65-letnia Pani Zofia i jej 45-letni syn Piotr są niepełnosprawni intelektualnie. Gdy zostali wyeksmitowani ze swojego mieszkania, zamieszkali pod garażami na jednym z gliwickich osiedli. Jedyną osobą, która zainteresowała się losem bezdomnych jest ich sąsiadka. To ona powiadomiła o sprawie naszych dziennikarzy.
- Jak tylko dowiedziałam się o tej sytuacji, to tyle, ile mogę to im pomagam. Przynoszę im ciepłą zupę, bo żal mi tych ludzi. Tak nie powinno się dziać, żeby chore osoby zamiast być otoczone jakąś opieką, to są wyrzucane z domu. Co oni teraz mają zrobić? A nikt teraz nie poczuwa się odpowiedzialności, żeby coś dalej z tym zrobić? – mówi pani Małgorzata, sąsiadka państwa Kijanków.
Matka pani Zofii, do której należało mieszkanie nie żyje od ponad 10 lat. Dokładnie od tylu lat nie wpłynęła żadna wpłata za lokal, w którym mieszkali. Zadłużenie pani Zofii i jej syna sięgnęło prawie 40 tysięcy złotych.
- Ja mam problem z czytaniem. Mam słaby wzrok. Ja tego pisma z sądu nie byłam w stanie odczytać. A jak coś było w skrzynce, to ja nawet nie miałam jak tego sprawdzić, bo nie miałam klucza do niej – tłumaczy Zofia Kijanka.
- Ja też nie potrafiłbym zrozumieć pisma z sądu. Nie potrafię czytać – dodaje pan Piotr Kijanka, syn pani Zofii.Wyrok o eksmisji zapadł w maju 2014 roku. A wykonany został 16 września 2015, w momencie, kiedy lokatorów nie było w domu.
- Wierzyciel zapewnił im lokal tymczasowy. Ten lokal został sprawdzony przez pana komornika, a cały problem polega na tym, że Państwo Kijankowie nie odbierają korespondencji. Pan komornik udał się trzy razy w miejsce zamieszkania dłużników, ale ich nie zastał bądź nie otworzyli mu drzwi. Nikt nie stwierdził, że ci państwo są niepełnosprawni umysłowo. A skoro trwa to latami, to gdzie była opieka społeczna? – tłumaczy Piotr Sikorski, Komornik Sądowy przy Sądzie Rejonowym w Będzinie.
- Ta rodzina nigdy nie korzystała z systemu pomocy społecznej. Otrzymałam od pracowników socjalnych tamtego rejonu, że jest to rodzina, która nie była im znana. Nie wiadomo mi, żeby pracownicy wiedzieli, że ci państwo znajdują się w takiej sytuacji. Jeśli któryś z pracowników wiedział o tym, co się tam dzieje, na pewno wyciągniemy wobec niego konsekwencje – mówi Brygida Jankowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gliwicach.
Właścicielem lokalu państwa Kijanków są Polskie Koleje Państwowe. Chcieliśmy sprawdzić w jakim sposób reagowały na rosnące od ponad dekady zadłużenie rodziny. Czy ostrzegały ją że może stracić mieszkanie?
- Ta rodzina była troszkę patologiczna, więc próby kontaktu z takimi osobami są de facto bardzo trudne. W 2012 roku wystąpiliśmy do Ośrodka Pomocy Społecznej w Gliwicach pisemne z prośbą o objęcie tej rodziny specjalnym nadzorem. Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na to pismo – mówi Grzegorz Lewczuk, dyrektor regionalny PKP S.A.Pani Zofia i Pan Piotr znaleźli tymczasowe schronienie w hostelu Centrum Interwencji Kryzysowej w Gliwicach. Będą tam mieszkali przez trzy najbliższe miesiące.
Po naszej interwencji Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Gliwicach zajął się panią Zofią i panem Piotrem. Pracownicy socjalni przez trzy miesiące będą obserwowali rodzinę. Tyle bowiem czasu potrzebują, aby podjąć decyzję, czy matka z synem są w stanie żyć samodzielnie z pomocą asystenta osoby niepełnosprawnej czy będą musieli zostać umieszczeni w Domu Pomocy Społecznej.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.