Firma działa w Warszawie od niespełna roku, a jej prezes wcześniej pod innym szyldem sprzedawał pseudo lecznicze produkty ze srebrem. Działalnością obu spółek interesuje się prokuratura oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
"Dotąd siedział, aż podpisałam"
Dziennikarzy o nieuczciwych praktykach zaalarmował syn 73-letniej Teresy Liberadzkiej. Chorująca na cukrzycę kobieta, pod koniec stycznia tego roku dostała zaproszenie na bezpłatne badania w osiedlowym klubie seniora.Gdy dwa dni później, w dniu umówionej wizyty, pani Teresa, pojawiła się w klinice, okazało się, że internista rozchorował się, ale firma ma dla niej specjalną ofertę.- Okazało się, że badania nie będą wykonane tutaj, tylko zostaną wytypowane cztery osoby - mówi pani Teresa i wspomina, jakimi argumentami posługiwali się sprzedawcy. - Mówiono, że oni są sponsorem i tym czterem osobom to oni refundują, że nie będą płacić tego pakietu 15 tys., tylko 5,2 tys. - opisuje. Jak twierdzi, nikt nie wytłumaczył jej, na czym będzie polegała usługa. - Że to jest pakiet medyczny, dowiedziałam się dopiero jak podpisywałam tę umowę - dodaje.Pani Teresa została przewieziona do siedziby firmy i poproszona o wpłatę wynagrodzenia za pakiet medyczny. Pracownicy kliniki zaprowadzili nawet kobietę do mieszczącego się obok banku, żeby wzięła kredyt. Jak twierdzi kobieta, chociaż za pakiet wolała zapłacić z własnych oszczędności, to pod wpływem tych osób podjęła decyzję o wzięciu kredytu. - Otoczyło mnie kilku młodych mężczyzn, mówiąc że wybrałam pakiet na następne trzy lata, tylko muszę zapłacić 12,5 tys. i to zaraz, od razu. Zapytałam, czy mam jakiś czas na zastanowienie i kontakt z synem. "Nie, nie ma pani żadnego czasu, trzeba płacić 12,5 tys.". Powiedziałam, że się nie zgadzam, więc zostałam zaprowadzona do innego pokoju - wspomina pani Teresa.Jak mówi, chciała opuścić bank, ale jeden z mężczyzn zaczął tłumaczyć, że kobieta ma bardzo podwyższony puls i się nią zajmie. - I on siedział dotąd ze mną, dopóki ja nie podpisałam - twierdzi pani Teresa.
Nieuczciwa praktyka
Spółka sprzedająca pakiety medyczne działa od połowy ubiegłego roku. Jej właściciel w lutym tego roku pod tym samym adresem zarejestrował kolejną firmę o takim samym charakterze. Siedziby spółek są oklejone napisami sugerującymi, że przyjmują tu lekarze specjaliści, tymczasem klinika dopiero w marcu tego roku wpisała się do rejestru placówek medycznych.
Jak działa system? Przedstawiciele kliniki telefonicznie, albo roznosząc po korytarzach klatek schodowych ulotki, zapraszają do siedziby spółki na bezpłatne badania albo konsultacje. W siedzibie firmy okazuje się jednak, że zamiast specjalisty kardiologa czy ortopedy, ludzi przyjmuje handlowiec i po badaniu pulsoksymetrem proponuje leczenie. Pracownicy kliniki sugerują również branie kredytów. Chodzi o natychmiastową wpłatę gotówki w siedzibie firmy.
Tak było w przypadku pani Haliny, która z ulotką przyszła na badanie spirometryczne, a zamiast tego zbadano ją pulsoksymetrem i zaproponowano pakiet medyczny. Na nagraniu rozmowy słychać, jak konsultant przekonuje, że firma "dofinansowuje" leczenie. - Wtedy dla pani koszt roczny byłby około pięciu tysięcy złotych - mówi. W czasie trwającej ponad godzinę rozmowy z ust handlowca ani raz nie pada słowo "umowa", gdy zaś sprzedawca słyszy, że pani Halina nie ma pieniędzy, bo jest przed emeryturą, proponuje pożyczkę. - Żeby nie stracić tego abonamentu, żeby nie stracić tej rezerwacji, to proszę sobie na część wziąć w banku - przekonuje.
Działalnością spółki prowadzącej klinikę zajmuje się prokuratura i rzecznicy konsumentów. Póki, co urzędnicy wyjaśniają sprawę i prowadzą korespondencję z przedsiębiorcą. W biurze Miejskiego Rzecznika konsumentów w Warszawie złożono kilkadziesiąt skarg na działanie tej firmy.
- To jest ewidentne zastosowanie nieuczciwej praktyki rynkowej - nie ma wątpliwości Małgorzata Rothert, Miejski Rzecznik Konsumentów w Warszawie i precyzuje, że praktyka ta polega na przekazywaniu nieprawdziwych i niepełnych informacji. - Te osoby, które się do nas zgłosiły, mówią, że nigdy by nie zawarły takiej umowy, gdyby nie taki nacisk. Po zastanowieniu się stwierdziły, że chcą z tego zrezygnować i tutaj zaczęły się problemy - mówi Małgorzata Rothert.
"To stek bzdur"
Tymczasem spotkania organizowane przez prywatną klinikę, wciąż odbywają się na terenie Warszawy i okolic. Jedno z nich, w klubie mieszkańców spółdzielni, prowadził mężczyzna przedstawiony jako światowy ekspert w organizowaniu klinik medycznych. Dowodem jego fachowości miało być zdjęcie zrobione w holu luksusowego hotelu w Abu Dhabi.
Podczas dwugodzinnej prezentacji przedstawiciel prywatnej kliniki wskazuje na mankamenty polskiego systemu opieki i podważa aktualną wiedzę medyczną.
- Czy jest tak, że lekarz państwu powiedział, że leki musicie brać do końca życia? Na nadciśnienie na przykład? - pyta ludzi zgromadzonych na prezentacji. Gdy słyszy twierdzącą odpowiedź, przekonuje: - W siedemdziesięciu do osiemdziesięciu przypadków da się zejść z leków na nadciśnienie. Okazuje się, że nigdy się nie wyleczycie z nadciśnienia, jeżeli najpierw nie będziecie mieli detoksykacji, a potem dietetyka klinicznego przez minimum sześć miesięcy.
O ocenę tego wystąpienia prosimy znanego chirurga profesora Krzysztofa Bieleckiego.
- Oczywiście, jest to stek bzdur. Mówienie o tym, że nadciśnienie głównie zależy od detoksykacji, jest zaprzeczeniem wiedzy - ostro ocenia Krzysztof Bielecki. - Jakim prawem ten człowiek, który nie ma żadnego przygotowania naukowego, śmie oceniać skuteczność, celowość medycyny opartej na faktach, która jest numer jeden w leczeniu ludzi. To jest robienie wody z mózgu starszym ludziom - uważa.
Podobnie działali już wcześniej
Jak się okazuje, prezesem spółek kierujących kliniką jest ta sama osoba, która wcześniej prowadziła inną spółkę i sprzedawała pseudo lecznicze produkty z dodatkiem srebra oraz pakiety medyczne. Reportaże na ten pokazywaliśmy w UWADZE! pod koniec 2015 roku.
Jedną z osób, które po prezentacji dotyczącej produktów zawierających srebro, zawarły umowę na pakiet medyczny, jest 86-letni Janusz Spólny. - Byłem trzy razy zaproszony na wizyty do lekarza, żadna wizyta nie miała miejsca - mówi pan Janusz.
W sądzie po przeszło roku wywalczył wprawdzie zwrot wpłaconych wtedy czterech tys. zł, ale pieniędzy nigdy nie zobaczył. - To jest firma, która żyje z tego, że oszukuje drugich - mówi.
Chcieliśmy spotkać się z prezesem spółek i dowiedzieć się, dlaczego tak wiele osób ma zastrzeżenia, co do funkcjonowania jego firm. Nie zareagował on jednak na prośby o spotkanie. Na nasze pytania odpowiadał prawnik spółki prowadzącej klinikę.
Adwokat Michał Dziedzic potwierdził, że wie, na czym polegają agresywne praktyki rynkowe, ale według niego nikt nie jest wprowadzany w błąd. - Jest określona procedura rozpoczęcia leczenia - mówi i dodaje, że spółka nie oferuje pojedynczych wizyt, a jedynie całe pakiety medyczne.
Interwencja UWAGI!
Tymczasem w czasie prezentacji przedstawiciela kliniki w osiedlowym klubie mieszkańców mężczyzna sugeruje, że kilka osób może tego dnia wyjątkowo skorzystać. Słowem nie wspomina o darmowych badaniach, na jakie zostali zaproszeni seniorzy. Postanawiamy zainterweniować. - Informuję państwa, że ta firma stosuje nieuczciwe praktyki rynkowe - mówi reporterka UWAGI! do osób zgromadzonych na sali. - Czy poinformował pan tutaj na tym zaproszeniu, że będzie pan przedstawiać ofertę handlową w postaci umowy na pakiet medyczny? - dopytuje prowadzącego spotkanie mężczyznę. Ten jest zdziwiony. - Ale czy mam to robić? - dopytuje.
Tylko niewielka część starszych osób uczestniczących w spotkaniu była świadoma manipulacji, której zastali poddani podczas prezentacji.
Gdy po naszej interwencji osoby uczestniczące w spotkaniu opuszczają salę, spokojny dotychczas przedstawiciel kliniki zaczyna obrażać członków naszej ekipy. - Czego się boisz debilu? Czego się boisz, debilu, pytam się? - mówi, zaciskając pięść. - Dlaczego pan wchodzi i niszczy mi biznes? - dopytuje.
Teresa Liberadzka, która uległa namowom przedstawicieli kliniki i zapłaciła za dwie umowy 6,7 tys. zł, przez blisko miesiąc próbuje odzyskać pieniądze. W końcu razem z synem idzie do kliniki domagać się zwrotu pieniędzy. I chociaż początkowo przedstawiciel firmy twierdzi, że pieniądze wysłane zostały dzień wcześniej, to w końcu okazuje się to nieprawdą, a Pani Teresa dostaje zwrot gotówki.
Do naszej redakcji wciąż napływają skargi od starszych osób i ich rodzin, które podpisały umowy na pakiety medyczne z warszawską kliniką. Podkreślmy, że nasz program nie kwestionuje działalności prywatnej kliniki, a jedynie sposób zawierania umów przez jej przedstawicieli. Wprowadzanie w błąd, niepełne informacje, wywieranie nacisku, obietnice wyjątkowych korzyści - to metody stosowane przez handlowców tej firmy. Takie działanie w naszej opinii jest niezgodne z prawem gdyż nosi cechy nieuczciwych, a często agresywnych praktyk rynkowych. Chcemy wyjaśnić, że praktykę rynkową uznaje się za agresywną, jeżeli przez niedopuszczalny nacisk w znaczny sposób ogranicza lub może ograniczyć swobodę wyboru konsumenta i tym samym powoduje podjęcie przez niego decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął. Stosowanie agresywnych praktyk rynkowych jest wykroczeniem zagrożonym karą grzywny. Mamy nadzieję, że właściciele firm działających w ten sposób poniosą konsekwencję takiego działania.