Wśród polskich zespołów bigbeatowych, Skaldowie byli na pewno najbardziej wyrafinowaną muzycznie grupą. Ich piosenki miały zawsze niebanalne melodie i były ciekawie zaaranżowane. Nic dziwnego – autor repertuaru Andrzej Zieliński skończył Akademię Muzyczną w Warszawie. - Bracia Zielińscy zaskakiwali talentem – mówi prof. Lucjan Kaszycki. – Pamiętam, jak zadany wszystkim temat Andrzej wykonał zdumiewająco dobrze i na dodatek zamiast w normalnym okresie muzycznym – ośmiu taktach – on zmieścił się w siedmiu i nikt tego nie zauważył.---obrazek _i/skald/skald3.jpg|prawo|Andrzej i Jacek Zielińscy--- Dobra muzyka zachęcała najlepszych autorów słów. Dla Skaldów teksty pisali Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Leszek Aleksander Moczulski. Ale poetycki, ”uładzony” styl grupy nie do końca przypadł do gustu młodzieży, stawiającej na ”mocne uderzenie”. - Na koncercie w hali Gwardii śpiewaliśmy piosenkę ”Kochajcie Bacha, dziewczęta” i nikt nie wiedział, o co chodzi – wspomina Jacek Zieliński.---obrazek _i/skald/skald11.jpg|prawo|”Prześliczna wiolonczelistka”--- Skaldowie szybko zdecydowali się więc na repertuar bardziej przebojowy. I to zdało egzamin. Na koncerty zaczęło przychodzić coraz więcej osób, płyty zdobywały status złotych. Zespół zyskał popularność za granicą. Jako jedna z pierwszych polskich grup młodzieżowych koncertował w ZSRR. W ciągu jednego miesiąca w 1969 r. Skaldowie dali w Leningradzie 90 koncertów. Stali się tam sensacją i ulubieńcami karmionej dotąd jedynie występami chórów widowni. - Było wesoło – wspomina Ryszard Kozicz, menadżer Skaldów. – Ale i niebezpiecznie. Podczas jednej z biesiad pojawił się syn Breżniewa. A jeden ze Skaldów nie wytrzymał i kopnął jednego z radzieckich pułkowników. Musiałem to długo odkręcać. W Polsce zespół nie miał takich kłopotów. Cenzura nie dawała się we znaki, za to chętnie zapraszano ich na występy na salonach, a w telewizji pojawiali się częściej niż inne grupy. Pojawiły się nawet plotki, że dzieje się tak dzięki dobrym układom z partyjnymi decydentami od kultury.---obrazek _i/skald/skald6.jpg|prawo|Skaldowie dziś--- - Nie mieliśmy żadnych znajomości w Radiokomitecie – zapewnia dziś Andrzej Zieliński. – Po prostu byliśmy dobrzy. Takiego zdania byli też fani, a szczególnie fanki. Marek Karewicz, fotografik polskiej sceny rozrywkowej i jazzowej, dobrze zapamiętał, że podczas tras koncertowych dały mu się we znaki. - Zawsze dwie, trzy fanki siedziały w samochodzie i czekały na swoją kolej – opowiada. – Musiałem każdej z nich robić zdjęcie ze Skaldami.---obrazek _i/skald/skald9.jpg|prawo|Perkusista grupy Jan Budziaszek--- Dobra passa nie mogła trwać wiecznie. Po 10 latach sukcesów, pod koniec lat 70. Skaldowie zaczęli tracić popularność. Niedługo później Andrzej Zieliński wyjechał robić karierę wśród Polonii amerykańskiej. Na fali powrotu dawnych gwiazd w ostatniej dekadzie minionego wieku zaczęli znów dawać koncerty. Przypominają swój dawny repertuar. Ale ich przebojowe piosenki zapewne i bez tego przypomnienia nie zostałyby zapomniane. Przeczytaj także:Kabaret pod opiekąPolska Brigitte BardotTomasz Zubilewicz – geograficzny terrorystaDoda, czyli błyszcząco, różowo, podarto i obcisłoPosłanka Beger? A kto to? Kwiatkowska ma skarbIść, ciągle iść w stronę słońcaDanuta Rinn kumpelCo wystarcza Tigerowi?Dwója z matmy, rock i wolnośćŻycie i śmierć BeksińskiegoChodź, pomaluj mój światZmienna EdytaUrban przeciągnięty za uszyCzarny AniołRosiewicz, spóźnialski perfekcjonistaTurnaua pasje utajoneMatka, pisz dalejVioletta Villas - Nigdy wam się nie zmienię ---strona---