W świąteczny poniedziałek o godz. 9 w jednym z tyskich bloków doszło do wybuchu gazu. Eksplozja miała miejsce w jednym z mieszkań na parterze. W lokalu przebywał wówczas 27-letni Szymon L. Młody mężczyzna w krytycznym stanie trafił do szpitala, ma poparzone ciało.
„Naszą córkę uratował materac”
Mieszkanie naszych rozmówców - pani Aleksandry i pana Damiana, położone jest najbliżej lokalu, w którym miało dojść do wybuchu.
- Obudził mnie jakby huragan. Myślałam, że mi się okno otworzyło i chciałam je zamknąć. A patrzę, że nie ma nic, że lecą na mnie rzeczy i wszystko się sypie. Pierwsza myśl – dzieci i zwierzęta. Syn był, Jagodę wyciągaliśmy z zawalonej ściany – opowiada pani Aleksandra.
- Prawdopodobnie zapadło się całe łóżeczko. Nie wiem, spod czego ją wygrzebywałem, ale było tego sporo. Uratował ją materac z piętrowego łóżeczka – mówi pan Damian.
- Zaraz wyszłam na korytarz zobaczyć, co się w ogóle dzieje. Lała się woda, zerwane były kable, z których leciały iskry. Myślałam, że zaraz będzie kolejny wybuch – mówi pani Aleksandra.
Mieszkanie pani Aleksandry i pana Damiana jest całkowicie zniszczone.
- Nie ma tam nic – mówi zrozpaczona kobieta. I dodaje: - Nasz synek nie chce tam wracać, a córka pyta tylko o nowy domek. Boją się.
- Pytali, czy sufit się tam nie zawali – dodaje pan Damian.
Siła wybuchu wyrzuciła z domu mężczyznę
- To był bardzo poważny wybuch. W mojej 25-letniej karierze zawodowej, był to jeden z najpoważniejszych i największych – przyznaje bryg. Wojciech Rapka, komendant miejski PSP w Tychach.
- Siła wybuchu wyrzuciła z mieszkania mężczyznę i zatrzymał się na pobliskiej ławce – pokazuje bryg. Wojciech Rapka.
Rozmawialiśmy z młodą kobietą, która jako pierwsza starała się udzielić pomocy poszkodowanemu 27-latkowi. Przybiegła z przystanku, gdzie czekała z rodziną na autobus.
- Szymon wyleciał ze ścianą. Był cały zmasakrowany, ale był przytomny. Cały czas krzyczał – relacjonuje kobieta.
- My mieliśmy jechać do zoo i gdybyśmy dwie minuty później wyszli z domu, to by nas nie było. Nie byłoby mnie i dzieciaków, które mają 4-, 8- i 11 lat – dodaje.
Mieszkańcy nie mogą wrócić do lokali, mogą tylko pod eskortą strażaków zabrać najpotrzebniejsze rzeczy z mieszkań.
Z czasem do wszystkich zaczęło docierać, że spokojny świąteczny poranek uratował życie wielu z nich. Wyjątkowo, wszyscy byli w mieszkaniach.
- To szczęście, że nikt nie zginął. W tym bloku jest dużo dzieci i one jeżdżą windą. Winda jest zniszczona, szyb windy jest zniszczony. Wszystkie drzwi są powyginane, nie daj Boże, gdyby tam były dzieci – mówi jeden z mieszkańców.
Jak doszło do wybuchu w Tychach?
Do wybuchu doszło w mieszkaniu komunalnym, które zostało przydzielone pani Krystynie, samotnej matce z dwójką dzieci. Początkowo mieszkał z nią jej brat Szymon L. Rodzeństwo nie miało dobrej opinii wśród sąsiadów. Młoda matka, jak twierdzą, nadużywała alkoholu. Często w mieszkaniu miały odbywać się imprezy. Pani Krystyna po jakimś czasie miała wyrzucić brata z mieszkania, przez długi czas nikt go nie widział. Zaczął pojawiać się znowu na kilka tygodni przed świętami.
- Ona wyjechała do partnera w Norwegii. A bratu udostępniła mieszkanie – mówi pani Aleksandra.
- Jak jej nie było w domu, to w mieszkaniu przez parę dni była jedna wielka impreza – dodaje jedna z naszych rozmówczyń.
Nie wiadomo, dlaczego otwarte były zawory gazu, nie wiadomo, czy do zapłonu doszło przypadkiem czy wybuch spowodowany był świadomie. Wiadomo, że o 20.30 Szymon L. na swoim profilu na Facebooku zamieścił utwór „Jaki piękny koniec świata”.
- Mógł chcieć popełnić samobójstwo – uważa pani Aleksandra.
- Ale nie pomyślał, że nie tylko on może stracić życie – dodaje pan Damian.
Odcinek 7425 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: wg
Reporter: Monika Góralewska