28 Filipinek sprowadziła we wrześniu do Polski agencja pracy „Euroconnect" z Gorzowa. Za jej pośrednictwem kobiety trafiły do pieczarkarni „Myszkowiec" w Parczewie koło Lublina. Warunki, jakie zastały, przypominały obóz pracy, Mieszkały na terenie zakładu ściśnięte w wieloosobowych salach, grzyby zbierały nawet siedem dni w tygodniu po kilkanaście godzin dziennie. Przez miesiąc zarobiły kilkaset złotych. Mimo to właściciel pieczarkarni nie miał sobie nic do zarzucenia i uważał, że dobrze traktuje kobiety z Filipin.Kobiety przed wyjazdem podpisały z agencją umowę o pracę: miały zarabiać miesięcznie 560 dolarów za osiem godzin pracy, przez pięć dni w tygodniu. Obiecywano im wyżywienie i opiekę medyczną. Zostały jednak oszukane- w Polsce podsunięto im do podpisu - umowę o dzieło. Teraz miały pracować na akord i dostawać kilkadziesiąt groszy za zebrany kilogram pieczarek. O reszcie świadczeń nie było mowy. Po miesiącu Filipinki zdecydowały się na ucieczkę z pieczarkarni.Szefowie agencji „Euroconnect" przyciśnięci do muru obiecali wywiązać się z obietnic złożonych Filipinkom.Kobiety trafiły do jednego z warszawskich hosteli, gdzie czekały na nową prac. Sszefowie agencji „Euroconnect” obiecywali kobietom złote góry i mamili je obietnicami załatwienia pracy na godziwych warunkach.Szefowie „Euroconnectu" ani słowem nie wspomnieli, że w tym czasie wysłali do kobiet za ucieczkę z obozu pracy zwolnienia dyscyplinarne. A oferty zatrudnienia, o których mówili okazały się fikcją. Minął ponad miesiąc. Mimo wielokrotnych obietnic, przez miesiąc nie zapłacili nawet za hostel, w którym mieszkają kobiety z Filipin.Po naszym reportażu warunkami pracy w pieczarkarni „Myszkowiec" zainteresowała się w końcu lubelska inspekcja pracy. Inspektor pracy przekazał informacje o łamaniu prawa w pieczarkarni miejscowej prokuraturze.