Zadał matce 28 ciosów nożem. „Mówił, że jest Bogiem”

TVN UWAGA! 4923447
TVN UWAGA! 297575
- Zaraz cię zap... Wywiozę na pole, k… i spalę, tak do matki zwracał się Patryk O. W końcu 38-latek spełnił swoje groźny. Zdaniem sąsiadów i przyjaciół 60-letniej ofiary, kobieta wielokrotnie informowała policję, że jest w stanie zagrożenia.

Ewa Olczyk trzy miesiące temu przeszła na emeryturę. Kobieta żyła spokojnie, nie była z nikim skonfliktowana. Miała jednak poważny problem z synem. Od kilku miesięcy 38-letni mężczyzna groził, że ją zabije. Przerażona kobieta nagrywała awantury, które wybuchały niemal każdego wieczora. Finał jednej z nich okazał się tragiczny.

- Weszłam do jej domu. W sypialni na łóżku leżał brązowy koc. Odchyliłam go i zobaczyłam głowę Ewy. Leżała na wznak i patrzyła wprost na mnie. Twarz miała siną, opuchniętą, a po szyi spływały jej stróżki krwi – opowiada pani Justyna, sąsiadka zamordowanej.

Powrót syna

Pani Ewa kilkanaście lat mieszkała sama, rozwiodła się jeszcze w latach osiemdziesiątych. Gdy jej syn się usamodzielnił, wyjechał do Anglii. Wrócił we wrześniu ubiegłego roku i zamieszkał ze swoją matką. Już wtedy zarówno sąsiadów jak i panią Ewę zaczął niepokoić stan psychiczny Patryka.

- Był bardzo wycofany. Nie witał się, nie rozmawiał z nikim. Izolował się – mówi pani Katarzyna, sąsiadka ofiary.

- Groził jej [matce – red.] często, mówił, że ją zabije, zrobi ze wszystkimi porządek – dodaje pani Justyna.

- Jak go przywieźli na oględziny ciała matki do kostnicy to mówił, że jest Bogiem i może wybierać, komu darować życie, a komu zabrać – mówi Krzysztof Puźniak, kuzyn zamordowanej.

Mężczyzna zna Patryka od dziecka. Jak twierdzi nigdy nie było z nim problemów, ale w pewnym momencie coś się zmieniło.

- To był normalny dzieciak. Możliwe, że coś się wydarzyło w Anglii – zastanawia się Puźniak.

Szpital

Mężczyzna mieszkał w Wielkiej Brytanii 15 lat. Problemy pojawiły się cztery lata temu. Patryk O. miał załamać się po rozstaniu z dziewczyną. Trafił do szpitala psychiatrycznego. Przerwał jednak leczenie i po jakimś czasie wrócił na stałe do Polski. Życie pani Ewy od tego momentu zupełnie się zmieniło.

- Ona szukała pomocy, często wzywała policję. Kiedy przyjeżdżali, on zachowywał się poprawnie. Mówił, że to mama go krzywdzi. Prosiłam ją wielokrotnie, żeby wyprowadziła się od niego, dałam jej propozycję, ale odmówiła twierdząc, że musi być przy synu i mu pomóc w chorobie – mówi Barbara Madej, przyjaciółka zamordowanej.

- Z prośbą o pomoc zwracała się do wielu instytucji m.in. do GOPS-u i na policję. Nawet trzy tygodnie temu dzwoniła przy mnie do kolegi policjanta, ale powiedział jej, że są bezsilni. Żeby nie dzwoniła, bo i tak nie mogą jej pomóc – przywołuje Agnieszka Chrobak, przyjaciółka zamordowanej.

Ewa Olczyk wystąpiła o niebieską kartę.

- Dzielnicowy potraktował ją fatalnie, mówiąc, że nie wygląda jakby była zastraszana. Potem dodał, że mały siniak, który miała na ręce to nie dowód przemocy. Jego zdaniem, gdyby miała przynajmniej rozciętą wargę to tak – dodaje Chrobak.

Kobieta nie poddawała się i dalej dzwoniła na policję.

- Dzwoniła, gdy się czuła zagrożona. To mogło być nawet raz w tygodniu – mówi sąsiadka ofiary.

Dwie interwencje

Jak do sprawy odnosi się policja?

- Mężczyzna wrócił do Polski w okolicach września 2018 roku. Od tamtej pory odnotowaliśmy tylko dwie interwencje policji, żadna z nich nie dotyczyła przemocy domowej – twierdzi asp. Wioletta Polerowicz z Komendy Powiatowej Policji w Oławie.

- Informacje o nagraniach [z awantur – red.] dostaliśmy dopiero po zdarzeniu – dodaje funkcjonariuszka.

- Dzielnicowy ma już dowód: 28 pchnięć nożem w klatkę piersiową i żołądek i dwa w nadgarstek. Niech coś z tym zrobi. Ma dowód – irytuje się Krzysztof Puźniak.

Ewa Olczyk zgłaszała się również do gminnego ośrodka pomocy społecznej. Według relacji sąsiadów, na początku czerwca poprosiła o pomoc przy składaniu wniosku o przymusowe leczenie psychiatryczne syna – w odpowiedzi miała usłyszeć, że pracownik, który się takimi sprawami zajmuje jest na urlopie. Miesiąc później, kiedy prosiła o to samo, w urzędzie zabrakło odpowiednich formularzy.

- Cały czas była jakaś niemoc ze strony urzędników. Dwa tygodnie przed jej śmiercią jedna z urzędniczek zasugerowała, że może Ewa daje synowi zbyt mało miłości i rodzinnego ciepła – mówi pani Justyna, sąsiadka zamordowanej.

Po wielu próbach kontaktu telefonicznego i osobistego z urzędnikami dostaliśmy mailową odpowiedź w której czytamy że: „Pracownicy GOPS podjęli wszelkie działania zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz w zakresie swoich kompetencji”.

- Na pewno można zarzucić policji i urzędnikom, że działali niezwykle opieszale. Było widać, że ten człowiek zagraża wszystkim – mówi Barbara Madej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości