"Chciała się wypróżnić, wypadło dziecko"

TVN UWAGA! 224770
XXI wiek, wieś w centralnej Polsce. W obecności matki, ojca i brata 29-letnia Magda rodzi córkę. Gdyby nie komplikacje po porodzie o dziecku zapewne nikt by się nie dowiedział. Noworodka, wyniesionego do sieni w wiadrze, znajdują dopiero ratownicy pogotowia, które przyjeżdża w związku z komplikacjami po porodzie.

- Stało tu wiaderko, ona mówi: "Siku się chce...". I na to wiaderko tego... - relacjonuje dziadek dziecka, ojciec Magdy. Dodaje, że on wtedy wyszedł z domu, z kobietą została jego żona i ich syn, brat Magdy. - Jak się chciała wypróżnić, to wpadło dziecko - opowiada młodszy mężczyzna. - I później nie wiem, co tej żonie odbiło, to wiaderko wzięła i tu postawiła - wskazuje na sień ojciec Magdy.

"Dziecko mi wpadło do wiaderka"

I chociaż chwilę wcześniej na miejsce przyjechało pogotowie, nikt nie zauważył, że kobieta spodziewa się dziecka. - Pytali się, czy jest w ciąży. Ona mówi, że nie. No ale jakby zbadali ją, toby wiedzieli, nie? - mówi ojciec Magdy.

Jak twierdzi rodzina kobiety, nikt z karetki nie wykonał jej żadnych badań. - Powiedział, żeby lewatywę zrobić i pojechał - relacjonuje Magda. Niedługo potem odbył się poród.

- Ja myślałam, że nie mogłam się wypróżnić. A tu dziecko mi wpadło do wiaderka - relacjonuje Magda i dodaje, że nie pamięta, kto przeciął pępowinę. Po porodzie kobieta jednak zaczęła krwawić, dlatego rodzina drugi raz wezwali pomoc. Ratownicy z drugiej karetki znależli noworodka i po reanimacji uratowali mu życie. Zarówno matka, jak i dziecko zabrani zostali do szpitala.

Według Elżbiety Cieśli, rzeczniczki pogotowia w Radomiu, lekarz z pierwszej karetki zbadał pacjentkę stetoskopem. Więcej szczegółów zdradzić jednak nie chce. - Nie mogę wypowiadać się na temat przebiegu badania lekarskiego - ucina i dodaje, że okoliczności, w jakich lekarz pozostawił w domu Magdy sprzęt do lewatywy, będą jeszcze wyjaśniane. - Prawem pacjenta jest odmowa przewiezienia do szpitala. Ta kobieta tak uczyniła - utrzymuje rzeczniczka.

"Nie jestem w ciąży"

Magda utrzymuje, że nie wiedziała, że jest w ciąży. - Myślałam, że przytyłam - mówi i zapewnia, że nie czuła żadnych ruchów dziecka, ani nie miała nudności. - Ja się czułam bardzo dobrze - zapewnia. Przyznaje, że nie miała miesiączki i to trochę ją niepokoiło. - Miałam iść do lekarza właśnie. W poniedziałek miałam iść do lekarza, bo akurat miałam dzień wolny - mówi.

O ciąży nie wiedziała jednak nie tylko ona, ale też nikt z rodziny. - Pytaliśmy ją jak dziecka: "Magdunia, powiedz, córciu, przecież cię nikt nie będzie bił, nie będzie krzyczał na ciebie ani nic. No trudno". "Tato, nie. Mamo nie, nie jestem w ciąży" - przytacza rozmowy z córką ojciec Magdy.

Ojciec dziecka z kolei twierdzi, że myślał, że jest bezpłodny. Przyznaje jednak, że to tylko jego hipoteza, a gdy dochodziło do stosunków, używał prezerwatyw. - Ale nie zawsze - mówi. - Sam mieszkam, tobym ją przyjął. Ja bym miał chociaż ugotowane. Jeżeli [dziecko - red.] jest moje, to próbowałbym wychować - twierdzi.

Noworodek trafił do rodziny zastępczej, a o jego dalszych losach zadecyduje sąd. Jak twierdzi Magda, nikt nie rozmawiał z nią na temat przyszłości dziecka. - Nic nie wiem - mówi i dodaje, że chciałaby je wychować.

"Wyszli z systemu"

To jednak nie kończy sprawy pozostawionej samej sobie rodziny, w której domu panuje bałagan, brud, smród i zimno. Jak się okazuje, rodzina dobrze jest znana gminnym urzędnikom, ale nie od złej strony. - Tam nigdy nie było sytuacji, żeby występowała przemoc domowa, nie było w tej rodzinie alkoholizmu - mówi Aneta Wilanowicz, dyrektor miejsko-gminnego ośrodka pomocy społecznej. Jak twierdzi, rodzina od 2015 roku, kiedy przestała pobierać świadczenia, "wyszła" z systemu opieki społecznej. - Niektórzy członkowie rodziny pobierają świadczenia z zakresu opiekuńczych, rodzinnych, ale to już jest zupełnie inny system, gdzie nie ma bezpośredniej współpracy z rodziną - twierdzi.

- Myślę, że pani takich domów w Polsce mogłaby znaleźć jeszcze sporo - mówi Ireneusz Kumięga, burmistrz miasta i gminy Skaryszew. Według niego ta sytuacja "powinna być bodźcem, jeśli chodzi o działanie MOPS-ów".

Sprawę bada prokuratura w Radomiu. Babce dziecka postawiono zarzut usiłowania zabójstwa i aresztowano ją na trzy miesiące. - Można powiedzieć jednym słowem, że była w szoku - mówi o wyjaśnieniach Magdy Małgorzata Chrabąszcz, rzeczniczka prokuratury okręgowej w Radomiu. Jak dodaje, ojciec i brat matki dziecka mają zarzuty nieudzielenia pomocy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości