Myśliwy zastrzelił psa?

TVN UWAGA! 158475
Kolejny pies zastrzelony przez myśliwego? Policja w tej sprawie była wyjątkowo bierna. Aby znaleźć przestępcę, właściciel psa przeprowadził prywatne śledztwo.

- Na trawie znalazłem plamę krwi, około 50 kroków od ambony. Na początku pomyślałem, że to było udane polowanie i jakiś zwierzak został tutaj zastrzelony. Rozejrzałem się i wtedy zobaczyłem coś leżącego nieopodal w lesie. Poszedłem zobaczyć, co to jest i znalazłem swojego martwego psa – mówi Adam Błażejewski.

„Junior" - podobny do owczarka pies pana Adama - wydostał się z przydomowego ogródka dwa dni wcześniej wykorzystując uchyloną furtkę. Po dwóch dniach bezskutecznych poszukiwań, właściciel przypomniał sobie, że niedługo po zaginięciu „Juniora" słyszał dobiegające z oddali dwa strzały. W ten sposób trafił na oddalone kilka kilometrów od domu łowisko myśliwych.

- Miał widoczne dwie rany. Klatka piersiowa była przestrzelona na wylot. Druga rana to była odstrzelona noga. Zacząłem się zastanawiać, kto mógł polować tutaj tego dnia. Znajomy podpowiedział mi, gdzie w wiosce znajduje się księga wpisów myśliwych na polowania. Pojechałem, żeby zobaczyć, kto był w tej książce wpisów. Chciałem skontaktować się z tymi ludźmi, porozmawiać, co tutaj się stało. Było wpisanych dwóch myśliwych, członków tego koła. Okazało się, że z myśliwymi nie da się dogadać. Nie chcą mi pomóc. Zadzwoniłem więc na policję, by przyjechał patrol, zabezpieczył miejsce a przede wszystkim zwłoki psa. Niestety, dyżurny mnie poinformował, że nie przyśle patrolu, ponieważ to nie jest człowiek – mówi Adam Błażejewski.

W końcu policjant poinformował pana Artura, że przyjmie zawiadomienie, jeśli ten dostarczy dowody na to, że pies został zastrzelony. Pan Artur zawiózł zwłoki psa do weterynarza i na własny koszt wykonał sekcję zwłok, z której protokół dostarczył policji. Dopiero wtedy funkcjonariusze pofatygowali się na miejsce zdarzenia.

- Policjanci nie zawsze spotykają się z takim sprawami. Jest to sprawa, która jest pojedynczym przypadkiem na terenie naszej jednostki. Zostało to poprawione, może w opóźnionym terminie, ale te czynności zostały później wykonane. Policjanci zabezpieczyli materiał, pojechali zrobić oględziny tego miejsca, po kilku dniach. Policjanci pojechali i z dobrej woli, rzetelnie próbowali przeczesać teren – mówi Mateusz Królak, Komenda Powiatowa Policji w Lwówku Śląskim.

- Przyjechał policjant z wykrywaczem metali, żeby szukać pocisku. Pomachał trochę wykrywaczem metali nad ziemia 15-20 minut i stwierdził, że tu nic się nie da znaleźć. Zdenerwowało mnie to, pożyczyłem wykrywacz metali i przyjechałem w to samo miejsce i zacząłem szukać sam. Udało mi się znaleźć na początku łuskę, a dwa metry dalej wygrzebałem z ziemi przedmiot, który ewidentnie był zdeformowanym pociskiem – dodaje Adam Błażejewski.

O znalezieniu zwłok psa pan Adam poinformował również szefa koła łowieckiego, do którego należą obaj myśliwi. Kiedy prezes koła „Grzywacz" usłyszał od myśliwych deklarację, że to nie oni strzelali, wziął ich słowa za dobrą monetę i zamknął wewnętrzne postępowanie.

- Stwierdzili jednoznacznie, że tego nie zrobili. Nie mam powodów, żeby w to nie wierzyć. Myśliwi twierdzili, że nie widzieli nikogo obcego. Twierdzą też, że nie oddali żadnego strzału, w związku z tym nie wpisali w książce pobytu na łowisku żadnych strzałów. Mógł zrobić to ktoś inny. Tego psa mógł ktoś tam dowieźć, tam go porzucić, żeby poszło podejrzenie na kogoś innego. Ludzie są różni i mają broń - uważa Mariusz Kowalski, prezes Koła Łowieckiego „Grzywacz”.

Skoro myśliwi twierdzą, że w tym dniu w ogóle nie strzelali, można było sprawdzić czy mówią prawdę, badając ich sztucery od razu w laboratorium. Problem w tym, że policja z Lwówka zabezpieczyła broń dopiero po dwóch miesiącach.

- Balistycznie można to sprawdzić, ale policjant podjął taka decyzję a nie inną – tłumaczy Mateusz Królak, Komenda Powiatowa Policji w Lwówku Śląskim.

Podejrzenia pana Adama koncentrują się na myśliwym, który według książki polowań w czasie, gdy padły strzały, znajdował się na ambonie tuż koło miejsca, gdzie znaleziono zwłoki „Juniora". Również ojciec Adama - sam myśliwy z wieloletnim stażem - jest pewien, kto nacisnął spust.

- Jeżeli on był tam wypisany, to nikogo innego nie mogło tam być. Prezes broni według mnie przegranej sprawy, to jest źle pojęta solidarność myśliwska – uważa Tadeusz Błażejewski.

Policjanci czekają na wyniki ekspertyzy zabezpieczonej broni i pocisku znalezionego przez pana Adam. Liczą na to, że - mimo wcześniejszych zaniedbań - wyniki tych badań pozwolą na postawienie myśliwego przed sądem.

- Policja już pierwszego dnia dostała ode mnie wszystko na tacy, z dowodami, zdjęciami, kto był na polowaniu, nazwiska, numery telefonów do tych ludzi. Na własną rękę zrobiłem sekcję zwłok psa, odnalazłem pocisk, łuskę. Pisałem pisma ponaglające do komendanta wojewódzkiego, żeby zatrzymać broń, dokonać analiz. Komenda w Lwówku nie zrobiła nic – mówi Adam Błażejewski.

- Każdy pokrzywdzony ma prawo wnosić wnioski dowodowe. Policjant, który prowadzi postępowanie, jeśli współpracuje z pokrzywdzonym, wtedy postępowanie jest całkiem inaczej prowadzone i inaczej wygląda. Komendant rozmawiał z policjantami, było prowadzone postępowanie w tej sprawie m.in. pod katem wykazania uchybień – wyjaśnia Mateusz Królak, Komenda Powiatowa Policji w Lwówku Śląskim.

podziel się:

Pozostałe wiadomości