Do zdarzenia doszło pół roku temu w Jeleśni pod Żywcem. Kobieta położyła się spać po powrocie z nocnej zmiany. Jej mąż - jak zwykle w takich sytuacjach - usiadł obok i czekał aż żona zaśnie. Niedługo potem doszło do przerażających wydarzeń.
"Obudziłam się z nożem w oku"
- Po trzech godzinach obudziłam się z nożem w oku. Usłyszałam, że tak musi być, żeby córka miała z czego żyć - mówi Iwona Najfeld. Jak twierdzi, mąż trzymał jej głowę nogami i zamachnął się jeszcze raz. Cios zakończył się złamaniem noża. Gdy pobiegła do łazienki, by zatamować krwawienie, mężczyzna wypaść miał z kuchni z kolejnym nożem i znów się na nią zamachnąć. - Poślizgnęłam się tutaj na krwi i padłam na tę stronę - pokazuje miejsce, w którym rozegrał się dramat pani Iwona. - Leżałam dość długo, a on siedział mi na plecach. Trzymał ten drugi nóż i chciał wbić tutaj w tętnicę - mówi.
Kiedy na miejsce przyjechał brat pokrzywdzonej, sprawcy nie było już w domu. Został zatrzymany przez policję po kilku godzinach.
- Po prostu chciał ją zabić, zamordować. To było w samo południe - mówi Jan Kubica, brat pokrzywdzonej. - Nie wiem, co mu się stało, ale miał dość duże długi, z tego co słyszałem. Ale to nie było wyjście, żeby kogoś mordować - dodaje.
- On utkał siatkę kredytów - twierdzi pani Iwona, ale jednocześnie przyznaje, że nie ma pojęcia, na co mąż przeznaczał pieniądze. - Myślę, że jeżeli posunął się do takiego czynu, to stać go na wszystko. Okazuje się, że ja nie znam tego człowieka - ocenia.
"Był ciepłym i miłym człowiekiem"
Przed zdarzeniem nic nie wskazywało na to, że może dojść do tragedii. Pani Iwona mężatką była od 19 lat. Wspólnie z mężem wychowali 18-letnią dzisiaj córkę. Mężczyzna był elektrykiem, jego żona pracowała na kolei. Według ofiary tworzyli zgodne małżeństwo. Bez przemocy i domowych awantur.
- Był bardzo ciepłym i miłym człowiekiem, nigdy na mnie nie podniósł głosu, nie skrzywdził żadnego zwierzaka, nigdy nie był agresywny. Zajmował się mną i córką, opiekował się. Wszystko było tak, jak powinno być - mówi pani Iwona. - Mogę go nazwać tylko sprawcą i mordercą, bo wiem, że miałam nie żyć w tym momencie - twierdzi.
Według rodziny napastnik miał sto tysięcy złotych długu. Nie wykupił jednak żadnych specjalnych polis ubezpieczeniowych na życie córki czy żony. Prokuratura i policja również nie wskazują na majątkowy motyw działania sprawcy. Po obserwacji w więziennym szpitalu psychiatrycznym biegli uznali, że mężczyzna nie odpowiada za swoje postępowanie. Ku przerażeniu żony podejrzany został natychmiast zwolniony z aresztu.
- Biegli, wydając opinię, stwierdzając niepoczytalność podejrzanego w chwili zarzucanego mu czynu, orzekli jednocześnie, że z uwagi na jego osobę, jego dotychczasowe życie, opierając się na wynikach z obserwacji, nie zachodzi wysokie prawdopodobieństwo, aby w przyszłości dopuścił się takich samych czynów. Zatem nie ma żadnych podstaw do stosowania wobec niego innych środków zabezpieczających - tłumaczy Jacek Boda z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej i dodaje, że w świetle takiej opinii prokurator nie mógł zrobić nic innego, tylko wypuścić mężczyznę.
"To jest bardzo mało prawdopodobne"
Z ujawnionych informacji wynika, że podejrzany miał cierpieć na zespół Elpenora. To zaburzenie powodujące, że człowiek nie odróżnia snu od rzeczywistości. Fachowo nazywane jest również zrywem przysennym. Skonsultowaliśmy się z wieloletnim szefem oddziału psychiatrycznego więziennego szpitala w Krakowie. Poprosiliśmy o przeanalizowanie tego przypadku.
- Są sytuacje, w których osoba w stanie głębokiego snu, gwałtownie obudzona, dokonuje czynów, które są całkowicie niezrozumiałe, często brutalne i agresywne i stają się czynami zabronionymi, czyli przestępstwami - tłumaczy Stanisław Teleśnicki, biegły psychiatra sądowy.
- Jest zastanawiające, że ta osoba zaatakowała osobę śpiącą, czyli osobę, która nie stanowiła dla niej żadnego zagrożenia - mówi. - To jest bardzo mało prawdopodobne, żeby obudzić się, pójść gdzieś po nóż, wrócić i zaatakować osobę śpiącą - ocenia Stanisław Teleśnicki.
Nie tylko nasz biegły miał wątpliwości. Reprezentujący ofiarę prawnicy również zaskarżyli decyzję prokuratury rejonowej o wypuszczeniu podejrzanego na wolność. Co więcej, wobec prokurator, która podjęła decyzję o zwolnieniu, wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Sprawę przejęła prokuratura okręgowa, która zamierza nadal prowadzić śledztwo. Na zmianę decyzji o zwolnieniu było już jednak za późno. Wychodzącemu na wolność podejrzanemu nie wydano nawet zakazu zbliżania się do ofiary.
I chociaż według śledczych wykonane zostały czynności, które miały na celu ochronę pani Iwony, to o tym, jakie to dokładnie kroki - poza poinformowaniem jej o fakcie zwolnienia z aresztu jej męża - mówić nie chcą.
- Ta osoba może wrócić do domu prawnie. A policja utwierdziła mnie w tym, że jeżeli będzie realne zagrożenie, to wtedy mam po nich dzwonić - mówi pani Iwona i dodaje, że po wyjściu z aresztu mężczyzna odwiedził jej znajomych. - Był bardzo miły i grzeczny jak zwykle - twierdzi.
Brak motywu
Skontaktowaliśmy się z rodziną wypuszczanego z aresztu mężczyzny. Zarówno krewni, jak i sam podejrzany o usiłowanie zabójstwa, odmówili wypowiedzi przed kamerą. W imieniu klienta wypowiedział się reprezentujący go adwokat.
- Zdecydowanie mój klient nie miał woli, nie miał zamiaru, nie miał motywu pozbawić życia swojej żony. Jest przekonany co do tego, że to, co się stało, jest dla niego tragiczne i nie dające się zarazem wytłumaczyć - mówi Andrzej Herman, obrońca podejrzanego.
Według niego wykluczone są racjonalne motywy, "które by pozwalały na przyjęcie kwalifikacji prawnej, czyli usiłowania zabójstwa".
Pani Iwona złożyła pozew o rozwód i czeka na wyznaczenie rozprawy. Jej adwokaci przed sądem będą domagać się nowej opinii psychiatrycznej i ponownego aresztowania podejrzanego o zabójstwo.
- Myślę, że od przebaczania jest zupełnie inna instytucja - mówi pani Iwona i dodaje, że wątpi w szczerość ewentualnych przeprosin ze strony męża.