stwierdza Sylwia Ressel, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku. I dodaje: - My w momencie, jak mieliśmy jakąkolwiek wątpliwość, co, do jakości świadczonych usług i do jakości opieki w tej placówce, natychmiast rozwiązaliśmy placówkę. Postępowaliśmy zgodnie z prawem, zgodnie z wytycznymi, zgodnie z obowiązującymi nas w tym momencie normami.

- Pierwsza zasada w przypadku, kiedy przemoc dotyczy dziecka to zabezpieczenie dziecka, czyli, żeby przerwać krzywdę. Zanim podejmiemy dalsze kroki interwencyjne musimy zadbać o to, żeby dziecko było bezpieczne – podkreśla Anna Krawczak z Interdyscyplinarnego Zespołu Badań nad Dzieciństwem Uniwersytetu Warszawskiego.

- W tym przypadku dziewczynka i chłopiec nie powinni przebywać razem – dodaje Krawczak.

Dzieci przebywają w pogotowiu opiekuńczym. Niestety, 12-letnia Maja została umieszczona w tym samym budynku i na tym samym piętrze z chłopcem, który przez ostatnie miesiące miał ją krzywdzić.

- Jesteśmy zaniepokojeni faktem, że dziewczynka z chłopcem, ofiara i kat, zostali umieszczeni pod jednym dachem, na co z naszej strony nie ma zgody. To jest niedopuszczalne zachowanie, jeżeli chodzi o dyrekcję – mówi anonimowo jeden z pracowników pogotowia.

- Nie ma takiej możliwości, żeby te dzieci nie wpadały teraz na siebie kilkanaście razy dziennie. A jest możliwość ich rozdzielenia, ponieważ tam są trzy domy – podkreśla pracownik pogotowia.

- [Maja – red.] całą sobą mówi, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Widać po niej niezadowolenie i wściekłość. I wielki żal – dodaje inny pracownik pogotowia.

„Musi tak być”

- Celem instytucji pomocowych jest świadczenie profesjonalnej pomocy. Podjęcie decyzji o tym, żeby nie tylko nie ochronić dziecka, które zgłasza, że doświadcza przemocy seksualnej, ale umożliwić sprawcy dalszy kontakt z tym dzieckiem, czyli de facto narazić dziecko na dalsze krzywdzenie, stawia pod dużym znakiem zapytania kompetencje osób, które podjęły takie decyzje – uważa Anna Krawczak.

- Jest mi bardzo żal Mai. Chodziliśmy do dyrekcji, prosić o przeniesienie tego dziecka na inny dom, żeby oni nie mieli styczności. Ale usłyszeliśmy, że na razie musi tak być i że mamy mieć oczy dookoła głowy. Żyjemy na tak zwanej bombie, musimy być czujni, czy nic się nie wydarzy – mówi pracownika pogotowia opiekuńczego.

- Uważam, że dzieci zapłacą za to ogromną cenę. Zwłaszcza, że wiemy, że w swoim życiu doświadczyły takich rzeczy, których nie powinny doświadczać, a tu kolejna rzecz. Miejmy nadzieję, że trafią w jakieś dobre ręce, bo pogotowie opiekuńcze to tylko chyba przystanek, zupełnie niepotrzebny – kwituje Maria Zielińska.

podziel się:

Pozostałe wiadomości