- Ja go reanimowałem, ja mu dałem drugie życie, żeby o godzinie pierwszej w nocy to życie zabrał mu lekarz – mówi syn zmarłego. 86-letni Tadeusz Fedusio został odesłany ze szpitalnego oddziału ratunkowego. Pół godziny później zmarł na klatce schodowej przed swoim mieszkaniem. – Nadal nie mogę się pogodzić z tym, że jego nie ma. Przecież ja dałem go do lekarzy, do specjalistów. Tak nie może być, lekarze powinni leczyć ludzi, a nie wyganiać ich w nocy do domu – mówi Adam Fedusio.
„Poczułem, że nie ma pulsu”
Pan Tadeusz zasłabł podczas jednej z wizyt pana Adama. Mężczyzna zsunął się z łóżka. – Posadziłem tatę na wersalce. Pytam się, czy coś go boli, stwierdził, że ma potłuczone żebra – wspomina pan Adam. Zaraz potem jednak pan Tadeusz zaczął słabnąć. – Poczułem, że nie ma pulsu, że nie pracuje serce – mówi syn starszego mężczyzny i dodaje, że zaraz potem musiał reanimować ojca.
Pan Tadeusz został przewieziony do szpitala w Giżycku. Jak wspomina pan Adam, po kilkugodzinnym pobycie jego ojca na szpitalnym oddziale ratunkowym lekarze stwierdzili, że mężczyzna jest zdrowy i może wrócić do domu. Mówić mieli, że wydarzył się tylko upadek, po którym mają prawo boleć żebra.
- Ja mówię: „panie doktorze, tata 2-3 godziny temu stracił przytomność. Ja go reanimowałem – relacjonuje rozmowę z lekarzem pan Adam. Jak twierdził, alarmował lekarza, że „coś jest nie tak” i chciał, by ojciec pozostał w szpitalu. – Lekarz stwierdził, że zrobili konsultację internistyczną, neurologiczną. Pacjent nadaje się do wywozu do domu – opowiada pan Adam.
- O godzinie pierwszej przywożę ojca z SOR-u w bardzo złym stanie. Ojciec sam nie daje rady wyjść z samochodu nogi są wiotkie, jest omdlały – opisuje stan starszego mężczyzny jego syn. Jak wspomina, do mieszkania prowadził ojca pod ramię. – Na tym stopniu trzecim zauważyłem, że tata znów traci przytomność – pokazuje miejsce na klatce schodowej pan Adam. Zaraz potem zanikł puls pana Tadeusza. Mężczyzna zmarł.
„Nie odpowiem na to pytanie”
Dlaczego starszy mężczyzna został wypisany do domu ze szpitalnego oddziału ratunkowego? – Nie odpowiem panu na to pytanie – mówi w rozmowie z reporterem UWAGI! Dariusz Szmytt, prokurent szpitala w Giżycku. Dodaje, że jest mu przykro z powodu śmierci pana Tadeusza i współczuje jego rodzinie. – Wykonaliśmy śledztwo w tej sprawie, przejrzeliśmy badania, zgromadziliśmy wszystkie dokumenty. Z naszego punktu widzenia pacjent został zaopatrzony na SOR-ze w sposób odpowiedni, zostały wykonane badania. Natomiast lekarze nie byli w stanie zdiagnozować, na jakiej podstawie przyjąć pacjenta do szpitala - twierdzi.
Sprawą śmierci 86-latka zajął się Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Rzecznik Praw Pacjenta. Także prokuratura wszczęła śledztwo, którego przedmiotem jest nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta.
Dotarliśmy do dokumentów pobytu w szpitalnym oddziale ratunkowym 86 -latka. Jeden z zapisów mówi, o tym, że pan Tadeusz ponad 30 lat temu miał usunięte płuco ze względu na rozwijający się w nim nowotwór złośliwy.
- To, czego nie widziałem w tej dokumentacji, to nie widziałem żadnego badania klatki piersiowej – mówi onkolog, prof. Cezary Szczylik i wyjaśnia, że w przebiegu choroby nowotworowej takie badanie jest bardzo ważne. – Bardzo często występuje zespół zakrzepowo-zatorowy – tłumaczy.
O to, czy lekarze wiedząc, że ojciec pana Adama miał wcześniej nowotwór złośliwy, wykonali właściwe badania zapytaliśmy kierownictwo szpitala.
- Pacjent był badany przez dwóch specjalistów plus lekarza SOR-u – twierdzi Tomasz Przymorski, zastępca dyrektora ds. medycznych giżyckiego szpitala i dodaje, że oceną, które badania w danym momencie powinny być wykonane, a które nie, zajmą się biegli.
To, czy pan Tadeusz w chwili śmierci cierpiał na nowotwór, czy przebył chorobę wcześniej, wyjaśni śledczym sekcja zwłok pana Tadeusza. - Kwestia wpływu choroby nowotworowej na ewentualną przyczynę zgonu z pewnością będzie przedmiotem oceny biegłych – zapowiada Grzegorz Ryński, prokurator rejonowy w Giżycku.