Wstrząsająca relacja pani Mileny. „Myślałam, że już nie wyjdę ze szpitala”

Pani Milena trafiła do szpitala w 13. tygodniu ciąży
Wstrząsająca relacja pani Mileny
Pani Milena trafiła do szpitala w 13. tygodniu ciąży. Bała się o swoje życie, myślała, że już nie wróci do domu, gdzie czekało na nią 6-letnie dziecko.

- Miałam tysiąc myśli na minutę, wiedziałam, że czekam na wyrok. Nie wiedziałam tylko jaki to będzie wyrok, czy płód obumrze, czy będzie to wyrok zakażenia sepsą – mówi pani Milena.

Młoda kobieta napisała oświadczenie, które chciała przekazać dyrekcji szpitala. Z jej relacji wynika, że pismo nie zostało jednak przyjęte.

„Z uwagi na zagrożenie zdrowia, a może i życia, nie chcę podtrzymywania i dalszego ratowania życia płodu, dlatego domagam się przerwania mojej ciąży”, napisała i wysłała mailem.

- Nie odpowiedzieli na tego maila, skazali mnie tutaj tylko na cierpienie. Myślałam, że już nie wyjdę z tego szpitala – przyznaje.

Prośba o pomoc

Kilka dni temu na Messengerze programu Uwaga! pojawiła się wiadomość od kobiety przebywającej w szpitalu. Pani Milena napisała, że odeszły jej wody płodowe i dostaje antybiotyki, aby nie doszło do sepsy.

- Trafiłam z krwawieniem i z bólami brzucha, miałam skurcze. Na drugi dzień – odeszły mi wody płodowe i tak tych wód płodowych nie ma do dzisiaj. Dziecko znajduje się w kanale rodnym. To dziecko tam się dusi, ono się suszy, ono już się nie rozwija. Ta ciąża nie ma żadnych szans na przeżycie – opowiadała telefonicznie reporterce Uwagi!

- Lekarze powiedzieli, że nie mogą usunąć ciąży, bo albo będzie samoistne poronienie, albo płód obumrze, albo zaczną się pogarszać moje wyniki badań. Czyli jak zacznie dochodzić do zakażenia – relacjonowała.

- Miałam podwyższone przedwczoraj CRP. Podają mi cały czas antybiotyki - dodała.

- Powiedziałam im o ostatniej sytuacji, że zmarła kolejna pani, a oni powiedzieli, żebym sobie kupiła książkę i nie oglądała wiadomości. Siedzę więc dniami i nocami, patrzę w okno i płaczę. Ta sytuacja jest po prostu straszna. Nie sądziłam, że kiedykolwiek w takiej się znajdę – mówiła kobieta.

- Poszłam w nocy z krwią na rękach. Leciało mi po nogach, po podłodze. Powiedziałam pani, żeby coś zrobiła, bo ze mnie leci jak z kranu. Ona do mnie powiedziała, żebym poczekała do ósmej rano, że będzie obchód, to żebym to zgłosiła. Ja to zgłosiłam, to mi zrobili badanie USG i powiedzieli, że płód żyje. I to na tyle – relacjonowała pani Milena.

Na drugi dzień rano, czyli w czasie szóstej doby pobytu pani Mileny w szpitalu, lekarze stwierdzili śmierć płodu.

- Na USG powiedziano, że serduszka już nie ma. Podadzą mi leki i, po prostu, dostanę skurcze – opowiadała.

- Jestem cały czas sama w pokoju. Wysiadłam dzisiaj psychicznie. Mam taką traumę od soboty, a oni jeszcze każą mi rodzić to dziecko i na to wszystko patrzeć – dodała.

Pani Milena najpierw otrzymała leki, które miały wywołać poród. Jednak tego samego dnia, późnym wieczorem, przeprowadzono u niej zabieg.

„To jest tylko medycyna”

Pani Milena, o tym jak przez prawie tydzień walczyła o swoje bezpieczeństwo, opowiedziała w szpitalu naszej dziennikarce. 

- Powiedziałam ordynatorowi, że nigdy nie będzie na moim miejscu, że jest mężczyzną. Zapytałam, czy daje mi gwarancję, że nie dojdzie do zakażenia sepsą. Powiedział, że nie da mi takiej gwarancji, bo jest to tylko medycyna. Że medycyna jest tylko medycyną i można spodziewać się wszystkiego – przywołuje pani Milena.

- Szukałam pomocy wszędzie, w internecie, w mediach – dodaje.

- Jeżeli wiadomo było, że dziecko nie przeżyje, to trzeba było zająć się nią od razu. Bałam się, że stracę córkę – przyznaje matka pani Mileny.

Wsparcie

- Pani Milena była ewidentnie przerażona. Mówiła o tym, że ze stresu krwawi z nosa. Że się trzęsie. Że jest jej zimno. Sama mówiła, że nie wie, czy to ze stresu czy to jakiś czysto medyczny objaw. Bała się. Nie jest lekarką, nie potrafi odróżnić, co jest objawem stresu, a co jest objawem potencjalnie rozwijającego się zakażenia – mówi Antonina Lewandowska, koordynatorka orzecznictwa krajowego fundacji Federa.

- Zadzwoniła do nas, jako do organizacji pomocowej, bo lekarze ignorowali jej prośby o pomoc – dodaje Lewandowska.

Pani Milena czuła się pozostawiona sama sobie. Była przestraszona i nie wiedziała co ma robić, i kto jej może pomóc.

Kobieta twierdzi, że szpital zapewnił jej pomoc psychologiczną dopiero dzień po przeprowadzonym zabiegu usunięcia ciąży, kiedy już tydzień przebywała w placówce.

- W sobotę przyjechał do mnie psychiatra – mówi kobieta. I dodaje: - Nie udzielono mi takiej pomocy jakiej oczekiwałam. Takiego wsparcia jakiego bym chciała. Nie uspokajano mnie w momencie, gdy coś się działo. Nie chciano udostępnić mi dokumentacji medycznej. Jestem w placówce półtora tygodnia i dopiero dzisiaj otworzyli pokój, z którego można wziąć dokumentację.

Pani Milena twierdzi, że szpitalny punkt udostępniania dokumentacji medycznej był nieczynny w przez cztery dni - od Bożego Ciała do niedzieli. Miała przez to utrudnioną możliwość konsultacji ze specjalistami spoza szpitala, u których szukała wtedy pomocy.

O tę sprawę oraz o cały proces leczenia w przypadku pani Mileny chcieliśmy zapytać dyrekcję szpitala. Do dyrekcji szpitala mailowo przesłaliśmy szczegółowe pytania w sprawie pani Mileny.

Inne historie

Zaledwie tydzień temu w Uwadze! pokazaliśmy historię 33-letniej Doroty. Kobieta w ciąży po odejściu wód płodowych zmarła w szpitalu w Nowym Targu z powodu wstrząsu septycznego.

Z kolei pierwszą głośną sprawą była śmierć Izabeli z Pszczyny. Potem pojawiły się inne historii, w różnych szpitalach Polski.

- Takich telefonów, jak od pani Mileny jest kilkanaście, kilkadziesiąt dziennie. Dzieje się tak dzień w dzień, przez cały czas funkcjonowania Federy. Kobiety się boją – podkreśla Antonina Lewandowska. I dodaje: - Dzwonią do nas mówiąc; „Odpłynęły mi wody płodowe, nie wiem co się dzieje. Nikt ze mną nie rozmawia. Nikt mi nic nie mówi”.

Prawa pacjenta

Jakie prawa mają kobiety, które w powikłanej ciąży trafiają do szpitala? O porady zapytaliśmy prawniczkę specjalizującą się w sprawach dotyczących błędów medycznych.

- Przepis mówi o tym, że pacjent ma prawo do otrzymania swojej dokumentacji medycznej i ma się to odbyć niezwłocznie – mówi mec. Jolanta Budzowska z kancelarii BFP. I tłumaczy: - Pacjentki powinny przede wszystkim korzystać ze swoich praw, czyli domagać się rzetelnej informacji o swoim stanie zdrowia. Domagać się rzetelnej informacji o swoich perspektywach, rokowaniach – nie tylko dla płodu, ale też dla siebie. Pacjentka może i powinna żądać konsultacji z innym lekarzem, może żądać zwołania konsylium wielodyscyplinarnego. W skład takiego konsylium powinien wejść neonatolog, który jasno określi, czy istnieją realne szanse na przeżycie dziecka, a także specjalista z zakresu intensywnej terapii, który określi, czy rozwijająca się infekcja jest do opanowania, czy też bezpieczniej dla kobiety jest przerwać ciążę.

Powrót do domu

Pani Milena wczoraj została wypisana ze szpitala. Fizycznie powinna wrócić do zdrowia, ale czy po tym co ją spotkało w szpitalu odzyska zdrowie psychiczne?

- Z punktu widzenia psychologicznego może być tak, że pani Milena może doświadczyć trudności emocjonalnych, może nawet zaburzeń takich jak Zespół Stresu Pourazowego albo depresja lub zaburzenia lękowe w wyniku tych doświadczeń – mówi Joanna Frejus, psycholożka, psychoterapeutka, @omatkodepresja.

- Na pewno będę bała się teraz zajść w ciążę. Jeżeli nie wyjedziemy za granicę, to ciąża w Polsce, dopóki prawo się nie zmieni, nie zapowiada się – kończy pani Milena.

Szpital przed emisją reportażu przysłał nam oświadczenie. Oto jego fragment: "Słowa Pacjentki są jej subiektywnymi odczuciami (...) Nie mniej pragniemy zaznaczyć, że mając na uwadze aktualne standardy postępowania, bieżące zalecenia, sytuację prawną, personel szpitala zadbał o pacjentkę najlepiej, jak w tej sytuacji było to możliwe."

Cały reportaż zobaczysz na vod.pl oraz na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości