Karolina i Łukasz Dynkowscy są małżeństwem od ponad trzech lat. Już miesiąc po ślubie cieszyli się, że zostaną rodzicami.
- Ciąża była prawidłowa, książkowa. Czułam się bardzo dobrze, nic mi nie dolegało – mówi Karolina Dynkowska a jej mąż dodaje: - Wszystko było przygotowane, pokój, łóżeczko, wózek. Czekaliśmy na maleństwo, a jeden dzień zniszczył nam wszystko.
Nie czuła ruchów dziecka
Pani Karolina trafiła do szpitala w Świeciu w ostatnim miesiącu ciąży w styczniu 2016 roku.
- Przestałam czuć ruchy dziecka. Pojechaliśmy od razu na ginekologię, bo w izbie przyjęć długo się czeka. Poprosiłam lekarza, żeby zrobił jakieś badanie, bo nie czuję żadnych ruchów. Wykonał USG. To trwało może 10 minut i kazał nam iść do domu, bo jest „okej” – wspomina kobieta.
Jednak niepokój przyszłej matki nie osłabł. Pani Karolina po konsultacji telefonicznej ze swoim lekarzem prowadzącym, wróciła jeszcze tego samego dnia do szpitala. Tam dyżurował ginekolog, który badał ją wcześniej. Tym razem zlecił badanie KTG, które polega na monitorowaniu czynności serca płodu oraz skurczów. Pani Karolina spędziła podłączona do aparatury aż dwie godziny. Jak się późnej okazało, to był ostatni moment, by uratować dziecko.
- Lekarz powiedział, że mamy udać się na dół i założyć kartę pacjenta, bo widzi niepokojące ruchy na wykresie KTG. Jak założymy kartę, to mamy wrócić na oddział i żona zostanie na obserwacji – opowiada pan Łukasz.
- Położną zaniepokoiło, że nic nie było słychać. Poszliśmy, do gabinetu, gdzie był lekarz. Szukał czegoś. Poszliśmy do kolejnego lekarza, który powiedział, że malutka nie żyje – płacze pani Karolina.
Lekarz nie może zeznawać
Po utracie dziecka pani Karolina była pod stałą opieka psychologa i psychiatry. Dopiero po pięciu miesiącach od śmierci córki zdecydowała się z mężem złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przez lekarza przestępstwa. Zawiadomili również działającego w Izbie Lekarskiej rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Szpital w Świeciu rozwiązał współpracę z obwinianym ginekologiem.
- Godzina wcześniej cesarki, albo półtorej, i byłoby wszystko dobrze. Jeszcze do doktora mówiłam: „Co pan najlepszego zrobił”. Zrobił się czerwony i powiedział, że córka będzie miała jeszcze dzieci – mówi Bożena Drewkowska, babcia zmarłej dziewczynki.
Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Bydgoskiej Izby Lekarskiej wniósł o ukaranie lekarza przez Sąd Lekarski. Chociaż skarga wpłynęła do Izby Lekarskiej w maju 2016 roku, pierwszą rozprawę przed Sądem Lekarskim wyznaczono po blisko dwóch latach. Jednak do tej pory proces się nie rozpoczął. Obwiniony lekarz przedstawił zaświadczenie lekarskie stwierdzające, że nie może stawić się przed sądem ze względu na stan zdrowia. Sprawa utknęła na pięć miesięcy.
- Lekarz nie jest chory. Pracuje – komentuje to pan Łukasz.
Może pracować, nie może zeznawać
Obwiniony lekarz został zatrudniony w innym szpitalu. Udało nam się z nim porozmawiać w trakcie dyżuru. Nie chciał jednak wystąpić przed kamerą. W rozmowie tłumaczył, że nie mógł się stawić przed Sądem Lekarskim, bo był ciężko chory, a postępowanie zawieszono. Nie widzi nic dziwnego w tym, że pracuje, bo czuje się już lepiej. Twierdzi, że nie zamierza unikać odpowiedzialności i zapowiedział, że stawi się na następną rozprawę.
- Niemożność stawiennictwa w czynnościach procesowych nie jest jednoznaczne z niemożnością wykonywania czynności zawodowych. Zaświadczenie opiewa na niemożności uczestnictwa w czynnościach procesowych. Sąd będzie się starał rozpatrzyć tę sprawę w jak najszybszym trybie – wyjaśnia dr Mirosław Kozak, przewodniczący Okręgowego Sądu Lekarskiego Bydgoskiej Izby Lekarskiej.
Z takimi tłumaczeniami nie zgadzają się rodzice zmarłego dziecka.
- Skoro może pracować, to może przyjść i powiedzieć parę słów – uważa Karolina Dynkowska.
Para chce sprawiedliwości. Jak mówią, tylko ukaranie lekarza sprawi, że poczują się spokojniejsi.
- Zniszczył nam życie – dodaje pan Łukasz.
Niezależne postępowanie w sprawie błędu lekarskiego prowadzi specjalny oddział Prokuratury Rregionalnej w Gdańsku. Tam również sprawa przedłuża się ze względu na zmianę prokuratora i oczekiwanie na kolejną opinię biegłych.