Żyją w smrodzie, skarżą się na różne dolegliwości. „WIOŚ rozkłada nad odlewnią parasol ochronny”

TVN UWAGA! 352348
- Czujemy metaliczny smród pomieszany ze smrodem palących się opon. Mamy bóle głowy i drapie nas w gardle – skarżą się mieszkańcy Barlinka i wskazują na miejscową odlewnię żeliwa. Co w tej sprawie robią odpowiednie służby?

Budowa fabryki w środku pięknego lasu na obrzeżach miasta wywołałaby dziś z pewnością protesty ekologów, ale odlewnia żeliwa w Barlinku powstała na początku XX wieku.

Gdy kilka lat temu zakład kupił nowy właściciel i zwiększył produkcję, rozpoczął się prawdziwy dramat mieszkańców, szczególnie tych z położonego najbliżej osiedla „Górny Taras”.

- Całe lato nie można otworzyć okien, bo smród dostaje się do mieszkania każdą szczeliną. Dzieje się tak o różnych porach. W zależności od tego, kiedy wystawiane do wystudzenia są odlewy – mówi Beata Łukasik.

- Mamy bóle głowy, czujemy drapanie w gardle. Jest to bardzo dokuczliwe i nie możemy normalnie funkcjonować we własnych mieszkaniach – skarży się Ewa Lisiecka.

- Zaczęłam chorować, chodzi o chorobę płuc. Wywołuje ją wdychanie pyłów. Jestem pod stałą opieką pulmonologa. Nawet siedem razy w roku mam zapalenie górnych dróg oddechowych, oskrzeli. Zaczęłam się męczyć, nawet chodząc – mówi Lucyna Tomiałojć.

Próbując walczyć ze smrodem, mieszkańcy Barlinka przez lata dzwonili i pisali pisma do rozmaitych instytucji. Zewsząd słyszeli, że nic nie da się zrobić, bo odlewnia ma wszystkie niezbędne pozwolenia.

- W ubiegłym roku odkryliśmy, że jest grupa interwencyjna przy wojewódzkim inspektoracie ochrony środowiska, która pracuje 24 godziny na dobę i zajmuje się takimi sprawami, jak smród w Barlinku. Mieszkańcy zaczęli, więc to zgłaszać – mówi Bernarda Lewandowska, radna Barlinka.

Inspektorat

Wojewódzki inspektorat ochrony środowiska przyznaje, że na przestrzeni ostatnich dwóch lat wpłynęło do nich kilkaset skarg.

- Są uciążliwości odorowe. Teraz jest kwestia, czy w naszym porządku prawnym są powodem do tego, żeby można było na przykład wstrzymać działalność zakładu – mówi Karolina Kłobus z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Szczecinie.

W ubiegłym roku pracownicy WIOŚ, uzbrojeni w analizator do pomiaru szkodliwych substancji, w końcu zbadali powietrze w okolicy odlewni. Na mieszkańców Barlinka padł blady strach.

- Jak otworzyłam załącznik, w którym były wyniki badań, byłam przerażona. Przekroczonych było 47 substancji m.in. epichlorohydryna, która jest bardzo silnie rakotwórcza. Przekroczona była 2000 razy – mówi Bernarda Lewandowska.

Normy przekroczone o kilka tysięcy procent

Z pomiarów jasno wynikało, że powietrze w okolicy odlewni jest silnie trujące. Analizator gazów wykazał przekroczenia norm blisko 50 szkodliwych substancji. Normy niezwykle szkodliwego benzenu oraz ksylenu przekroczono odpowiednio o kilkaset i kilka tysięcy procent.

Jednak ku zdumieniu mieszkańców Barlinka niedługo później Inspektorat Ochrony Środowiska zakwestionował wyniki własnych badań.

- Urządzenie zostało po razy pierwszy użyte w Barlinku i już wiemy, że źle wgrana była aplikacja w tym urządzeniu. I ten pomiar, te odczyty – nie są prawidłowe – stwierdza Karolina Kłobus.

Inspektorzy, w związku ze skargami mieszkańców Barlinka, używali jeszcze innych argumentów, by usprawiedliwić urzędniczą bezczynność.

- Dostałam odpowiedź, były to cztery kartki formatu A4, że przyczyną tego smrodu może być to, że rolnicy nawożą pola i to jest zapach tego nawozu. Było też zrzucanie winy na innych producentów – mamy tutaj producenta kartonów, ale tam nie ma żadnej chemii – mówi Lucyna Tomiałojć.

- Wskazuje się, że może oczyszczalnia ścieków emituje benzen i tak się zbywa mieszkańców. Ale ich badania były pod płotem odlewni – zaznacza pani Bernarda.

Studzenie

Mariusz Mikołajczyk, z wykształcenia inżynier, po zapoznaniu się z literaturą fachową i stosowaną w barlineckiej odlewni technologią, nie ma wątpliwości, skąd biorą się trujące gazy.

- Na nagraniach widać żeliwo wlewane do formy piaskowej. Później następuje studzenie. W czasie studzenia ciepło wnika w formę i wypala spoiwo, czyli żywice furanowe. I z tego w dużej mierze powstają trujące gazy, które emitowane są bez problemu w powietrze – mówi mężczyzna.

- Gdyby firma uszczelniła cały proces technologiczny, to problem by się skończył – zaznacza Bernarda Lewandowska.

Gdy byliśmy w Barlinku, wiatr sprzyjał mieszkańcom osiedla, kierując fetor w stronę położonych za fabryką lasów.

- Od dwóch lat mówimy, że jest tutaj problem w ich technologii wytwarzania i braku izolacji procesu. Żaden problem by to stwierdzić. Wystarczy chcieć – uważa Mariusz Mikołajczyk.

Dlaczego inspektorat nie przeprowadził nowego badania, skoro przekonuje, że poprzednie było wadliwe?

- Wyniki badań przekazuje nam spółka. W kwietniu 2022 roku rozpoczęliśmy kolejna kontrolę. To prawda, że bez pomiarów, ale pomiary były na podstawie tego, co otrzymywaliśmy. Nie pojechaliśmy sami i nie wykonaliśmy badań, bo nie było do tego przesłanek – stwierdza Karolina Kłobus.

- W tym roku dzwoniłam do nich, żeby przyjechali już kilkanaście razy. To oni powinni coś z tym zrobić, jeżeli są zgłoszenia. Co jakiś czas powinien być ktoś od nich z czujnikiem i powinien to zmierzyć – przekonuje Lucyna Tomiałojć.

- W momencie, kiedy rzeczywiście stwierdzimy, że jest konieczność przeprowadzenia naszych badań, bo badania przeprowadzone przez spółkę wzbudzą wątpliwość, to na pewno taką kontrolę z pomiarami zrobimy – deklaruje Kłobus.

Dlaczego inspektorzy od razu nie pojadą do Barlinka?

- Dlatego, że dotychczasowe działania nie dają nam przesłanek do tego. Musielibyśmy mieć dowód na to, że ewidentnie HaCon jest źródłem pogorszenia jakości powietrza – stwierdza Karolina Kłobus.

- Wygląda na to, że WIOŚ rozłożył parasol ochronny nad HaConem, a nie nad mieszkańcami, którzy cierpią z powodu działalności HaConu – uważa Bernarda Lewandowska.

Próbowaliśmy umówić się z władzami firmy odlewającej w Barlinku żeliwo. Prezes Ewa Dzierbunowicz twierdziła, że rozmowy z nami nie wyklucza, ale musi mieć upoważnienie niemieckiego właściciela do rozmowy z mediami. Wysłaliśmy pismo w tej sprawie, ale nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

Uwaga! odór!

Mieszkańcy chronią się przez odorem, jak mogą. Gdy z odlewni znów bucha fetor, ostrzegają się na portalach społecznościowych, drukują też ulotki ostrzegające turystów.

Pan Sylwester z powodu smrodu wyprowadził się z miasta.

- Chciałem uciec, bo nie szło już wytrzymać. Kupiłem ziemię i teraz się buduję. Wydaje mi się, że będzie dobrze, chyba, że wiatr się zmieni – mówi Sylwester Wroński.

- Cały czas jest to emitowane, nie rozumiem, dlaczego nie można zamknąć fabryki. Nie może być tak, że nie będą ponosić żadnych kosztów i będą nas truć, a my mamy czekać nie wiadomo ile. Obok jest szkoła, przedszkole, boisko, gdzie dzieci po lekcjach grają w piłkę i biegają. Jestem przerażona, bo dzieci to wszystko wdychają. One są trute – kwituje pani Lucyna.

podziel się:

Pozostałe wiadomości

Jak radzi sobie 9-letnia Julka, kebaby i powrót do historii pana Stanisława [TYDZIEŃ W UWADZE!]

Jak radzi sobie 9-letnia Julka, kebaby i powrót do historii pana Stanisława [TYDZIEŃ W UWADZE!]

Chciał zwrócić uwagę nastolatkom, został zastrzelony. "Żyje się tutaj w strachu"

Chciał zwrócić uwagę nastolatkom, został zastrzelony. "Żyje się tutaj w strachu"

Miał uwięzić w piwnicy nowo poznaną kobietę. Został aresztowany

Miał uwięzić w piwnicy nowo poznaną kobietę. Został aresztowany

„Jakby nie pszczoły, to leżelibyśmy na łopatkach”. Wracamy do historii pana Stanisława

„Jakby nie pszczoły, to leżelibyśmy na łopatkach”. Wracamy do historii pana Stanisława

W przeszczepionym szpiku ujawniono komórki rakowe. Weronika pilnie potrzebuje krwi

W przeszczepionym szpiku ujawniono komórki rakowe. Weronika pilnie potrzebuje krwi

Zjada je codziennie 5 mln Polaków. Co naprawdę jest w kebabach?

Zjada je codziennie 5 mln Polaków. Co naprawdę jest w kebabach?

Zostawiał dzieci, wychodził z autokaru i urywał lalce głowę. „Coś strasznego, jak z horroru”

Zostawiał dzieci, wychodził z autokaru i urywał lalce głowę. „Coś strasznego, jak z horroru”