Afera w małopolskim NFZ: ciąg dalszy

Wracamy do afery w małopolskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia. Półtora roku temu w wyniku dziennikarskiego śledztwa zdemaskowaliśmy lekarzy, którzy wyłudzali pieniądze z kasy Funduszu.

Oszuści tworzyli karty pacjentom, których nigdy nie leczyli. Lekarze byli tak zuchwali, że prowadzili kartoteki nawet osób nieżyjących. Za nieistniejące usługi Fundusz hojnie ich opłacał. Zebrane przez dziennikarzy informacje wykorzystały organy ścigania. Do aresztu trafili lekarze, którzy okradali Fundusz. Wkrótce aresztowani lekarze ujawnili powiązania pomiędzy przychodniami a urzędnikami NFZ. Okazało się, że w proceder zamieszani byli ludzie ze ścisłego kierownictwa Funduszu. Wśród nich dyrektor Rafał D. - Postawiliśmy mu zarzut przyjęcia korzyści majątkowej oraz wpływanie na bieg kontraktacji w sposób nielegalny – mówi Ryszard Tłuczkiewicz z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. – Choć podczas śledztwa konsekwentnie nie przyznawał się do winy, to złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze, co świadczy, że po części zarzuty prokuratury uznał za słuszne. Za jeden tylko kontrakt na leczenie niepubliczna przychodnia miała wypłacić dyrektorowi 30 tys. zł. Prokuratura podejrzewa, że takich przypadków było więcej. Wysokość kontraktu nie zależała od decyzji komisji konkursowej, ale od opinii szefa Funduszu – korzystnej dla tych, którzy byli gotowi przekazać część kontraktu na nielegalne honorarium. Prokuratura oskarżyła także Andrzeja J., zaufanego współpracownika Rafał D., który kontrolował w funduszu zawieranie umów z przychodniami. Z aktu oskarżenia wynika, że Andrzej J. wielokrotnie żądał od placówek służby zdrowia pieniędzy za przyznanie kontraktu. Andrzej J. instruował przewodniczących komisji, ile pieniędzy mają przekazać konkretnej placówce. Choć ingerencja ta była bezprawna, komisje zawsze przyznawały przychodni żądany kontrakt. Część pieniędzy na leczenie wracała nielegalnie do kieszeni wiceprezesa. Pieniądze ze składek zdrowotnych trafiały nie tylko do kieszeni lekarzy czy urzędników małopolskiego Funduszu. Skorzystali na tym także dwaj zaufani prawnicy, którzy pośredniczyli w przekazywaniu łapówek. Próbując ustalić jak długi był łańcuch osób, które zarabiały na handlu kontraktami, dotarliśmy do Piotra B. – prawnika w jednym z krakowskich szpitali. - To jest moje nieszczęście, moja głupota – tyle ma dziś do powiedzenia Piotr B. Drugi prawnik, Marcin K., został już skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sąd nie miał wątpliwości, że przekazywał on pieniądze wiceprezesowi Funduszu. Z pośrednictwa prawników skorzystał między innymi kierownik przychodni w Myślenicach. 10 tys. zł kosztował kontrakt dla maleńkiej przychodni z jednym tylko gabinetem. - Pieniądze były przeznaczone dla prawników na opracowanie kontraktów – mówi kierownik przychodni w Myślenicach. – Nie poczuwam się do winy. Nie wpływałem na kontrakt. Zresztą był bardzo mizerny. Afera w małopolskim Funduszu kryje jeszcze wiele nierozwiązanych wątków. Spośród 20 podejrzanych skazano już jednego prawnika, proces trzech lekarzy zakończy się w styczniu, a wkrótce przed sądem stanie prezes i wiceprezes Funduszu. Wkrótce trafi do sądu akt oskarżenia przeciwko kolejnym wiceprezesom: Tomaszowi J. i Markowi M., choć obaj zapewniali, że z korupcyjną aferą nie mają nic wspólnego. Przeczytaj także:Dyrektor NFZ zatrzymanyAfera w krakowskich przychodniach W krakowskim NFZ jest jednak afera Kto dostaje kontrakty z NFZ? Nowe wątki afery w podlaskim NFZNIK w podlaskim NFZNowy dyrektor małopolskiego NFZ aresztowany!Niezniszczalna „biała mafia”? Izolacja nie jest potrzebna Pieniądze wypływają rzekąKto zatrzyma oszustkę? ---strona---

podziel się:

Pozostałe wiadomości