"Boję się każdego dnia"

TVN UWAGA! 4145923
TVN UWAGA! 204507
Gdy kilka lat temu brutalnie wysiedlani ze swoich mieszkań lokatorzy zbuntowali się przeciw metodom poznańskiego "czyściciela kamienic" Piotra Ś., mówiła o nich cała Polska. Teraz Piotr Ś. czeka na wyrok za uporczywe nękanie mieszkańców, ale okazuje się, że części jego ofiar znów grozi bezdomność.

Karina Ławniczak razem ze schorowanymi rodzicami i dwójką samotnie wychowywanych dzieci uciekła przez znanym czyścicielem poznańskich kamienic Piotrem Ś. do położonego na obrzeżach miasta ogródka działkowego. - Mieszkaliśmy w tej kamienicy ponad 20 lat. Do czasu, aż nie przyszedł pan Ś. - wspomina. Podobnie jak ona, z kamienicy uciekać musiało ponad 40 rodzin.

- Była rozpacz, żal, płacz, co mamy dalej zrobić. Ale że mieliśmy działkę, to postanowiliśmy sklecić mały domek i wyprowadzić się tutaj - opowiada. Pensja zatrudnionej w piekarni kobiety ledwie starczyła, ale udało się. Mały korytarz, niewielki pokój z kuchnią i pokoik dla dwójki dzieci - to wszystko, co powstało na terenie działki. Meble i panele podłogowe zabrała z kamienicy. - Jedyne, co tu jest nowe, to łóżko i kuchenka - mówi.

5 tys. osób na działkach

W podobnej do Kariny Ławniczak sytuacji znalazły się w ostatnich kilkunastu latach tysiące polskich rodzin. Dokładnie nikt ich nie policzył, ale według najbardziej ostrożnych szacunków w samym Poznaniu w ogródkach działkowych mieszka na stałe 5 tys., a w całym kraju to może być nawet około 45 tys. osób. Większości z nich los nie dał wyboru.

Tak jak Sławomir Bartkiewicz, który mieszkał w kamienicy w centrum Poznania. Właściciel budynku, podobnie jak w przypadku pani Kariny, postanowił "oczyścić" go z lokatorów i sprzedać. Pan Sławomir próbował znaleźć tanio mieszkanie, ale nie udało się. - Ceny wynajmu na wolnym rynku przerażały - wspomina. - Ponieważ miałem dobrą pracę, postanowiliśmy gdzieś przeczekać. Nie było zamiaru zamieszkania tu na stałe - deklaruje.

Potem jednak życie potoczyło się wbrew przewidywaniom - pan Sławomir podupadł na zdrowiu, stracił dobrze płatną pracę. - Zaczęło się pasmo nieszczęść w postaci chorób. Najpierw żony, która jest chora na cukrzycę i niewydolność nerek, a rok temu dopadła mnie najgorsza z chorób: nowotwór nosa i gardła - mówi.

Meldowali mimo zakazu

Państwo Bartkiewiczowie na stałe są na działkach od 12 lat. Od ośmiu mają meldunek. Bo choć regulaminy rodzinnych ogródków od dawna mieszkania na działkach zabraniały, to odmienną praktykę powszechnie akceptowano. - Była cała komisja, która stwierdziła, że pomieszczenia nadają się do zamieszkania. Dostaliśmy decyzję podpisaną przez samego prezydenta Poznania o zameldowaniu - opowiada pan Sławomir.

Jak się okazuje, w osiedlaniu na działkach pomagali nie tylko urzędnicy, ale też zarządzający ogródkami działacze.

- Dostaliśmy zgodę na modernizację od prezesa, wiedział, że jesteśmy wyrzucani z kamienicy przy Piaskowej i że mamy tu zamiar mieszkać - mówi pani Karina. - Nie miał z tym żadnych problemów, wręcz nas dopingował, że mamy się spieszyć z tym, żeby tu się wprowadzić - wspomina i dodaje, że prezes doradził, by w piśmie wnioskowała o zgodę na "modernizację na starych fundamentach".

Bat na mieszkańców działek

Powszechnie akceptowanie łamania przepisów skończyło się kilka miesięcy temu, kiedy władze Polskiego Związku Działkowców postanowiły pozbyć się stałych lokatorów. Pretekstem stała się ustawa, która potwierdziła zakaz mieszkania na działkach i określiła maksymalną wielkość działkowego domku na 35 metrów kwadratowych. Przed tysiącami działkowiczów ponownie zawisło widmo utraty dachu nad głową.

- W listopadzie pojawiła się pierwsza uchwała Krajowej Rady, że trzeba zdecydowanie walczyć z osobami zamieszkującymi na terenach ogrodów - mówi Jacek Kaczmarek z komitetu Stowarzyszenia "Kajka". Jak dodaje, w grudniu wytypowanych było już 18 nazwisk konkretnych osób, które dostały wypowiedzenie umowy dzierżawy. - Dowiedzieliśmy się, że chcą nas stąd wyrzucić. Znowu była rozpacz, żal, gdzie się znowu podziejemy - mówi pani Karina.

"Macie gdzie mieszkać"

Pan Stanisław problem mieszkaniowy próbował rozwiązać, wnioskując o mieszkanie komunalne. - Trzy razy składałem [wniosek - red.]. Zawsze odpowiedź, że są spełnione warunki socjalno-mieszkaniowe dla mnie. Mam gdzie mieszkać. PZD mówi "wynocha", a urząd miasta powie "my dla was nic nie mamy, macie mieszkanie, o co wam chodzi" - mówi.

Jak to możliwe, że miasto sankcjonowało mieszkanie na zakazanym terenie meldunkiem? - Nie zauważyli albo przymykali na to oczy - tłumaczy zachowanie urzędników Arkadiusz Stasica, wiceprezydent Poznania. - Dzisiaj mamy problem, z którym musimy się zmierzyć - mówi. Według niego jedyne rozwiązanie to zmiana kontrowersyjnej uchwały i budowa mieszkań komunalnych.

Wstrzymanie działań, ale nie rezygnacja

Mieszkańcy działek, gdy tylko dowiedzieli się o planach pozbawienia ich domów, zaczęli walczyć o swoje prawa. Założyli własne stowarzyszenia, zorganizowali pod poznańskim urzędem pikietę, poprosili też o pomoc zaprawione w bojach z czyścicielami kamienic Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów.

- Przecierałam oczy ze zdumienia, że coś takiego ma nastąpić. Nie mogłam uwierzyć - mówi Anastazja Molga ze Stowarzyszenia. - To jest bardzo podobne do czyszczenia. PZD chce ich wyczyścić - ocenia.

Pokaz siły mieszkańców działek przyniósł jednak efekty. Zaskoczeni zorganizowanym oporem szefowie Polskiego Związku Działkowców wstrzymali działania zmierzające do usunięcia lokatorów. Nie oznacza to jednak rezygnacji z tych planów.

- Osoba zameldowana na działkach to osoba, która potwierdziła łamanie prawa. Polski Związek Działkowców chce, aby na działkach nie występowało zjawisko zamieszkiwania i budownictwa ponadnormatywnego. Wreszcie trzeba z tym skończyć - mówi Robert Klimaszewski, wiceprezes zarządu okręgowego Polskiego Związku Działkowców.

- Boję się każdego dnia, co z nami się stanie, czy znowu będę musiała się martwić z dziećmi, czy pójdziemy do domu samotnej matki. Już raz dom straciłam, teraz mam stracić drugi? Dlaczego? - pyta pani Karina.

Czekając na sąd

W ostatnich tygodniach PZD w Poznaniu wstrzymał przesyłanie inspektorowi nadzoru budowlanego wniosków oznaczających chęć pozbycia się mieszkańców działek. Wszyscy czekają na ostateczny wynik precedensowego procesu, w której Związek domaga się przed sądem eksmisji jednego z mieszkańców. W pierwszej instancji sąd przystał na wysiedlenie, ale postawił twardy warunek: trzeba zapewnić eksmitowanemu mieszkanie socjalne.

podziel się:

Pozostałe wiadomości