Umarli zaraz po wyjściu ze szpitala

TVN UWAGA! 200294
Szpital, który wypisuje do domu niedoleczonych pacjentów, a ci niedługo potem umierają? Jak się okazuje, takich przypadków było więcej niż tylko historia pani Marianny, o której mówiliśmy niedawno. Kolejne rodziny żądają wyjaśnień okoliczności śmierci swoich bliskich i kierują sprawy do prokuratury. Wicedyrektor zamojskiego szpitala odpiera wszelkie zarzuty. - Czy medycyna jest w stanie uleczyć każdego? - pyta.

Na sytuację pacjentów leczonych w zamojskim szpitalu, zwróciliśmy uwagę, zajmując się okolicznościami śmierci pani Marianny Cieśli. Sprawa trafiła do prokuratury. Kobietę z bólami brzucha, zapaleniem płuc i sepsą, wypisano do domu. Niedługo potem zmarła. - Ze szpitala raczej wypuszczają zdrowych ludzi, przynajmniej tak powinno być - mówi Anna Czarnecka, córka pani Marianny.

Jak się okazało, podobnych historii wydarzyło się więcej.

"Nie porozmawiałam już z moim tatą"

Tomasz Wróblewski trafił do zamojskiego szpitala na zabieg dializy. Po pięciu dniach pobytu wypisano go do domu. Lekarze zapewniali, że pacjent jest zdrowy. Jednak cztery godziny później, mężczyzna, ponownie trafił do szpitala. Jego stan był krytyczny.

- Mówił, że czuje się dobrze, ale mnie pewne sprawy niepokoiły - mówi Anna Wróblewska, córka zmarłego. Dziwny oddech i szybkie męczenie się taty tłumaczyła jednak tym, że jest osłabiony po pobycie w szpitalu. Jak opowiada, koło północy ojciec poprosił ją o przyniesienie glukometru. - Czuł po sobie, że coś jest nie tak - mówi. Pani Anna natychmiast zadzwoniła po pogotowie, ale z minuty na minutę stan mężczyzny się pogarszał. zaraz po tym, jak na miejsce przyjechali ratownicy, miała miejsce pierwsza reanimacja, następnie pan Tomasz trafił na OIOM. - Nie porozmawiałam już z moim tatą - mówi pani Anna.

Wypis w ciężkim stanie

Ojciec pani Joanny cierpiał na nowotwór pęcherza, gdy trafił do szpitala. W ciężkim stanie wypisano go jednak do domu. Z wysoką gorączką, trafił ponownie do szpitala, gdzie nastąpił zgon.

Jak przytacza mecenas Piotr Pawelski, który zajmuje się sprawą, z karty szpitalnej wynika, że pacjent był leżący, nie poruszał się samodzielnie, a w moczu stwierdzona została krew. - Kilka dni pacjent w stanie bez zmian, z krwią w moczu, leży w szpitalu, po czym następuje wypis. Pod koniec miesiąca pacjent wraca i następuje zgon - opowiada.

- Ze śmiercią bym się pogodziła, gdyby ona była godna, naturalna. Nie ma takiego słowa, które by można było znaleźć, jakie to było cierpienie - mówi córka mężczyzny, Joanna Tytuła.

Wyleczyli ją w innym szpitalu

O śmierć otarła się także była pacjentka szpitala, która chce zachować anonimowość. - Przez pobyt pięciodniowy na oddziale ani razu nie zmierzono mi ciśnienia. Dopiero w ostatnim dniu wezwano kardiologa - mówi w rozmowie z reporterką UWAGI!.

Jak relacjonuje, zarówno w szpitalu, jak i po wypisie miała wysokie ciśnienie i wymiotowała. Potem znów trafiła na oddział ratunkowy, ale znów została wypisana z tymi samymi objawami. - Pojechałam do Lublina, do doktor ginekolog. Tam straciłam przytomność. Okazało się, że miałam ropny woreczek, który zaczopował już przewody żółciowe i powinnam być operowana - opowiada reporterce UWAGI!. - Wyleczono mnie w Lublinie - mówi.

Podobieństwa przypadków

Mecenas Piotr Pawelski prowadzi obecnie kilka spraw dotyczących leczenia pacjentów w zamojskim szpitalu. Mimo że sprawy są różne, zauważył pewne podobieństwa w proceduralnym postępowaniu lekarzy.

- To nie jest pojedyncze zdarzenie - mówi. - Pobyt w szpitalu, powrót do domu, czasami wypis ze stwierdzeniem, że stan pacjenta jest dobry, a po kilku dniach zgon tej osoby - opowiada o schemacie mecenas.

Odpowiedzialność szpitala?

Czy szpital w Zamościu poczuwa się do odpowiedzialności? Czy dostrzega błędy? Zastępca dyrektora do spraw lecznictwa szpitala wojewódzkiego w Zamościu wszelkie zarzuty odpiera.

- Są pewne procedury związane z leczeniem, które są u nas w pełni wykonywane - mówi Marek Lipiec i dodaje: - Jeżeli rodzina jest niezadowolona z leczenia, jest niepowodzenie leczenia, to od tego są odpowiednie instytucje, które nas nadzorują i ewentualnie tam są zgłaszane skargi.

Jak utrzymuje, osoby chore nie są wypisywane do domów. - Nie odbiegamy od norm i standardów, jeśli chodzi o leczenie, jeśli chodzi o zakażenia, jeśli chodzi o zgony - mówi i utrzymuje, że do jego szpitala trafiają osoby już zakażone sepsą. - My nie zawsze przyjmujemy pacjentów, którzy nie są zakażeni - twierdzi.

A dlaczego osoby, które powinny być wyleczone w szpitalu, umierają po wypisaniu? - Czy medycyna jest w stanie uleczyć każdego? - pyta i deklaruje: - Nie jesteśmy od tego, żeby uśmiercać pacjentów.

Nie jest w trudnej sytuacji finansowej

Szpital od kilku lat prowadzi w rankingach "jakości leczenia". Jest w dobrej kondycji finansowej. Skąd więc przypadki tak rażących zaniedbań? Czy prowadzone kontrole wykazywały nieprawidłowości?

- Kontrole nie dotyczą przebiegu leczenia. Dotyczą gospodarowania mieniem, nieprawidłowości przy organizowaniu przetargów, gospodarki finansowej - mówi Beata Górka z urzędu marszałkowskiego Województwa Lubelskiego. - Ubiegły rok szpital zakończył z prawie milionowym zyskiem. Nie możemy mówić, że jest to placówka w trudnej sytuacji finansowej - dodaje.

Jak twierdzi, jej urząd jest informowany przez dyrekcję szpitala o kolejnych postępowaniach, jakie wszczynane są w prokuraturze. - Możemy zwrócić panu dyrektorowi uwagę, żeby ze szczególną starannością traktował sytuacje, o których pani powiedziała, natomiast kompetencje kontrolne są poza naszą możliwością - mówi w rozmowie z naszą reporterką Górka.

Śledztwa

Jak informuje Bartosz Wójcik z prokuratury rejonowej w Zamościu, spraw związanych z błędami w sztuce. Część z nich śledczy umorzyli, bo biegli nie wykazali naruszeń, ale część zakończyła się zarzutami i - już na późniejszym etapie - wyrokami skazującymi w sądzie.

Śledztwo dotyczące śmierci pani Marianny Cieśli toczy się w prokuraturze. Także rodziny innych zmarłych pacjentów domagają się wyjaśnień okoliczności śmierci bliskich.

podziel się:

Pozostałe wiadomości