Milena Walczak mieszka w Gnieźnie, gdzie razem z partnerem wychowują pięcioletnią córkę. Ponad półtora roku temu poznała innego mężczyznę mieszkającego w sąsiednim bloku. Jednak po krótkim czasie pani Milena postanowiła przestać się z nim spotykać. Kiedy chciała o tym porozmawiać, nie spodziewała się, że spotkanie zakończy się tragicznie. Skatowana kobieta była więziona najpierw w piwnicy, a potem w mieszkaniu oprawcy. Do domu wróciła dopiero po trzech dniach.
Milena: od pasa w dół nie miałam nic
- Najpierw "zrobił" mi te oczy, później poddusił - relacjonuje pani Milena. Dodaje, że potem straciła przytomność i nie wie, co wydarzyło się dalej. - Jak się ocknęłam, to od pasa w dół nie miałam nic - wspomina kobieta. Następnie, jak mówi, mężczyzna zaprowadził ją do swojego jednopokojowego mieszkania, które zajmował wraz ze swoją rodziną. - Tam leżałam, cały czas wymiotowałam - mówi i dodaje, że raz - mimo wyraźnych protestów - została tam zgwałcona. Wszystko miało dziać się w obecności bliskich mężczyzny, którzy w tamtym czasie przebywali w lokalu - oglądali telewizję, spali, jedli.
Koszmar pani Mileny przerwała dopiero wizyta dzielnicowego, który nie został wpuszczony do mieszkania. To wtedy oprawca kobiety zdecydował, że odprowadzi panią Milenę do domu. - Mówiłam, że nikomu nic nie powiem - wspomina pani Milena.
Zaraz potem trafiła do szpitala w Gnieźnie, skąd karetka przewiozła ją do Poznania. - Dowiedziałam się, że nie będę widziała, że nie ma szans - mówi pani Milena.
Grzegorz P., podejrzany o pozbawienie wzroku panią Milenę, został zatrzymany przez policję. Uznany przez biegłych za osobę poczytalną, został oskarżony o uwięzienie, gwałt i oślepienie.
"Był znany przez policję"
Pani Milena znała go - jak twierdzi - około dwóch tygodni i nie spodziewała się, że może zrobić jej krzywdę. Dopiero później dowiedziała się, że mężczyzna był już wcześniej karany za pobicia. Fakty te potwierdza jeden z funkcjonariuszy policji. - Był znany przez gnieźnieńską policję. Wielokrotnie już miał okazję odsiadywać różnego rodzaju wyroki. Były to głównie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz oszustwa - mówi policjant. Jak dodaje, podejrzany o okaleczenie pani Mileny mężczyzna po zatrzymaniu twierdził, że żałuje, i nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. - On był bardzo ostrożny w swoich wypowiedziach, bardzo mało mówił - wspomina policjant.
Grzegorz P. usłyszał wyrok 20 lat więzienia. Uzasadniając wyrok, sędzia zaznaczała, że oślepienie pani Mileny było bardzo brutalne. - Silny ból, który odczuwała pokrzywdzona, był wynikiem działania oskarżonego, kiedy wcisnął jej w gałki oczne swoje kciuki - mówiła i dodała, że mężczyzna zrobił to bardzo dużą siłą. - Działanie to jest porównywalne do tortur stosowanych w średniowieczu - przytoczyła zeznania biegłych, które na rozprawie przytoczyli oskarżyciele w sprawie. Jak stwierdziła, wyrażony przez oskarżonego żal, nie wynikał z przekonania, ale z chęci uzyskania niższego wyroku.
"Chcę się tylko stąd wyprowadzić"
W ramach zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy Grzegorz P. ma zapłacić Milenie Walczak 200 tysięcy złotych. Wyrok jeszcze się nie uprawomocnił, ale pełnomocnik prawny kobiety już teraz przewiduje, że kobieta nigdy nie dostanie nawet części zasądzonych jej pieniędzy.
- Oskarżony nie ma żadnego majątku, z którego możemy uzyskać to zadośćuczynienie - mówi mec. Radosław Szczepaniak. - Aktualnie pani Milena żyje tylko z otrzymywanej renty w kwocie ok. 1 tys. zł - dodaje.
Sama kobieta przyznaje, że nie potrzebuje wiele. - Chcę się tylko stąd wyprowadzić. [Teraz jest] za blisko jego mieszkania - mówi. Milena Walczak przyznaje, że z obawy przed oprawcą od miesiąca nie wychodziła na balkon, boi się wychodzić z domu, nie odsłania też okien od strony bloku Grzegorza P.
Nieudzielenie pomocy
Według partnera pani Mileny w sprawie jej okaleczenia są jeszcze inni winni: rodzina Grzegorza P., która przebywała w mieszkaniu w czasie, gdy kobieta była tam przetrzymywana, i która nie wezwała do rannej pomocy.
- Mógł chociaż brat przyjść i zawiadomić - mówi partner pani Mileny Dawid Kołodziejczak. - Nawet lekarz powiedział, że gdyby [Milena] szybciej trafiła do szpitala, to byłaby szansa na odzyskanie wzroku - dodaje.
Jak się jednak okazuje, sprawą odpowiedzialności ze strony najbliższych krewnych sprawcy do tej pory nikt się nie zajął. Mimo że, jak potwierdza Piotr Gruszka, szef prokuratury, która prowadziła postępowanie, przestępstwo to ścigane powinno być z urzędu. - Postępowanie nie jest prawomocnie zakończone. Czekamy na prawomocne ukończenie postępowania w głównej sprawie - tłumaczy tylko w rozmowie z reporterką UWAGI! Piotr Gruszka. - Proszę kwestię taktyki procesowej pozostawić prokuratorowi - ucina.
AKTUALIZACJA:
Po naszym materiale, Piotr Gruszka, Prokurator Rejonowy w Gnieźnie, stracił stanowisko.
"Podstawą podjęcia takiej decyzji były błędy, do jakich doszło w toku postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Gnieźnie. Chodzi o sprawę brutalnego gwałtu na pokrzywdzonej Milenie W. z Gniezna. Sprawca Grzegorz P. przez kilka dni więził ją w piwnicy i swoim jednopokojowym mieszkaniu, gwałcił i pozbawił ją wzroku. W tym czasie w mieszkaniu przebywali członkowie rodziny sprawcy. Za popełnione przestępstwa Grzegorz P. został skazany na karę 20 lat pozbawienia wolności. W toku postępowania prokurator nie wyjaśnił jednak wszechstronnie okoliczności sprawy, w tym w szczególności okoliczności związanych z nieudzieleniem pomocy Milenie W. przez członków rodziny Grzegorza P., którzy w czasie zdarzenia przebywali w mieszkaniu" - informuje w komunikacie Prokuratura Krajowa.