Współczesne obozy pracy

Charakterystyczne żółte „Biedronki” znamy tylko od frontu. Tymczasem to, co dzieje się na zapleczu budzi grozę. Wykorzystywanie pracowników, łamanie prawa - to codzienność.

„Biedronka” to jeden z najbardziej znanych sklepów w Polsce. Ponieważ jest ich prawie siedemset, niemal każdy Polak, choć raz robił tu zakupy. Właściciel sieci zatrudnia w „Biedronkach” prawie dziesięć tysięcy osób - większość na trzy czwarte etatu. Teoretycznie powinni pracować sześć godzin dziennie, a wszystkie nadgodziny powinny być wynagradzane. W każdej z kilkunastu „Biedronek”, w których byliśmy słyszeliśmy jednak, że to fikcja. Potwierdzili to także byli pracownicy sieci, do których dotarła ekipa „UWAGI!” - Zdarzyło się kiedyś, że przez sześć miesięcy pracowałam bez jednego dnia wolnego – powiedziała nam była zastępczyni kierownika w sklepie „Biedronka. Pani Bożena, była kierowniczka dodaje – To były obozy pracy. Tak bym to określiła. Pracowałam po kilkanaście, kilkadziesiąt godzi. Często nie wracałam do domu. Spałam na stołach warzywnych. Podobnie swoją pracę w „Biedronce” wspomina Krzysztof, który jako kierownik pracował przez kilka lat w czterech sklepach sieci „Biedronka” – Mój rekord to 34 godziny pracy non stop. Bez żadnego odpoczynku. Byłem do tego zmuszony przez swoich przełożonych. Jak to możliwe, że pracownicy zatrudnieni przeważnie na niepełny etat musieli tyle pracować, nie dostając za dodatkowe godziny ani złotówki? Dyrekcja spółki, do której należą „Biedronki” twierdzi nic o ujawnionych przez nas nieprawidłowościach nie wie – Czas pracy jest ewidencjonowany na listach, które są podpisywane codziennie przez pracownika i kierownika sklepu. Jest to również sprawdzane przez kierownika regionu – twierdzi Marian Jaśkowiak, dyrektor personalny firmy „Jeronimo Martins Dystrybucja, która jest właścicielem sieci „Biedronka”. Jego zdaniem wykorzystywanie pracowników i łamanie prawa nie jest, więc możliwe. Jednak prawda jest inna. Zdaniem byłych i obecnych pracowników, którzy zgodzili się na rozmowę z naszą reporterką nagminne w „Biedronkach” jest fałszowanie kart ewidencyjnych. Na papierze wszystko jest, więc w jak najlepszym porządku. - Pani kierownik kazała nam podpisywać gotowe kartki, gdzie nie było godzin, które w rzeczywistości przepracowaliśmy. One na papierze były wolne – mówi była kasjerka. Ten proceder potwierdza także Bożena, która jako kierowniczka nadzorowała podpisywanie list ewidencyjnych w swoim sklepie – Ja też fałszowałam ewidencję. Ale gdy kiedyś próbowałam wpisać więcej godzin, które przepracowałam ja i moi ludzie, to takie ewidencje były mi rzucone pod nos. Przełożony ich nie przyjął. Zmuszanie pracowników do pracy po godzinach, bez wynagrodzenia to nie jedyna nieprawidłowość wykryta przez reporterkę „UWAGI!”. „Biedronki” nie zatrudniają ani sprzątaczek, ani magazynierów. Od wszystkiego są kasjerzy – przeważnie kobiety. W ukrytej kamerze bez trudu udało się jej zarejestrować sceny, gdy kobiety musiały przeciągać ważące setki kilogramów pakunki. Normy określone przez przepisy BHP były wielokrotnie przekroczone. Pytani o podobne sytuacje inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy tylko bezradnie rozkładali ręce.

podziel się:

Pozostałe wiadomości