Mruk, nerwus, wielki aktor

TVN UWAGA! 136990
Sam o sobie mówi – pracoholik i leń. Nigdy drugi raz nie wybrałby swojego zawodu. Jest prowincjuszem z urodzenia i z zamiłowania.

- Zdziwiłem się, że chcecie robić o nim program Kulisy sławy – mówi Janusz Zaorski, reżyser. – Jest zaprzeczeniem gwiazdora. Wierny zonie, którą poznał w szkole. Rozmowa o nim to rozmowa o zawodowcu. - Ma to, co mają wielcy amerykańscy aktorzy – Hoffman, De Niro – mówi Kazimierz Kutz, reżyser. – Niepozorny facecik, od którego nie można oderwać wzroku. Wielki aktor. Marian Opania ukończył szkołę teatralną w 1964 roku. Wcześniej zdążył zadebiutować w nowelowym filmie ”Miłość dwudziestolatków” Andrzeja Wajdy. Współpracował między innymi z Józefem Szajną, Gustawem Holoubkiem, Olgą Lipińską, Wojciechem Jerzym Hasem. Poza filmem i teatrem znany jest z wykonań piosenki aktorskiej, występów kabaretowych, a także z serialu ”Na dobre i na złe”, gdzie wcielił się w profesora Tadeusza Zyberta. Na co dzień gra w warszawskim Teatrze Ateneum. - Gdybym miał urodzić się po raz drugi, nigdy nie wybrałbym zawodu aktora, tyle mnie on kosztuje – mówi Marian Opania. – Czasem nazywa się go diabelskim. Miesiące, lata upokorzeń i tylko chwila ulotnego szczęścia. Przedstawienia teatralne znikną bez śladu, taśmy filmowe zetleją. Ale zaraz dodaje, że aktorstwo i kocha, i nienawidzi. W samym sobie także zauważa ambiwalencję – mówi, że jest pracoholikiem, ale najbardziej lubi leniuchować. Czuje się dobrze w świecie kultury, ale woli naturę i dodaje – jestem prowincjuszem z Puław. Nie cierpi tłumów, a nawet spotkania ze znajomymi znosi z pewnym trudem. - Towarzysko nie jest ciekawy – mówi Wojciech Opania, brat Mariana Opani. – Żona go czasem wyciska, żeby coś powiedział, ale się wykręca jak piskorz. My rozmawiamy głównie o łowieniu ryb. Lubi się za to zdenerwować, i to solidnie. Szczególnie za kierownicą. Samochód prowadzi fachowo – a zarazem – jak mówi jego brat – jest walczącym kierowcą. Choć największą popularność przyniosła mu rola w serialu, to w historii polskiego kina najmocniej zapisał się Marian Opania jako tragiczny i komiczny zarazem redaktor Winkel w ”Człowieku z żelaza”. - Pod koniec lat 70. miałem dwu, trzyletni przestój – mówi Marian Opania. – Trochę posiwiałem, przytyłem. Młoda twarz, a warunki starszego pana. To był straszny okres. Zacząłem sięgać po alkohol. Korkociąg, z którego trudno było się wyrwać. Wyrwała go propozycja Andrzeja Wajdy. Aktor stworzył wielką kreację i złapał drugi oddech. - Aktorstwo nie jest dla niego namiastką życia, jak dla wielu innych, którzy wypluwają sobie na scenie płuca – mówi Janusz Zaorski, reżyser. – Cieszy się z dzieci, żony, wnuków. Bardzo dobrze rozplanował sobie życie. Na emeryturę się nie wybiera. Myśli o reżyserii, choć, dodaje, nie wiadomo, jak koledzy aktorzy wytrzymaliby z kimś o takim charakterze…

podziel się:

Pozostałe wiadomości