Hałas rujnuje im życie

TVN UWAGA! 135061
W Polsce działa już kilkaset elektrowni wiatrowych. Wyrastają za przysłowiową miedzą i zdarza się, że zamieniają życie okolicznych mieszkańców w koszmar. A że w Polsce brak przepisów dotyczących wiatraków, turbinę może postawić praktycznie każdy i niemal wszędzie. I to wszystko bez cienia refleksji, na temat tego, jakie zagrożenia wiążą się z życiem w cieniu olbrzymiego wiatraka.

- Zaczęli nawet budować w dzień, w nocy, czy deszcz padał, czy nie padał. Ja tylko podeszłam i zapytałam, czemu zaczęli skoro sprawy się toczą, to usłyszałam, że oni to, za przeproszeniem, w dupie mają, bo i tak to postawią, a ja mogę się procesować – opowiada Edyta Wyszyńska. Pani Edyta mieszka z rodziną w niewielkiej wsi Jabłonka pod Koninem. Ponad rok temu na polach wokół jej domu stanęły dwa olbrzymie wiatraki. Jeden w odległości ok. 200, a drugi - ok. 500 metrów. - Jeżeli wiatr jest od strony zachodu, to hałas jest niesamowity. Normalnie funkcjonować się tu nie da. Jedynie tylko w domu, pozamykać okna i tylko to. Nawet, jeśli wyjdę na zewnątrz i słyszę ten hałas, to nie mogę wrócić do domu i od niego odpocząć, bo ten szum, to wszystko zostaje – mówi pani Edyta. Pani Edyta twierdzi, że przy silnym wietrze poziom hałasu wewnątrz jej domu - i w dzień i w nocy - sięga 60 decybeli. To szum podobny do tego, jaki emituje włączony w pobliżu odkurzacz. - Ważne jest, że jedna z działek, na której jest wiatrak należy do zastępcy burmistrza, druga do syna burmistrza – dodaje pani Edyta. Okazuje się, że wiceburmistrz Maciejewski złamał przepisy i nie miał prawa wydać decyzji o postawieniu wiatraków, ponieważ działki, należą do niego i do syna burmistrza. - Decyzja środowiskowa jest wydawana przez gminę na podstawie opinii RDOŚ-iu. Ja niestety się pod tym podpisałem, dlatego ta sprawa do dzisiaj nie jest zamknięta. Wróciła z powrotem do innych instancji i dlatego nie podpisałem jeszcze ostatecznej umowy z dzierżawcą. Czekamy na werdykt. Jeżeli stwierdzą, że wiatrak w tym miejscu nie powinien stać, to pewnie zostanie rozebrany – mówi Stanisław Maciejewski, zastępca burmistrza Gminy i Miasta Kleczew. Chcieliśmy się spotkać z właścicielem obu wiatraków. Ale przedsiębiorca nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. - Tam była działka, na której plan pozwalał zrealizować tę inwestycję. W momencie, gdy pojawił się ten protest, ja już całości projektu nie mogłem zmienić. Decyzję podpisała osoba chyba z rozbiegu, bo nie mogę inaczej powiedzieć. To jest błąd urzędnika i ja nie przesądzam czy ja za chwilę nie będę tego rozbierał. Jeżeli ja będę miał decyzję na rozbiórkę, bo ten wiatrak przeszkadza pani Wyszyńskiej, to ja na pewno nie będę miał innego wyjścia. Zapłacę ja, a najwyżej mogę oczekiwać jakiegoś odszkodowania od urzędu – skomentował sprawę właściciel wiatraków. O tym, czy wiatraki rzeczywiście są dokuczliwe, może zadecydować m.in. opinia Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska. Ale pomiarów w czasie, gdy turbiny są najgłośniejsze, jak dotąd nie wykonano. - Nikogo nie obchodzi, że nasze dzieci są zmęczone, chodzą niewyspane i całe w stresie – żali się pani Edyta Wyszyńska. Już po nagraniu reportażu zapadła kolejna decyzja, aby raz jeszcze przeprowadzić ekspertyzy na temat szkodliwości pracy turbin postawionych wokół domu pani Edyty Wyszyńskiej. To pierwsza wygrana bitwa w urzędowej wojnie, w której stawką jest zdrowie ludzi.

podziel się:

Pozostałe wiadomości