Trzy lata gehenny

Przez lata katował swoją konkubinę. Łamał jej palce, skalpował, nadrywał uszy. Wiedzieli o tym wszyscy mieszkańcy wsi. Mimo to woleli siedzieć cicho, bo bali się oprawcy. Policja i pomoc społeczna nie interesowały się losem torturowanej kobiety.

Dramat rozgrywał się w Maliniu, wsi koło Mielca. W domu otoczonym zdziczałym ogrodem mieszkał Ferdynand K., postawny mężczyzna w średnim wieku. Razem z nim mieszkała jego konkubina Elżbieta. Kobieta prawie nigdy nie wychodziła z domu. Sąsiedzi znali powód dla którego kobieta nie pokazywała się we wsi, ale nie reagowali - mężczyzna bił i torturował ją od lat. - Siedziała cały czas w tej kuchni, zamykał ją tam – mówi jeden z mieszkańców wsi. – Ona się go bała. Ferdynand K. to niezrównoważony psychicznie brutal i furiat. Ma na swoim koncie kilka wyroków. Trzy lata temu wyszedł na wolność po odsiedzeniu kary czterech i pół roku za gwałt. Ludzie się go bali. Był zdolny nawet do tego, żeby napaść przechodnia na ulicy. - Stałem na drodze, a on szedł pijany – podszedł do mnie z tyłu z młotkiem: mało brakowało, a uderzyłby mnie, w ostatniej chwili go zobaczyłem – opowiada młody chłopak. O tym, co Ferdynand K. robi swojej konkubinie mieszkańcy wsi dobrze wiedzieli. Wiedziała też matka Elżbiety. Ale wszyscy udawali, że nic się nie dzieje. - Czy podnosił na nią rękę, tego nie powiem – mówi jeden z sąsiadów. – Bo nie chcę zginąć. Elżbieta w końcu uciekła z domu. Znaleźli ją przy drodze mieszkańcy wsi Trzesień. Była zmasakrowana, wyczerpana, nie miała siły iść. - Ludzie nie wiedzieli, co to jest – mówi mężczyzna, który pierwszy zobaczył Elżbietę. – Na głowie miała zaschniętą krew, a naderwane uszy prawdopodobnie gniły. Komendant policji zapytał ją, czy zrobił jej to K., a ona przytaknęła głową - relacjonuje świadek. Kobieta trafiła do szpitala. Lekarz z 30-letnim stażem zawodowym mówi, że nie pamięta, by wcześniej widział osobę tak zmaltretowaną. Według niego była torturowana co najmniej od trzech lat. Miała wyrywane włosy z głowy, naderwane uszy, nacinaną żyletką skórę, łamane palce. - Nigdy jej nie uderzyłem – mówi Ferdynand K. – Ona sama ze schodów spadła, poobijała się. To wodą gorącą się oblała, nogi poparzyła. Chciała, żeby ją ostrzyc i włosy sobie z głowy normalnie wyciągała. I wargi jej rozciągałem, bo zęby zacinała. Ferdynand K. jest przekonany o swej niewinności. Uważa, że to on jest ofiarą związku z Elżbietą. Dał jej dom, bo nie miała dachu nad głową, a ona chciała więcej i więcej. Twierdzi, że musiał ciągle jej pilnować, żeby się nie zabiła, bo była taką niedojdą. Nie odwdzięczała mu się ciepłem i wyrozumiałością, których tak potrzebował. Policja i pomoc społeczna nie interesowały się losem kobiety. Mimo, iż wiele wskazywało, że warto. Dzielnicowy z pobliskiego Tuszowa Narodowego mówi, że policja wiedziała, jakim człowiekiem jest Ferdynand K. Pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej z tej samej miejscowości mówi, że w ośrodku podejrzewali, iż Elżbiecie dzieje się krzywda. Domu w ogrodzie nie odwiedził ani policjant, ani kurator. Dziś Ferdynand K. jest podejrzany o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem. Prokuratura zbiera dowody. Na razie jedynym dowodem są wyniki obdukcji. Ale to nie wystarczy, by oskarżyć oprawcę. Czy ludzie zgodzą się świadczyć o tym, co Ferdynand K. robił Elżbiecie? Czy przełamią strach? Jeśli nie, oprawca kobiety pozostanie bezkarny.

podziel się:

Pozostałe wiadomości