„O jaką kwotę prosiła, po taką szłam”
94-letnia pani Irena podpisała pełnomocnictwo swojej opiekunce do dysponowania jej majątkiem. Jak mówi – nie miała wyjścia. Sama nie była w stanie podjąć pieniędzy z banku. Gdy zdecydowała się anulować pełnomocnictwa, okazało się że z jej konto wypłacono ok. 173 tys. zł. Większość z nim miała do niej nie trafić.
- Mój wnuk, przyszedł do mnie, żeby mu dać 3,5 tysiąca na remont auta. Wściekły wyszedł, bo powiedziałam, że nie mam pieniędzy i nie będę mu dawać. Wystarczająco mu dałam, jeszcze z pięciu tysięcy się nie rozliczyłeś. Okazało się, że ona (opiekunka- przyp.aut.) mu dała na nowe auto, 35 tysięcy – twierdzi 94-latka.
Wnuczek staruszki utrzymuje, że nie ma nic wspólnego ze zniknięciem pieniędzy. Twierdzi, że jego babcia od dawna niesprawiedliwie posądzała go o różne kradzieże.
- Ja nie miałem nigdy dostępu, do żadnego babci konta. Babcia ustalała to sama, z różnymi osobami. One zawsze ją okradały. Ja różne rzeczy słyszałem. Babcia chciała, żeby opiekunka przynosiła jej pieniądze, więc to robiła. Nie wiem dokładnie, jak to było. Chcę mieć spokój po całym życiu, w którym babci pomagałem – tłumaczy wnuczek.
Opiekunka, która wypłacała pieniądze z konta pani Ireny, twierdzi, że robiła to tylko na jej polecenie. Tłumaczy, że nie wnikała dlaczego staruszka potrzebowała tak dużych sum.
- O jaką kwotę prosiła, po taką szłam, wypłacałam i przynosiłam jej do domu. Ona te pieniądze kładła sobie pod poduszkę, a co później z nimi robiła, to nie wiem. W życiu jej nie oszukałam nawet na złotówkę. A mogłam to zrobić, bo miałam jej pieniądze w rękach. Ale nie zrobiłam tego. W tym okresie, akurat dużo rzeczy się działo. Mąż dostał odszkodowanie, więc troszeczkę lepiej nam się powodziło. Poza tym, opiekunki z MOPS-u też „były złodziejkami”. Koce jej kradły, a ja znajdywałam je później w szafie. Taka jest prawda, ze skarpetkami było podobnie – wyjaśnia opiekunka.
Pieniędzy nie ma, postępowanie umorzone
Czy tak jak twierdzi opiekunka, pani Irena jest znana z tego, że niesprawiedliwie oskarża inne osoby o kradzieże? Dziennikarze UWAGI! zapytali o to pracowników miejskiego ośrodka pomocy społecznej, którzy znają staruszkę.
- Pani Irena nie chciała usług za pośrednictwem miejskiego ośrodka, tylko zdecydowała się na usługi osoby prywatnej. Nigdy nie było sytuacji, żeby nas oskarżała. Nie było roszczeń i agresji. Nie wydaje mi się, żeby pani Irena była osobą, która coś może sobie uroić, przynajmniej tak twierdzi pracownik. Według pracownika, pani Irena jest osobą świadomą – mówi Otta Więckowska-Czekalska, kierownik MOPS w Łodzi.
Pani Irena jest przekonana, że pieniądze na pewno nie są schowane w jej domu i że nie zostały przekazane jej przez opiekunkę. Jednak śledczy z prokuratury zdecydowali o umorzeniu całej sprawy.
- W tym postępowaniu, przesłuchiwaliśmy osobę, która opiekowała się panią Ireną, innych świadków i członków jej najbliższej rodziny. Z ich zeznań wynikało, że pieniądze były przekazywane przez panią opiekującą się. Problem polega na tym, że te pieniądze przekazywane były, bez obecności innych osób – wyjaśnia Emilia Michałowska-Marchewa, prokurator Rejonowy Łódź Śródmieście i dodaje: - Nie mamy żadnych dowodów na to, co się stało z pieniędzmi. To postępowanie było przedmiotem oceny przez sąd, ponieważ pani pokrzywdzona nie zgodziła się z naszą decyzją i wniosła zażalenie. Sąd utrzymał w mocy nasze postanowienie i uznał, że nie ma podstaw do dalszego procedowania w tej sprawie.
Z takim rozwojem sytuacji nie zgadza się lekarz, który opiekuje się panią Ireną. To do niego w pierwszej kolejności kobieta zwróciła się o pomoc.
- Jeżeli mamy sprawcę, podpisanego imieniem i nazwiskiem, wiemy kiedy, gdzie i w jakiej kwocie wypłacał pieniądze bez zgody pani Ireny, to jak inaczej to nazwać? Nieporozumieniem? – pyta Wojciech Streubel, lekarz.
Tylko osoby zaufane
- Gdybym miała te ukradzione pieniądze, przede wszystkim kupiłabym sobie lepsze mieszkanie. Na pogrzeb również chciałam zostawić. Żeby mnie pochowano jak człowieka. W tej chwili, nie mam nikogo. Mam bardzo duży żal do swojej rodziny – mówi pani Irena.
Zdaniem przedstawicieli izby notarialnej tych problemów można było uniknąć. Niestety zabezpieczeniem pełnomocnictw takich jak to, które podpisała z opiekunką pani Irena, jest tylko i wyłącznie zaufanie.
- Trzeba pamiętać o tym, żeby unikać takich pełnomocnictw. Trudno ustrzec osoby, przed oszustami. Zwłaszcza starsze osoby. Jeżeli jednak mamy sytuację, gdzie takiego pełnomocnictwa trzeba udzielić, to proszę pamiętać, by udzielać go osobom bliskim, zaufanym. Najlepiej unikać osób trzecich: sąsiadek, opiekunek, koleżanek. Nigdy nie wiemy, z kim mamy do czynienia – tłumaczy Ilona Sądel-Bendkowska, rzecznik Izby Notarialnej w Warszawie.
Zobacz pierwszą część reportażu TUTAJ