Żyją tam w niewyobrażalnej nędzy. Jedyne, co przychodzi im do głowy, to ucieczka do Polski. Polscy Romowie mają niewiele lepiej i nie mają pomysłu, jak polepszyć swoje życie. Kilka tygodni temu przez wschodnią Słowację przeszła fala rozruchów wywołanych przez Romów. Doszło do grabieży sklepów. Na ulice wyjechały opancerzone transportery, romskie dzielnice patrolowały z powietrza śmigłowce. Romowie, którzy stanowią na Słowacji znaczną mniejszość protestowali przeciw obcięciu im zasiłków. Zasiłki to jedyne źródło stałego utrzymania dla większości z nich. Mówią, że teraz kradną, bo nie mają innego wyjścia. Ci, którzy chcą pracować, nie mają szans, nikt ich nie zatrudni – po prostu, dlatego, że są Romami. W przeraźliwie biednych dzielnicach słowackich miasteczek, z ulicami bez asfaltu i górami śmieci na każdej klatce schodowej nie widzą dla siebie przyszłości. Niektórzy myślą o wyjeździe do Polski. - W Polsce lepiej się żyje, prawda? – pyta jedna z Cyganek. Romowie z południowo-wschodniej Polski współczują swoim ziomkom zza południowej granicy. Większość ich przodków pochodzi stamtąd. Różnicę w poziomie życia widać gołym okiem, nawet u tych biedniejszych. Choć też mało, kto tutaj pracuje, a nawet się uczy. - Ze szkoły mnie wypisali, bo miałem złą pamięć – mówi kilkunastoletni Rom z Kantorowic pod Krakowem. – Moja siostra ma 9 lat, też ją wypisali. Młode kobiety z dziećmi na rękach na pytanie, czy kiedykolwiek pracowały, uśmiechają się tylko i kręcą przecząco głowami. W Kantorowicach w jednym bloku mieszka stłoczonych kilka bardzo licznych rodzin. - Jedyna droga dla Romów to edukacja – mówi Roman Kwiatkowski, prezes Stowarzyszenia Romów Polskich. – Ale u nas nie ma tradycji, żeby chodzić do szkoły. Władze miast, w których licznie zamieszkują Romowie nie mają dopracowanego pomysłu, w jaki sposób ułatwić im wyjście z biedy i zacofania. W Żywcu starają się na razie szukać dla romskich rodzin mniejszych domów, położonych blisko siebie, tak by mogli żyć obok siebie, no i nie w blokach, których nie lubią. Romowie traktują to jako zsyłkę do getta. Są też i szczęśliwi Cyganie. Mały Przemek Gabor jest synem z mieszanego małżeństwa: ojciec to Rom, matka Polka. On sam czuje się Romem. - U Romów jest więcej przyjaźni, lepiej niż u Polaków – mówi. Przemek występuje w cygańskim zespole. Kiedy jego kolorowo ubrane koleżanki tańczą na scenie, on próbuje rapować: ”Wołają na mnie Cygan, choć tak się nie nazywam. Dzieci z mojej ulicy, muszą się ze mną liczyć”. Jednak król Romów pod groźbą wykluczenia ze wspólnoty zakazał mieszanych małżeństw.