"Tylko nade mną nie płaczcie"

TVN UWAGA! 4238645
TVN UWAGA! 216899
Z igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro przywiózł srebrny medal, skacze ze spadochronem, rapuje, kiedyś prowadził nawet samochód! Wojciech Makowski, bo o nim mowa, w życiu radzi sobie świetnie, tryska humorem i optymizmem. Denerwuje go tylko jedno: użalanie się nad faktem, że jest niewidomy.

- Kiedy na igrzyskach dopłynąłem do ściany basenu, na trybunach było tak głośno, że nie wiedziałem, co z tego wyszło, które zdobyłem miejsce! Myślałem, że mnie rozerwie, bo nie wiedziałem, co mi się udało napływać - mówi dziś Wojciech Makowski.

Słyszy swój medal

Teraz srebrny medal, który przywiózł z Rio, pokazuje uczniom szkoły, do której sam chodził. - Wszystkie medale paraolimpijskie są zrobione tak, że grzechoczą. Coś mają w środku, nie wiem, co, ale grzechoczą. I to inaczej, w zależności od koloru! Medale różnią się też fakturą. To pozwala słuchem i dotykiem odczuć, jaki mają kolor - wyjaśnia młodym ludziom.

Wojtek chodził do klasy integracyjnej, również z pełnosprawnymi dziećmi. Ale to on był w klasie liderem, przewodniczącym. - Spajał klasę. Był też prymusem, bardzo dobrze się uczył - mówi jego wychowawczyni, Justyna Kopycińska, która w młodym Wojtku ceniła przede wszystkim poczucie humoru i dystans do otaczającego go świata.

W tym samym czasie, kiedy nauczycielka komplementuje swojego byłego ucznia, on zaskakuje młodych słuchaczy. - Zdarzało mi się prowadzić samochód! - przyznaje. - Jeden kolega odważył się wpuścić mnie za kierownicę! Ale nie zostawił mnie w aucie samego - śmieje się.

Pływanie nie jest jego jedyną pasją. Wojtek nagrywa też muzykę. - Staram się mówić o rzeczach trudnych, o których zwykły rap nie mówi - wyjaśnia.

"Żeby zaznał świata"

Wojtek urodził się z niedokształconymi gałkami ocznymi. Przez pierwszych sześć lat życia odrobinę widział. Samodzielnie się poruszał, jeździł na rowerze, poznał litery, kolory. - Chcieliśmy wykorzystać ten czas na tyle, na ile to było możliwe. Zbieraliśmy go w przeróżne miejsca: nad ziemię, pod ziemię, na skały, na drzewa. Żeby zaznał świata - mówi jego mama, Urszula Makowska. Tata Wojtka zabierał go do kina. - Wiele osób pytało: "Po co, skoro on nie widzi?". Jak to, po co? Po prostu! Chodziłem z synem na film - mówi Artur Makowski.

Z czasem wzrok Wojtka zaczął całkowicie zanikać. Przed oczami pojawiało się coraz więcej plam. - Pamiętam, jak w podstawówce coś miałem narysować, ale zorientowałem się, że tak marzę, marzę po tej kartce i właściwie nic nie widzę. Wtedy stwierdziłem, że skończyło się moje rysowanie - opowiada, ale nie z nostalgią, czy rozpaczą. Z uśmiechem, jak przez cały czas.

A w życiu zdarzały się momenty trudne, nawet dramatyczne. Jak wtedy, kiedy w czwartej klasie usłyszał na lekcji historii, że niepełnosprawne dzieci w starożytnej Sparcie zrzucano ze skały. - Przyszedł ze szkoły i powiedział do mnie: "Wiesz, że gdybym się tam urodził, to ze mną też by tak zrobili?" Łzy mi pociekły, myślałam, że pęknie mi serce - wspomina pani Urszula, która małemu Wojtkowi powiedziała krótko: - Na szczęście żyjemy w XXI wieku i czasy się zmieniły.

Dziś, razem ze swoją dziewczyną, Wojciech chodzi na mecze piłkarzy ręcznych. Gdyby na jeden dzień mógł odzyskać wzrok, co chciałby zobaczyć? - Jako pierwszą osobiście moją dziewczynę, najbliższą mi osobę. Rodziców, brata, psa - śmieje się Wojciech Makowski. Ale zaraz dodaje: - To nie jest możliwe i jeśli bym się nad tym zastanawiał musiałbym się oddawać melancholii, żalom. Nie mogę nic zobaczyć, mogę usłyszeć, dotknąć i tak już zostanie - ucina dywagacje.

"No, to Tokio!"

Do Waldemara Madeja z Integracyjnego Klubu Sportowego AWF, który dziś jest jego trenerem, Wojtek przyszedł cztery lata temu. - Wcześniej pływał w zawodach akademickich. Naszym celem miało być zakwalifikowanie się na igrzyska paraolimpijskie. O medalach w ogóle nie mówiliśmy. Po przyjeździe z Rio Wojtek mówi: "Trenerze, co teraz?". Powiedziałem, że to od niego zależy. A on na to: "Tokio". No, to Tokio! - nie kryje dumy Madej.

Rodzice Wojciecha wspominają, że najlepszą radą, jaką usłyszeli odnośnie do wychowania niepełnosprawnego dziecka było: "nie rozkładać nad nim parasola ochronnego, uczyć samodzielności". Tak zostało do dziś, a Wojciech Makowski spełnia kolejne swoje marzenia. Nawet to o skoku na spadochronie, które okazało się wykonalne w aeroklubie w Piotrkowie Trybunalskim. - Nie lubię współczucia. To jest kompletnie nieproduktywne. Kiedy słyszę od kogoś: "Ale mi przykro, taki młody człowiek, a nie widzi", mówię: "Jasne, to proszę się jeszcze rozpłakać". To już w ogóle mnie podniesie na duchu - mówi medalista z Rio.

podziel się:

Pozostałe wiadomości