- Z rodzicami mieszkałem od początku. W 1999 roku, jak wziąłem ślub to z żoną zamieszkaliśmy. Potem po kolei rodziły się nasze dzieci. W końcu wylądowaliśmy tutaj w siódemkę. Cały czas starałem się o własne mieszkanie, ale mój wniosek zawsze był odrzucany – opowiada pan Roman Stępień.Komunalną kamienicę w centrum Warszawy przez lata opuszczali kolejni mieszkańcy, bo budynek przeznaczono do rozbiórki. Wykwaterowano także rodziców Romana Stępnia, ale prawo do mieszkania z nimi w nowym lokalu otrzymał od urzędników tylko pan Roman i jedna z jego córek. Państwo Stępniowie postanowili zostać całą rodziną w kamienicy.- Urzędniczka kazała mi się przeprowadzić do rodziców z jednym dzieckiem, żonie z dwójką dzieci do swoich rodziców i dopiero żebyśmy się o mieszkanie starali. Próbowałem tłumaczyć, że to jest rozbijanie rodziny, ale im to wcale nie przeszkadza. My chcemy tylko jakiś kąt dla siebie, żeby można było te dzieci w normalnych warunkach wychować – mówi pan Roman.Gdy prezeska stowarzyszenia, w którym Roman Stępień jest wolontariuszem, dowiedziała się, w jakich warunkach mieszka jego rodzina, zorganizowała pomoc prawną. Sąd zdecydował, że miasto musi przyznać rodzinie lokal socjalny ze względu na dzieci pana Romana.- Cały swój wolny czas poświęca na to, żeby pomagać innym ludziom. A okazuje się, że sam swojej sprawy do końca nie jest w stanie załatwić. Teraz mam nadzieję, że sytuacja rodziny pana Romana się poprawi, że w końcu gmina przydzieli im należny lokal i w końcu będą zabrani z budynku, w którym zamieszkiwanie zagraża życiu tej rodziny – komentuje sytuację Beata Mirska-Piworowicz, prezes Stowarzyszenia „Damy Radę”. Nadzieje pani prezes zdały się na nic. Wyrok zapadł w kwietniu, jednak do tej pory państwo Stępień nie dostali mieszkania. Na domiar złego pan Roman stracił pracę i cała rodzina żyje z pensji jego żony - kasjerki w sklepie.- Mam wyrok sądu, ale nie mam mieszkania. Co tydzień chodzimy do urzędu się dowiadywać, za każdym razem słyszymy by przyjść za tydzień – skarży się pan Roman.Kiedy państwo Stępniowie ponownie poszli do urzędu dzielnicy Wola, dowiedzieli się, że na spotkanie z naczelnikiem muszą poczekać kolejne dwa tygodnie.- Są także inne rodziny w dramatycznej sytuacji. My realizujemy te wyroki w kolejności wpływu do urzędu. Jeżeli budynek, w którym teraz mieszkają państwo Stępień grozi zawaleniem to powinien zainteresować się sytuacją Państwowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. I to całkowicie zmienia tryb przyznawania takich lokali, bo my musimy znaleźć albo miejsce w hotelu, albo lokal zastępczy natychmiast gdy przebywanie w tym lokalu jest zagrożeniem dla życia lub zdrowia. Ale nic mi o tym nie wiadomo, by nasz urząd zgłosił się do tej instytucji z prośbą o sprawdzenie stanu tej kamienicy – mówi Monika Beuth-Lutyk, rzecznik Urzędu Dzielnicy Warszawa-Wola.Okazuje się, że inspektor budowlany badał stan kamienicy przy ulicy Pańskiej osiem lat temu. Już wtedy próbował zmusić urzędników do remontu budynku, ale ustąpił, gdy ci poinformowali go, że budynek jest już wysiedlany.Na prośbę naszego reportera inspektor nadzoru ostatnio ponownie odwiedził kamienicę, w której mieszka pan Roman z rodziną i potwierdził wszystkie obawy dotyczące stanu budynku.- Wydaliśmy decyzję z rygorem natychmiastowej wykonalności.Czy po otrzymaniu informacji o groźbie zawalenia kamienicy urząd zmieni dotychczasowe stanowisko i znajdzie lokal dla zagrożonej rodziny?- Zarząd podjął decyzję, w której wyraził zgodę na przyznanie państwu Stępniom lokalu socjalnego. Lokal musi być jeszcze wyremontowany, ale ma to być sprawa priorytetowa, w związku z czym myślę, że w najbliższym czasie będzie możliwość zajęcia zajęcia tego lokalu – poinformowała naszego reportera Monika Beuth-Lutyk, rzecznik Urzędu Dzielnicy Warszawa-Wola.W mieszkaniu, w którym ma teraz zamieszkać rodzina Stępniów, trwa remont. Urzędnicy liczą, że uda się go zakończyć do połowy grudnia i na Święta Stępniowie zamieszkają już w nowym mieszkaniu.