Stracili ogromne pieniądze. Mówią, że zostali oszukani „metodą na ambasadora”

TVN UWAGA! 334719
- Miał zdjęcia z szanowanymi osobami; politykami, duchownymi, nawet z papieżem Franciszkiem. Przedstawiał się jako konsul honorowy Sudanu, na biurku prezydenta miała leżeć jego nominacja na ambasadora – mówią o 35-letnim Filipie S. poznańscy przedsiębiorcy.

Spotkaliśmy się z grupą przedsiębiorców z Poznania, która czuje się poszkodowana przez Filipa S. Jedni pożyczali 35-latkowi pieniądze, inni mieli powierzać mu różne kwoty, by zarobić.

- To miała być inwestycja w złoto z Sudanu. Zarobki w okolicach 40 proc., minimalnie 30 proc. inwestycji – wylicza jeden z przedsiębiorców.

- Biznes miał polegać na sprowadzaniu pomarańczy z Afryki. Owoce miały być dystrybuowane na stacjach benzynowych, do tak zwanych wyciskarek – tłumaczy Andrzej Konarski, kolejny biznesmen, który czuje się poszkodowany.

- Wkręcił się mój mąż. Chodziło o produkcję biurek. Ale z tego, co ja wiem, żaden z pomysłów pana S., a było ich naprawdę dużo, nie został zrealizowany – opowiada kobieta, której mąż popełnił samobójstwo.

- Był już pod ścianą. Wiedział doskonale, że został oszukany przez pana Filipa S. Popełnił samobójstwo, nie widząc innego rozwiązania. Zostawił nas, mnie z trójką dzieci, z ogromną traumą – ubolewa zrozpaczona kobieta.

Jak to możliwe, że majętni i wykształceni ludzie stracili fortuny?

- [Filip S. – red.] miał kontakty, kreował się na taką osobę, że nawet nie przyszło nam do głowy, żeby mieć jakieś wątpliwości. Nie mieliśmy nawet śmiałości zapytać go o wiarygodność – mówi jeden z mężczyzn.

- Pokazywał się z osobami szanowanymi, ale też na jego stronie internetowej były takie osoby jak prezydenci. Miał zdjęcia w towarzystwie premiera Morawieckiego, pani Jadwigi Emilewicz, Leszka Millera, Ryszarda Kalisza, duchownych, takich jak ojciec Rydzyk, arcybiskup Grocholewski, a nawet papież Franciszek – słyszymy.

Większość znanych osób, prawdopodobnie przypadkowo została sfotografowana z Filipem S., przy różnych okazjach.

- Przedstawiał się jako konsul honorowy Sudanu, jako nominowany ambasador Polski w Egipcie, jako doktor – wylicza Konarski.

- Mówił, że jest pracownikiem ministerstwa spraw zagranicznych, miał w samochodzie przepustkę ministerstwa spraw zagranicznych. Mówił, że zostanie ambasadorem, że leży nominacja na biurku prezydenta, więc pożyczyliśmy 102 tys. zł. To była pożyczka, w naszej sytuacji nie było mowy o żadnym biznesie – mówi jeden z mężczyzn.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaprzecza, by Filip S. był kiedykolwiek konsulem honorowym Republiki Sudanu. W 2018 roku wpłynął wniosek, który został odrzucony. Filipowi S. nigdy nie wydano stałej karty wjazdu. Miał kontakt z MSZ-em przy okazji misji handlowej zorganizowanej przez Krajową Izbę Gospodarczą.

- Na dzisiaj o S. wiemy tyle, że wszystko, co nam przekazał, było nieprawdą. Cokolwiek powiedział, każde jego słowo, było nieprawdą – mówi jedna z osób, która czuje się poszkodowana.

O Filipie S. napisał lokalny dziennik.

- Zadzwoniłem do domniemanego promotora jego pracy doktorskiej. Powiedział mi, że o żadnym doktoracie nie wie, oczywiście zna Filipa S. jako aktywnego studenta, który wykazywał słomiany zapał, jeśli chodzi o napisanie doktoratu – mówi Łukasz Cieśla, dziennikarz „Głosu Wielkopolskiego”.

- Swego czasu kandydował do rady miasta Poznania z ramienia SLD. Z tego, co wiem, Ryszard Kalisz bawił się na jego weselu. Na ślubie były też inne znane osoby. Bez wątpienia posiada takie kontakty, to jest fakt. Tylko pytanie, co z tych kontaktów wynika i z tych jego opowieści – dodaje Cieśla.

Ryszard Kalisz nie chciał wystąpić przed kamerą, ale znajomości się nie wypiera. „Poznałem go jako aktywistę lewicowej młodzieżówki; dynamiczny, dobrze wychowany, pożyczyłem Filipowi S. pieniądze, których zresztą do dziś nie oddał”, mówi Kalisz w rozmowie z dziennikarką programu Uwaga! TVN.

Kariera zawodowa 35-latka jest dość trudna do odtworzenia. Wiadomo, że był miedzy innymi konsultantem w PZU, koordynatorem w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, asystentem w urzędzie marszałkowskim i członkiem Towarzystwa imienia Hipolita Cegielskiego, promującego przedsiębiorczość.

- Nie można łączyć działalności Filipa S. z towarzystwem, bo on był pięć lat w towarzystwie i półtora roku temu złożył rezygnację. I jego nie ma. Co ja będę mówił o S.? To jest młody, dobry facet, ale wpadł w jakieś kłopoty. I nic więcej – mówi Marian Król, prezes Towarzystwa im. Hipolita Cegielskiego.

S. został wyróżniony przez Towarzystwo. Za co?

- Niech pani przeczyta dokładnie, co ten młody człowiek od dwudziestu paru lat zrobił. Był szefem rady miejskiej, radnych miasta Poznania. I tak dalej, i tak dalej. (…) Nie będę rozmawiał, do widzenia – oświadczył Król.

Rewolucja w Sudanie

- [Filip S.] opowiadał mi o rzekomej rewolucji w Sudanie, która spowodowała, że ten biznes nie doszedł do skutku, a jego pieniądze utkwiły w Sudanie. Mówił, że nie można się tam dodzwonić, ponieważ nie działają telefony, loty również są niemożliwe – opowiada Andrzej Konarski. I dodaje: - Udało się zweryfikować wszystkie te informacje – negatywnie. Konsulat zaprzeczył, jakoby była jakaś zakrojona na szeroką skalę rewolucja, podobnie, że nie działają telefony, albo nie ma lotów. Wszystko odbywa się normalnie.

Wątek afrykański pojawił się w życiu Filipa S. wraz z jego działalnością w Afrykańsko-Polskiej Izbie Handlowej „ProAfrica”.

- Podejrzewałam, że Filip S. robi interesy poza stowarzyszeniem – przyznaje Magdalena Pauszek, wiceprezes stowarzyszenia „ProAfrica”. I dodaje: - Niewątpliwie Filip S. oszukał nas wszystkich. Mnie, członków stowarzyszenia. Zauważyłam też, że bardzo medialnie to stowarzyszenie było przez niego pilnowane. Facebook, telewizja, artykuły, Twitter – to wszystko funkcjonowało doskonale, natomiast reszta zupełnie leżała.

Czy S. miał kompetencje, żeby szefować stowarzyszeniu?

- Prezesami zostają ludzie zupełnie bez kompetencji. To nie jest warunek sine qua non, żeby pełnić tę funkcję. Natomiast nie mam najmniejszych wątpliwości, że w kwestiach prawno-biznesowych wspiera go bardzo mocno pan mecenas P. – wskazuje Pauszek.

Filip S. próbował wstrzymać emisję programu zanim jeszcze zajęliśmy się tematem. Ale później sam przyszedł aby udzielić wywiadu.

Filip S. zarzuca wierzycielom działanie na szkodę jego dobrego imienia. Wysyłanymi w jego imieniu pismami próbowano zablokować każdą wypowiedź, mogącą obnażyć mechanizm jego działania.

Więcej w jutrzejszej Uwadze!

podziel się:

Pozostałe wiadomości