We własnym mieszkaniu
32-letni Łukasz B. poinformował siostrę o zaginięciu matki, stwierdził, że nie wróciła z pracy do domu.
- Mieszkanie wyglądało normalnie. Było czysto, nie było widać żadnych śladów walki. Brat wyglądał na przejętego całą sytuacją. Martwił się, że mama nie wróciła z pracy, że coś mogło się stać – opowiada pani Katarzyna, córka zaginionej.
Policja rozpoczęła akcję poszukiwawczą. W kilkanaście godzin udało im się ustalić, że kobieta została zamordowana we własnym mieszkaniu, zaraz po tym jak wróciła z pracy.
- Mam nadzieję, że szybko straciła przytomność i nie cierpiała – mówi pani Katarzyna. I przyznaje, że nie może pogodzić się ze śmiercią matki: - Cały czas myślę, że wyjechała, ale wróci. Nie mogę uwierzyć, że jednego dnia straciłam mamę i brata.
Sekcja zwłok pozwoliła ustalić, jak mógł wyglądać przebieg morderstwa.
- Najpierw zadał jej kilka ciosów pięścią w twarz. Kobieta w oszołomieniu, prawdopodobnie upadła i została duszona. Duszenie nastąpiło rękoma, ale także sznurkiem. Następnie użył ciemnej folii, by dokładnie ciało owinąć – opisuje Tomasz Fedorszczak z Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie.
Po zabójstwie Łukasz B. miał wrzucić ciało matki do taczki. Obwodnicą miasteczka, przez ponad 500 metrów, przewiózł zwłoki na działkę i tam je zakopał.
- Ciało znajdowało się na głębokości około 80 cm. Było ukryte w dole, w kompostowniku. Skrępowano je liną konopną, tak, żeby zajmowało jak najmniej miejsca. Nogi były całkowicie podkulone do klatki piersiowej i związane z tułowiem – relacjonuje Kamil Gozdek z policji w Bielawie.
Zdaniem funkcjonariusza Łukasz B. po morderstwie próbował mylić tropy.
- Torebkę z telefonem i rzeczami osobistymi matki podrzucił do autobusu relacji Bielawa-Wrocław. Wiemy to dzięki monitoringowi, który go zarejestrował. Na nagraniu widać, że zachowywał się spokojnie. Uwagę zwracał jednak jego ubiór, mimo zimowej pogody był ubrany w krótkie spodenki – dodaje Kamil Gozdek.
Łukasz B.
Łukasz B. ukończył studia dziennikarskie we Wrocławiu. Następnie wyjechał na kilka lat za granicę do pracy. Po powrocie dorabiał u znajomych i na budowach. Interesował się muzyką, lubił grać na perkusji.
- Brat bardzo dużo pisał. Spisywał swoje sny, myśli. Pisał, że on jest Bogiem, a matka jest jego diabłem. Mówił nawet do mnie, że jak pada deszcz, to wina mamy. Że to kwestia jej ciemnych mocy. Mama bała się z nim mieszkać. Bała się też tego, że on targnie się na swoje życie. Praktycznie nie spała – mówi córka ofiary.
Po zatrzymaniu i przedstawieniu zarzutów, Łukasz B. nie przyznał się do morderstwa. Już z aresztu napisał do siostry list.
- W liście pisze, że on tego nie zrobił. Nie wie, jak do tego doszło i ma wrażenie, jakby ktoś mu puszczał horror. On w życiu by nikogo nie skrzywdził – przywołuje kobieta. I zaznacza: - Nie uważam brata za mordercę, uważam go za ofiarę, chorego człowieka, którego nie należy karcić tylko mu pomóc.
Według siostry podejrzanego, tragedia, do której doszło jest skutkiem choroby psychicznej brata. Mężczyzna w 2016 roku, po swoim kilkuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii, trafił na ponad miesiąc do ośrodka odwykowego. Już wtedy siostra obserwowała u niego silne objawy psychozy. Po opuszczeniu kliniki nie chciał się jednak dalej leczyć, a jego stan bardzo pogorszył się w zeszłym roku.
- Kiedy ta jego psychoza nasilała się, na ścianach w mieszkaniu pojawiała mu się cyfra 44, oznaczająca nadejście mesjasza. On otwarcie mówił, że jest Bogiem, wybrańcem. Obserwowałyśmy z mamą jego dziwne zachowania. Wybuchy histerycznego śmiechu, rozmowy z wyimaginowanym rozmówcą albo nawet kłótnie – opowiada pani Katarzyna.
Jego stan pogorszył się
W lutym 2020 roku Łukasz B. wyprowadził się do altanki na działce, którą sam zbudował.
- Kiedyś w aptece bardzo się awanturował. Krzyczał, że chce kupić trutkę, bo chce ze sobą skończyć. Znalazłam go na działce. Najpierw miło mnie przywitał, a po chwili, jakby diabeł w niego wszedł - zaczął wulgaryzmami mnie stamtąd wyganiać. Piana toczyła mu się z ust – opowiada pani Katarzyna.
Zarówno siostra Łukasza B., jak i jego matka były bardzo zaniepokojone stanem jego zdrowia. Mimo wielokrotnych próśb, mężczyzna nie chciał się leczyć, nie chciał też przyjmować leków. Kobiety, bojąc się o jego życie, wystąpiły do sądu o jego przymusowe leczenie.
- Nasz wniosek został odrzucony. Argumentowano to tym, że nie dołączyłyśmy aktualnego zaświadczenia od psychiatry. Uzyskanie takiego dokumentu było niemożliwe, bo brat dobrowolnie by do lekarza nie poszedł – mówi siostra podejrzanego.
- Każda sprawa sądowa wymaga postępowania w danym trybie, który musi być zachowany – komentuje Marzena Rusin-Gielniewska z Sądu Rejonowego w Świdnicy.
Kobiety przerażone myślami samobójczymi mężczyzny, nie poddały się i odwołały od decyzji sądu. Jednak kolejna rozprawa została wyznaczona na dzień, który przypadał już po morderstwie.
- Ta śmierć to dla mnie ogromna tragedia, ale mam nadzieję, że ona nie pójdzie na marne i w końcu brat dostanie potrzebną mu pomoc. Tak bardzo chciałabym go teraz przytulić – kończy pani Katarzyna.
Mężczyzna został aresztowany. Biegli sądowi zbadają stan psychiczny Łukasza B. Ocenią, czy może odpowiadać karnie za zabójstwo matki.