Za karę do Polski

Od kilkunastu lat do Polski trafia niemiecka młodzież z kryminalną przeszłością. W swoim kraju dokonywali kradzieży, napadów i rozbojów. Nie radziły sobie z nimi szkoły, policja i placówki wychowawcze.

- Ten Niemiec przyszedł i zażądał pieniędzy, ale ja nie miałam, więc mu nie dałam – mówi starsza kobieta, ofiara napaści młodego Niemca. - Rzucił się na mnie z nożem. Zaciągnął pod łóżko i zaczął dusić. Kazał mi się rozbierać. Zaczęłam uciekać do sąsiada, a on za mną. Dopadł mnie i straszył nożem. Rozebrał i zgwałcił. Kobieta trafiła do szpitala. Po kilku godzinach poszukiwań policja zatrzymała podejrzewanego o gwałt nastolatka. - Ten niespełna piętnastoletni chłopiec przebywał na terenie gminy Wiżajny w ośrodku resocjalizacyjnym – mówi asp. Krzysztof Kapusta z Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach. - Przebywa tam młodzież narodowości niemieckiej. Jest to młodzież trudna. To osoby, które popełniły czyny karalne, bądź też są zdemoralizowane. Dziecięcy Projekt Stankuny, to ośrodek założony kilka lat temu przez małżeństwo z Niemiec. Funkcjonuje jako firma zajmująca się całodobową opieką nad dziećmi i młodzieżą. To właśnie ten ośrodek opiekował się w Polsce 15-letnim Dominikiem podejrzewanym o gwałt. - Dominik, który jest naszym wychowankiem, przez 3 lata był w ośrodku terapeutycznym – mówi Ramona Jurkiewicz Schmidt, właścicielka Dziecięcego Projektu Stankuny. – W Niemczech był zagrożeniem dla okoliczności, był trudny, agresywny. Trafił do zakładu psychiatrycznego i tam postanowiono dać mu drugą szansę i skierowano go do nas. Dominik trafił do Polski z Niemiec, bo tam nikt nie był w stanie poradzić sobie z chłopcem sprawiającym poważne problemy. - Dla wielu rodzin w Niemczech czasy są coraz cięższe, młodzież nie jest w stanie nawiązać bliższego kontaktu z dorosłymi czy rówieśnikami – mówi Gregor Jantzik – kierownik pedagogiczny ośrodka dla młodzieży w Augustdorf. - Nie są w stanie być członkami jakiejkolwiek grupy. Ostatnio obserwujemy, że młodzież, z którą my mamy do czynienia i którą staramy się w sposób pedagogiczny wyprowadzić na dobrą drogę jest coraz trudniejsza. Mamy też bardzo duży problem z narkotykami, ta problematyka rozwija się w kierunku przestępczości. Jakość tych przestępstw, które oni popełniają przesunęła się w kierunku przestępstw, które są brutalne. Trudną młodzieżą w Niemczech zajmują się Jugendamty. To te urzędy decydują, w jaki sposób ma przebiegać resocjalizacja młodzieży, która popełniła przestępstwo albo sprawia problemy wychowawcze. Jugendamt decyduje też o wysłaniu dzieci do Polski. Próbowaliśmy się dowiedzieć, za co młodzież trafia do Polski na resocjalizację. Urzędnicy pytani o ten program nie chcieli mówić o szczegółach. Tymczasem udało nam się dotrzeć do rodziny chłopca, który podobnie jak Dominik, przez wiele lat sprawiał poważne problemy wychowawcze. - Denis jest nieposłuszny, agresywny, gdy mu się coś mówi – opowiada Andreas Rinus – ojciec Denisa. - Gdy nauczycielka coś do niego mówiła, o coś go prosiła on i tak tego nie robił. Miał coraz więcej problemów w kontaktach z innymi dziećmi, które również sprawiały problemy. To się nawarstwiało jak śnieżna kula, a potem to w nim eksplodowało. Denis trafiał do różnych ośrodków, w których miał przechodzić resocjalizację. Sprawiał jednak bardzo duże problemy. W końcu umieszczono go w otwartym ośrodku dla trudnej młodzieży w Augustdorfie. Gdy okazało się, że niemieckie placówki nie są w stanie poradzić sobie z wychowaniem Denisa wysłano go na resocjalizację do Polski. Tak samo jak Dominik, trafił do rodziny w Wiżajnach. - Powiedzieli mi, że jadę do Polski, bo już nikt mnie w Niemczech nie przyjmie, żaden dom dziecka – mówił Denis Rinus – podopieczny ośrodka w Stankunach. - Nie miałem wyboru, albo jechać do Polski, albo trafić do psychiatryka i być tam zamkniętym. - Ja myślę, że często u młodzieży, z którą nasz system miał duże problemy jedyną szansą jest zmiana środowiska – podsumowuje Gregor Jantzik. - Dlatego też myślę, ze szansa tych ,młodych ludzi jest zmiana kraju. Taką szansę niemieckie władze dały Dominikowi podejrzewanemu o gwałt na staruszce. Chłopca wysłano do Polski kilka lat temu. Opiekowały się nim różne rodziny zastępcze, ale żadna nie dawała sobie z nim rady. Latem właściciele ośrodka w Stankunach wybrali dla niego kolejną rodzinę. Wybór rodziny polega tylko na rozmowie.I tak też wybrano rodzinę zastępczą dla Dominika. Małżeństwo, które zaopiekowało się Dominikiem prowadzi gospodarstwo rolne nieopodal Wiżajn. - Mój obowiązek, to jest nauka zawodu, obycia – mówi Andrzej Matusiewicz – opiekun Dominika. - Jestem rolnikiem, uczyłem go pracy zawodowej, tabliczki mnożenia, wszystkiego, co trzeba nauczyć. On był zwykłym chłopakiem jak każdy jeden. Niechętnie się uczył, niechętnie się mył, czasem zdarzało mu się, że trzasnął drzwiami, czy jakaś pyskówka. Takie normalne rzeczy, jak to chłopak w tym wieku. My dbaliśmy dbali o to, żeby skończył ósmą klasę i tyle. Rodzina nie interesowała się, z jakiego środowiska pochodził Dominik i za co został skierowany do Polski. - To bardzo nieprawidłowe, jeżeli rodzina bierze młodego człowieka i nie wie, albo nie chce wiedzieć nic o jego przeszłości – mówi Romuald Sadowski – dyrektor Schroniska dla Nieletnich i Zakładu Poprawczego w Falenicy. - To jest bardzo źle. Przede wszystkim jest to zagrożenie dla tej rodziny, dla samego wychowanka i zagrożone jest otoczenie. Dziecięcy Projekt Stankuny to nie jedyne miejsce, do którego trafia trudna młodzież z Niemiec. Już kilka miesięcy temu odkryliśmy podobne ośrodki na Pomorzu i Kujawach. W wielu z nich przebywa młodzież niemiecka, która miała w swoim kraju problemy z prawem. Choć jest to ukrywane przez opiekunów, nam udało się dotrzeć do rodzin zajmujących się niemiecką młodzieżą w Polsce.

podziel się:

Pozostałe wiadomości