Pracownik DPS-u miał wykorzystać 30-letnią pensjonariuszkę. Ofiar było więcej?

TVN UWAGA! 338201
Adam S. w DPS-ie był kierowcą i złotą rączką. Według prokuratury miał kilkukrotnie wykorzystać seksualnie jedną z niepełnosprawnych intelektualnie pensjonariuszek. Mimo zarzutów, mężczyzna dalej pracował w placówce prowadzonej przez elżbietanki.

- To było między godz. 16 a 17. Miałam popołudniowy dyżur. Przyszedł pan Adam, widać było, że dosyć mocno wypił. Poszedł do świetlicy, gdzie były dziewczyny – opowiada Mirosława Złoczewska.

Pani Mirosława w DPS-ie w Łopiennie, zajmującym się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, przepracowała 14 lat.

- Poszłam na świetlicę i wzrokiem objechałam dziewczyny, nie było Danki. Zaświeciła mi się lampka i wyszłam jej szukać. Po pewnym czasie, patrzę, że Danka wychodzi z pomieszczenia gospodarczego. Pan Adam niby kładł tam płytki. Pytam: „Danuś, a gdzie ty byłaś?” A ona do mnie: „A nie powiesz nikomu?”. I mówi, że była u pana Adama i dotykał ją, i spojrzała na piersi. Mówiła, że kazał zdjąć jej spodnie i wk… Jak mi to powiedziała, to mnie zmroziło. Wzięłam Dankę i poszliśmy do siostry przełożonej. Poprosiłam, żeby powiedziała siostrze to, co mi. I powiedziała – relacjonuje kobieta.

Tego dnia do DPS-u nie wezwano policji ani lekarza. Dopiero po dwóch dniach z inicjatywy pani Mirosławy w placówce pojawił się psycholog, któremu 30-letnia pensjonariuszka z niepełnosprawnością intelektualną jeszcze raz opowiedziała, co zrobił jej 55-letni Adam S.

- Danka na pierwszy rzut oka jest normalną dziewczyną. Może trochę skrytą, ale jest ładna i od razu nie widać u niej niepełnosprawności – mówi pani Mirosława.

Zarzuty

Siostry dopiero po kilku dniach od zdarzenia zgłosiły sprawę prokuraturze. Ta przesłuchała kobietę i dała wiarę jej zeznaniom. Co więcej, prokurator ustalił, że nie było to jednorazowe zdarzenie. Według biegłych Danuta M. ze względu na swoją nieporadność, nie była w stanie zrozumieć zdarzeń. Ostatecznie prokuratura postawiła mężczyźnie zarzut kilkukrotnego wykorzystania seksualnego 30-latki.

- Mężczyzna nie przyznał się do stawianego mu zarzutu. Prokurator zastosował wobec podejrzanego środek wolnościowy w postaci dozoru, połączony z zakazem kontaktowania się w jakikolwiek sposób z pokrzywdzoną i zbliżania się do niej na odległość mniejszą niż 20 metrów – mówi Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Mimo prokuratorskich zarzutów i zakazów, 55-letni mężczyzna nadal pracował w DPS-ie.

- Byłam zdziwiona, że pan Adam wrócił. To tak, jakby nie było żadnej reakcji – wskazuje pani Mirosława.

Pani Mirosława nie mogła się z tym pogodzić. Zaniepokojona sytuacją, w lutym tego roku rozmawiała z wicestarostą gnieźnieńskim.

- Byłam zaskoczona, uważam, że należało taką osobę odciąć, odseparować od osób niepełnosprawnych intelektualnie. Nie rozumiem, czemu ten człowiek pracował tam dalej. Po ludzku nie rozumiem – mówi wicestarosta Anna Jung.

Inna poszkodowana?

Sprawa została nagłośniona przez lokalne media. Wtedy wydarzenia przybrały jeszcze bardziej zaskakujący obrót. Odnalazła się rodzina innej pensjonariuszki, która także miała być poszkodowana. Małgorzata była niepełnosprawna intelektualnie w stopniu lekkim. W 2009 roku opuściła placówkę w Łopiennie i już nie chciała do niej wracać. Zmarła w grudniu zeszłego roku.

- Codziennie myślę o Gosi, codziennie myślę o mojej siostrze – przyznaje przez łzy Agnieszka Kozłowska. I opowiada: - Gosia mówiła ojcu, jak ją zabrał z ośrodka, że ten Adam krzywdził ją, ciągał ją do kotłowni. Mało tego, powiedziała, że przyłapały ją tam siostry i nic z tym nie zrobiły. Żeby sprawa nie wyszła na jaw, kazały podpisać jej pismo, że kłamie. Prawdopodobnie je podpisała.

Kozłowska przypuszcza, że dochodziło do molestowania i gwałtów.

- Skoro stwierdziła, że ją skrzywdził i wciągał do kotłowni, to, co mógł robić? Z tego, co mówił ojciec, Gosia nigdzie nie chciała tego zgłaszać. Nie wiem, może się bała, bo powiedziała siostrom i siostry to zataiły. Może bała się, że policja jej nie uwierzy.

Mieszkańcy o 55-latku

Okazuje się, że plotki na temat tego, co 55-letni kierowca robił zmarłej Małgorzacie krążą od wielu lat nie tylko po domu opieki, ale i po Łopiennie.

- Panie, które kiedyś tam pracowały albo jeszcze pracują, mówiły, że pan Adam, kiedyś wiózł Gosię, rozkładał kocyk itd. – opowiada pani Mirosława.

- To się działo w różnych miejscach, po różnych kątach – słyszymy od mieszkańców Łopienna.

- Nikt nie będzie nic mówić, bo to jest temat tabu. Są pracownicy, widzieli i czemu nic nie mówią? Okropna zmowa milczenia – dodaje inna osoba.

Z relacji mieszkańców wynika, że niejednokrotnie zdarzało się, że Adam S. wracał pijany z pracy.

- Chwalił się w sklepie, że może sobie wypić, bo on ma tam plecy – słyszymy od jednej z mieszkanek.

Zdaniem pani Mirosławy siostry wiedziały, że S. pije alkohol.

- Pan Adam miał względy.

Mieszkańcy Łopienna nie chcą rozmawiać przed kamerą z twarzą. DPS to dla lokalnej społeczności ważne miejsce zatrudnienia. Same siostry tylko raz publicznie wypowiedziały się na temat sprawy. Dyrektor DPS tłumaczyła, że nie mogła zwolnić mężczyzny bez prawomocnego wyroku sądu.

- Zabrakło empatii i ludzkiej przyzwoitości. Trzeba było zdecydować się na zawieszenie jego obowiązków, żeby chronić osobę, która była zagrożona. Następnie w momencie, kiedy zapadają rozstrzygnięcia sądu, są środki karne, zdecydowałabym się na rozwiązanie umowy w trybie dyscyplinarnym – mówi prof. dr hab. Monika Gładoch, kierownik katedry prawa pracy UKSW w Warszawie.

Kilkukrotnie próbowaliśmy umówić się na rozmowę z siostrami. Ale odmawiały.

Próbowaliśmy także skontaktować się z Adamem S., ale chociaż słychać i widać, że ktoś jest w domu, nikt nam nie otwierał. Dotarliśmy do jego matki.

- Nikt tam nie wykorzystywał, tylko sobie coś uroili – stwierdziła.

„Chcę, by dopadła go sprawiedliwość”

Danuta M. z racji na swojej niepełnosprawności intelektualnej jest całkowicie ubezwłasnowolniona. Nie ma rodziny. Opiekę prawną nad nią sprawuje była pracownica DPS-u i sąsiadka Adama S. Kobieta przez wiele lat pracowała w tamtejszej pralni, a od września jest na emeryturze. Zapytaliśmy ją, co zrobiła w sprawie swojej podopiecznej, kiedy dowiedziała się, że mężczyzna miał ją wykorzystać seksualnie i mimo zarzutów dalej tam pracował.

- Siostra dyrektor zapewniła mnie, że wszystkie kroki zostały poczynione. Zostało to zgłoszone do prokuratury, więc byłam spokojna. Ufałam siostrze dyrektor, że nie ma on dostępu do Danusi - słyszymy.

Prokuratura nie zaostrzyła Adamowi S. środków karnych, bo nikt nie zgłaszał, że kierowca może łamać zakazy. Ale czy rzeczywiście śledczy zrobili wszystko, żeby uchronić niepełnosprawną i nieporadną Danutę M. przed kontaktem z mężczyzną, jeżeli ten dalej pracował w DPS-ie? Podopieczna z racji na swoje ubezwłasnowolnienie nie mogła przecież wychodzić poza teren domu opieki.

Dlaczego śledczy po prostu nie zakazali Adamowi S. wstępu do DPS-u?

- W ocenie prokuratora, który prowadził sprawę, taki zakaz nie był potrzebny – mówi prok. Łukasz Wawrzyniak.

Rodzina Małgorzaty, byłej pensjonariuszki DPS-u, liczy na sprawiedliwy wyrok.

- Chcę, by dopadła go sprawiedliwość. Skoro skrzywdził Gosię i kobietę, która nadal przebywa w ośrodku, to mogły być nie tylko one – kwituje Agnieszka Kozłowska.

Siostry zakonne do tej pory nie udzieliły nam odpowiedzi na zadane listownie pytania. W wydanym dla mediów oświadczeniu uważają, że cała ta sytuacja jest nagonką na DPS. Prokuratura uznała za zasadne podejrzenie wykorzystania seksualnego zmarłej Małgorzaty i już wszczęła w tej sprawie śledztwo.

podziel się:

Pozostałe wiadomości