W centrum Rembertowa czeka na nas grupa mieszkańców, którzy od lat usiłują rozwiązać swój problem. Wokół kłębią się samochody. Jest korek. Jak zwykle. - Tak jest codziennie! Szlaban, co 5 minut jest zamykany, a my stoimy – mówi Robert Twardowski ze Stowarzyszenia Rembertów Bezpośrednio. – My jesteśmy tu zakleszczeni. Nie jesteśmy w stanie sobie nawet zaplanować drogi do pracy – dodaje Agnieszka Nowakowska. Pan Robert: - Umawiam się ze znajomymi na Nowym Rembertowie, oni pytają „Kiedy będziesz?” A ja na to: „No nie wiem! Za trzy, cztery szlabany?” Rytm życia mieszkańców warszawskiej dzielnicy Rembertów wyznaczają szlabany na przejeździe kolejowym. Podnoszą się one i opadają ponad 300 razy dziennie. To bardzo obciążony szlak: tory łączą Warszawę z Białymstokiem i całą wschodnią Europą. Oprócz tego jeżdżą też tędy pociągi podmiejskie. Wstrzymuje to ruch samochodowy na ul. Marsa, Cyrulików i Al. Chruściela. Rembertowiacy mają już dość gigiantycznych korków. Skarżą się też na częste wypadki, które powodują zdesperowani kierowcy koniecznie usiłujący zdążyć przed opadającymi rogatkami. – Problem to nie tylko wyjazd z Rembertowa, ale poruszanie się tutaj, w ramach dzielnicy. Syn ma do szkoły 2 kilometry. Jedzie tam godzinę! – mówi Marta Walczak-Buczkowska.
Izabela Kowalska, wraz z mężem i dziećmi, mieszka w Rembertowie od dwudziestu lat. Codziennie rano najpierw odwozi Mateusza do szkoły, Gabrysię do przedszkola, a potem jedzie do centrum Warszawy, gdzie pracuje w biurze podróży. Zaprasza nas do wspólnej podróży samochodem. Wyruszamy o 8:30. Od przejazdu kolejowego dzieli nas około 400 metrów. - Te korki są tu od zawsze – ostrzega pani Izabela. Dokładnie o 9:03 stajemy przed zamkniętym przejazdem, wcześniej tylko powoli przesuwaliśmy się w korku. – Dla nas to standard. A będzie jeszcze gorzej. Kiedy skończy się modernizacja torów, pojadą też tędy szybkie pociągi. Wtedy to ja już chyba się wyprowadzę z Rembertowa – kręci głową Kowalska.
Na zakorkowanym skrzyżowaniu panuje chaos. Kierowcy łamią wszelkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Skarżą się nie tylko oni, ale też pasażerowie komunikacji miejskiej. – Autobusy też ciągle stoją w korkach, a wtedy nie można wysiąść. Nawet, jeśli od przystanku dzieli nas 50 metrów! – tłumaczą. Na jazdę autobusem mają nawet specjalne patenty: czasem bardziej się opłaca wysiąść przystanek wcześniej i przejść się na piechotę, niż utknąć w korku.
Mieszkańcy Rembertowa nie mają wątpliwości: ich problemy rozwiązałby tunel. – O to walczymy, żeby powstała tu przeprawa przez tory. W Ząbkach tunel powstał szybko, bez problemu. W ciągu dwóch lat – mówi Robert Twardowski. Stowarzyszenie Rembertów Bezpośrednio zebrało podpisy pod petycją, którą złożono u prezydent Warszawy. – Razem z petycją, zawieźliśmy też złotą łopatę, jako symbol naszej determinacji. Dostaliśmy odpowiedź, że władze miasta jak najbardziej popierają nasze postulaty i widzą potrzebę budowy tego tunelu, ale niestety w tej chwili nie ma na to żadnych środków i nie da się określić, kiedy będą – mówi pan Robert.
Choć problem korków w Rembertowie jest znany władzom stolicy od lat, to do tej pory Ratusz nie porozumiał się z PKP, co do podziału kosztów budowy tunelu szacowanych na 60 mln złotych. W czerwcu Stowarzyszenie Rembertów Bezpośrednio zorganizowało happening, na którym zaczęli kopać tunel …sami. Za łopaty chwyciły nawet dzieci. – Bardzo się cieszymy, że wszyscy się z nami zgadzają i chcą tego tunelu, ale taka sytuacja, że wszyscy chcą i nic się nie dzieje, trwa już, od co najmniej 20 lat! – podkreśla Twardowski.
Władze miasta i PKP zapewniają, że w przyszłym roku przedstawią konkretny termin budowy tunelu. Trudno jednak dziwić się Rembertowiakom, że do obietnic podchodzą mocno sceptycznie.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.