Wszystko zaczęło się od marihuany. Spróbował, jak miał 14 lat. - W życiu bym się nie spodziewał, że stanę się osobą uzależnioną – zaczyna swoją opowieść mężczyzna. Chwilami bardzo trudno jest go w ogóle zrozumieć. Głos mu się łamie, a chwilami jest wręcz bełkotliwy. Do tego dochodzi mocne jąkanie. - Wcześniej tak nie było. To od dopalaczy i narkotyków. Zawsze, jak je brałem to pojawiały się problemy z wymową – wyjaśnia.
Kiedy miał 18 lat, po raz pierwszy trafił na odwyk. Do teraz był już w dziesięciu ośrodkach. – Dwie terapie mam praktycznie skończone. W jednym Monarze byłem 15 miesięcy… – mówi.
Kiedy ostatni raz wyszedł z odwyku, nie brał narkotyków przez – jak skrupulatnie wyliczył - trzy i pół roku. – Całe życie uprawiałem sport. Wtedy też. Ja zawsze byłem ambitny. Błędem, który wtedy zrobiłem, było sięgnięcie po sterydy, po których pojawiła się depresja i stany lękowe. Pracowałem wtedy, jako doradca handlowy, jeszcze wtedy normalnie mówiłem… Nagle przyszedł taki moment, że zacząłem się bać ludzi – opowiada mężczyzna.
Wtedy wrócił do nałogu. Było tym łatwiej, że dopalacze były jeszcze legalne i można je było kupić w sklepie. - Byłem w szoku, że bez żadnego kombinowania, bez strachu przed policją, można dostać takie rzeczy! To się przyczyniło do tego, że dopalacze brałem coraz częściej. W końcu codziennie. Eksperymentowałem, szukałem złotego środka, który by mi dawał poczucie błogostanu – opowiada.
Skończyło się na próbie samobójczej. Mateusz trafił do szpitala psychiatrycznego, a później na detoks. - I do tej pory niestety tak to trwa – mówi.
Zażywał głównie takie dopalacze, po których miał zastrzyk energii, albo nawet wpadał w euforię. Podawał je sobie strzykawką. Dziś, poza chorą wątrobą i licznymi problemami psychiatrycznymi, ma dosłownie zgniłą nogę. – Pootwierały mi się rany – tłumaczy.
Kiedy z nami rozmawia, jest trzeźwy od dwóch tygodni. - Nie biorę nic i delikatnie już mi się poprawiła mowa. Mam nadzieję, że za pół roku, za rok, przyjdzie taki moment, że będę mógł normalnie mówić. Bardzo bym tego chciał. Chciałbym normalnie żyć. Cały czas trwa walka o to trzeźwe życie. Jakbym nie miał nadziei, że się uda, to bym się powiesił – mówi Mateusz.
Czy da radę? - Z pomocą bliskich tak. Mam synka małego... Nie wiem, jak z żoną… Ale rodzice są ze mną, choć bardzo ich zawiodłem.
W jego towarzystwie dopalacze to nie było nic wyjątkowego. Brało wielu znajomych. – Wielu z nich nie żyje – mówi Mateusz.
Mężczyzna na własne żądanie opuścił ośrodek terapii uzależnień. Nie wiadomo, co teraz się z nim dzieje.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.