- Pieski, które zazwyczaj biegają po moim podwórzu wyłamały sobie jedna deskę i wyszły. Po kilku godzinach znalazłem kałużę krwi pod drzwiami. Myślałem, że być może zaatakował go dzik, ale doktor od razu stwierdził, że to był postrzał – opowiada Maciej Florkiewicz, właściciel postrzelonego psa.W okolicy mazurskiego Węgorzewa w ciągu kilku miesięcy postrzelono dwa należące do mieszkańców psy. Barak pana Macieja został trafiony przy drodze na skraju lasu, sprawcy nieszczęścia szuka policja. Kilka miesięcy temu funkcjonariusze ustalili, kto zaledwie kilka kilometrów dalej strzelał do berneńskiego psa pasterskiego pana Krzysztofa.- Syn bawił się na podwórku. Wszedł do domu się napić, a pies został na zewnątrz. Na niedalekiej górce stał myśliwy więc nie mógł być to ktoś inny. Strzelił dwa razy. Pies przybiegł do domu cały we krwi. Ostatecznie trzeba było go uśpić – wspomina Krzysztof Dreksler.Policja i prokuratura są przekonane, że sprawcą cierpień psa był sąsiad pana Krzysztofa Matias H., przedsiębiorca i zapalony myśliwy należący do koła łowieckiego „Mazury" w Węgorzewie. Akt oskarżenia przeciw niemu trafił już do sądu w Giżycku.- W sprawie odbyła się już jedna rozprawa. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Zaprzecza jakoby to on strzelał do psa. Twierdzi, że to nie on strzelał – mówi Bogusława Olszewska-Wojgienica, prezes sądu rejonowego w Giżycku.Myśliwemu grożą dwa lata więzienia. Świadkiem, który widział jak strzelał do psa jest 13-latek, który niósł mleko do sąsiadów. Chłopiec złożył już zeznania, ale wątpliwości budzi brak badań broni myśliwego, której nie zabezpieczyła od razu miejscowa policja. Wątpliwości rozstrzygnie prawdopodobnie eksperyment procesowy.Po sprawie postrzelenia berneńczyka koło łowieckie „Mazury" znalazło się pod lupą fundacji „Mondo Cane" zajmującej się m.in. myśliwymi strzelającymi do psów. Oliwy do ognia dolało w ubiegłym tygodniu postrzelenie na tym samym terenie psa pana Macieja.- Skoro na terenie jednego powiatu, w ramach jednego koła łowieckiego w ciągu kilku miesięcy zdarzają się dwa takie przypadki to po pierwsze jest przyzwolenie na strzelania do tych zwierząt, po drugie jest to kompletne lekceważenie istniejących przepisów. I tutaj nawet strach przed karą nie jest wystarczającym czynnikiem, żeby takie czynu nie popełniać. Po prostu się to robi – twierdzi Katarzyna Śliwa-Łobacz, Fundacja „Mondo Cane".Co mówią przedstawiciele koła łowieckiego „Mazury” na temat obu zdarzeń?- Są prowadzone postępowania karne. Jeżeli chodzi o łowiectwo, to mamy rzecznika dyscyplinarnego. Jeśli chodzi o pierwszą sprawę, to wszelkie materiały są u rzecznika dyscyplinarnego. Sprawa jest przez rzecznika zawieszona. My jako koło nie jesteśmy od ustalania sprawcy. Z tego co wiem, to nie jest nikt z naszego koła. Po pierwsze stało się to na granicy obwodów, a po drugie teraz dużo osób ma broń – tłumaczy Norbert Bejnarowicz, koło łowieckie „Mazury”.Wizyta reportera UWAGI! w Węgorzewie udowodniła, że tamtejsi myśliwi nie są w stanie zrozumieć, że pora zmienić okrutne, a od niedawna również bezprawne, nawyki. Tuż po naszym wyjeździe na stronie internetowej koła łowieckiego „Mazury" pojawiła się notka o szukaniu przez nas „taniej sensacji" i wskazówka, byśmy nie zajmowali się takimi "błahostkami" jak strzelanie do psów. Najbliższe miesiące pokażą, czy z myśliwymi z Węgorzewa wygra miejscowa policja…