EDIT:
W poniedziałek, przy stopniu wodnym Dąbie na Wiśle w Krakowie, wyłowiono ciało mężczyzny. W jego garderobie znaleziono portfel z dokumentami na nazwisko Piotra Kijanki oraz jego przedmioty osobiste. We wtorek na zlecenie prokuratury w Zakładzie Medycyny Sądowej Collegium Medicum UJ przeprowadzono sekcję zwłok. Wstępnie biegły z zakresu medycyny sądowej stwierdził, że przyczyną zgonu było utonięcie.
REPORTAŻ:
Urodzinowy wieczór
Piotr Kijanka, z w nocy 6 na 7 stycznia, świętował wraz z przyjaciółmi urodziny swojej żony, w restauracji na krakowskim Kazimierzu.
- To były normalne urodziny: tort, życzenia, kolacja, kręgle. Rozmawialiśmy o życiu, o tym, co się u nas ostatnio wydarzyło – wspomina ostatni, wspólny wieczór z mężem Agnieszka Kijanka.
Pani Agnieszka jest w ciąży. Z imprezy wyszła wcześniej. W domu z opiekunką został dwuletni syn małżeństwa.
– Poszłam do domu, by przejąć od opiekunki obowiązki nad dzieckiem. Piotr, jako współgospodarz wieczoru, został dłużej - dodaje kobieta.
Początek poszukiwań
Spotkanie zakończyło się ok. 23.30, ale Piotr nie wrócił do domu.
- Myślałam, że może gdzieś śpi – opowiada pani Agnieszka.
Mówi, że nie dzwoniła w nocy do męża, bo mieli do siebie zaufanie. Rano, koło godziny 8, pani Agnieszka rozpoczęła poszukiwania.
– Kiedy telefon Piotra nie odpowiadał, zadzwoniłam do szpitali, na izbę wytrzeźwień, na posterunki policji. Pytałam też taksówkarzy – nikt nic nie widział. Znajomi, z którymi kończył wieczór w restauracji, mój telefon z pytaniem o Piotra potraktowali jako żart. Byli przekonani, że Piotr jest ze mną w domu - wspomina Agnieszka Kijanka.
Po południu o zaginięciu zostały powiadomione służby.
Same znaki zapytania
Na podstawie kamer monitoringu, odtworzono trasę, którą do domu szedł Piotr Kijanka. Ostatnie nagranie pokazuje go idącego na Bulwary Wiślane. Na miejsce zostały ściągnięte z Niemiec specjalnie przeszkolone psy. Przeszukano koryto rzeki na odcinku 25 km. Specjalne jednostki policji i straży pożarnej nie odnalazły jednak ciała, ani żadnych przedmiotów mogących mieć związek z zaginionym.
– Z informacji pochodzących od dowodzącego akcją, jest to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że ciała zaginionego w rzece nie ma. Przeszukaliśmy też linię brzegową oraz wszystkie nieużytki nieopodal - mówi Sebastian Woźniak, Małopolska Komenda Państwowej Straży Pożarnej.
Z miejsca, w którym Piotr był widziany ostatni raz, do domu miał zaledwie około dwa kilometry.
- Sami zadajemy sobie pytanie, co takiego się stało, że zdrowy, młody mężczyzna wracając do domu, nagle znika. W takich sprawach badamy szereg hipotez i żadnej z nich nie możemy wykluczyć – wyjaśnia Sebastian Gleń, z Wojewódzkiej Komendy Policji.
Na pomoc internetowa społeczność
W poszukiwania Piotra włączyli się internauci. Stworzono stronę i grupę na Facebooku, gdzie zgromadziło się kilka tysięcy ludzi.
– Skala zaangażowania w poszukiwania jest niesamowita, obcy sobie ludzie zjednoczyli się w jednym celu: odnaleźć Piotra – mówi Piotr Gędziorowski, współtwórca strony „Poszukujemy Piotra Kijanki”.
Internauci wytypowali miejsca, w których potencjalnie mógł znajdować się młody mężczyzna i wspólnie je przeszukali. Ludzie, którzy masowo zaangażowali się w te poszukiwania, w większości nie znali zaginionego.
– To wszystko mi pokazało, jak wiele jest osób dobrego serca. Każdy gest, każdy rozklejony na mieście plakat to ogromna pomoc. Czasem mi ktoś pisze, że nie ma jak mi pomóc, to może chociaż przyniesie mi zupę, to naprawdę bardzo miłe - przyznaje Agnieszka Kijanka.
Rodzina wciąż wierzy
Pani Agnieszka nie traci nadziei na odnalezienie męża żywego.
– Trzeba się przygotować na wszystko, ale ja wypieram wszystkie złe myśli. Wciąż wierzę w szczęśliwy finał – tłumaczy.
Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Piotra Kijanki. Jak zapewnia – to rutynowe działania w takich sprawach i nie należy wyciągać pochopnych wniosków.