Wieżowiec bez windy. Część lokatorów jest uwięziona w mieszkaniach

TVN UWAGA! 295074
Czy można żyć w wieżowcu bez windy? Na taką próbę wystawiła swoich mieszkańców spółdzielnia mieszkaniowa „Bałtyk” z Gdyni. Efekt? Część lokatorów uwięziona jest w mieszkaniach.

Spółdzielnia mieszkaniowa "Bałtyk" w Gdyni świętuje swoje 60-lecie. Jednak nie wszyscy spółdzielcy mają powody do zadowolenia.

Dramat lokatorów

Mieszkańcy jednego z 10-piętrowych bloków są zmuszeni do wspinania się po schodach, ponieważ jedyna w tym budynku winda stoi zepsuta. Ludzie są zirytowani brakiem informacji o terminie naprawy dźwigu.

- W tej sytuacji niektórzy sąsiedzi powystawiali krzesła. Dzięki temu możemy odpocząć w drodze do swoich mieszkań – opowiada jedna z lokatorek.

- Co dwa piętra muszę odpoczywać. Boję się, że przez nich dostanę trzeciego zawału – dodaje jeden z lokatorów.

Ludzie starają się radzić sobie, mimo przeciwności losu.

- W jednym biodrze mam protezę, drugie jest do operacji. Mimo wszystko, codziennie chodzę po zakupy – słyszymy od jednej z mieszkanek.

- Powinnam chodzić przy chodziku, ale kto go będzie z ósmego piętra znosić i wnosić? – pyta zirytowana lokatorka.

Mieszkanie jak więzienie

W najtrudniejszej sytuacji są mieszkańcy, którzy poruszają się wyłącznie na wózkach. Bez windy nie mają możliwości wydostania się z budynku.

- Największy problem mam z wizytami u lekarza. Miałam wyznaczone terminy i niestety musiałam odwołać wizyty. Przecież nikt mnie nie zniesie z ósmego piętra. Jestem uwięziona w domu – skarży się Dorota Kosicka.

Uwięziona w swoim mieszkaniu jest również pani Teresa, mieszkająca na dziesiątym piętrze. Chodzenie po schodach okazało się niebezpieczne dla jej życia.

- Musiałam robić zakupy, chciałam być samodzielna. Niestety, dostałam zawału. Teraz, schodząc ryzykowałabym kolejnym – wskazuje Teresa Kamińska.

Do sklepu chodzi schorowany mąż kobiety.

- Codziennie rano chodzę po chleb. Co pół piętra muszę się zatrzymywać. W sumie nim wrócę do domu mijają trzy godziny, czasami trwa to dłużej – przyznaje Wilhelm Kamiński.

„Moje serce nie wytrzymało”

Pani Marietta mieszka z synem na ósmym piętrze.

- Oboje jesteśmy niepełnosprawni. Czasami praktycznie głodujemy, nie kupujemy dużo, tylko to, co jest najważniejsze. Przesiadujemy na ławce pod blokiem prawie cały dzień, bo się boimy wracać do domu, na ósme piętro. Boimy się, że któreś z nas może się przewrócić – mówi Marietta Kill i podkreśla: Ani razu nie przyszedł do nas nikt ze spółdzielni, by spytać się, jak sobie radzimy.

Pan Arkadiusz ma problemy z sercem, mieszka na dziesiątym piętrze. Mężczyzna uważa, że przez chodzenie po schodach, jego stan zdrowia się pogorszył.

- Przez brak windy i duży wysiłek fizyczny, moje serce nie wytrzymało. Trafiłem do szpitala, gdzie miałem wykonany zabieg kardiowersji. Lekarze musieli zatrzymać moje serce i ruszyć je na nowo. Muszę teraz unikać dużego wysiłku fizycznego, co żyjąc tutaj jest praktycznie niemożliwe – mówi Arkadiusz Dolecki.

„Całe zło skupia się na spółdzielni”

Jak długo ma jeszcze trwać gehenna mieszkańców? Chcieliśmy o to zapytać podczas imprezy z okazji 60-lecia spółdzielni, ale nie pojawił się na niej nikt z zarządu.

Okazało się, że prezes mieszka w pobliżu bloku z zepsutą windą. W jego budynku nie ma problemu z windą, a właściwie dwiema. Spotkaliśmy go pod domem, ale początkowo nie chciał z nami rozmawiać. Nie chciał też zobaczyć, z czym na co dzień zmagają się mieszkańcy pobliskiego bloku.

Spółdzielnia mieszkaniowa nie podlega władzom miasta. Jednak uznaliśmy, że sytuacja jest na tyle poważna, że urzędnicy miejscy powinni zaangażować się w pomoc mieszkańcom.

- Postanowiliśmy natychmiast zareagować, mimo, że to jest podmiot prywatny. Sytuacja jest na tyle drastyczna, że wysłaliśmy już pracowników MOPS-u, żeby sprawdzili, czy nikomu nie dzieje się krzywda – mówi Agata Grzegorczyk, rzecznik prasowa Urzędu Miasta w Gdyni.

Prezes spółdzielni mieszkaniowej zgodził się przedstawić plan rozwiązania problemu. Twierdzi, że koszt i termin naprawy zepsutej windy są podobne do tych, które wiążą się z kupnem nowego dźwigu. Dlatego spółdzielnia zdecydowała się kupić nową windę, ale ta ma być uruchomiona dopiero za 13 tygodni.

Czemu tak późno?

- Całe zło skupia się na spółdzielni, ale problem leży gdzieś indziej – twierdzi Sławomir Piechota, prezes spółdzielni „Bałtyk” w Gdyni i deklaruje; Będziemy przechodzić przez mieszkania i jak ktoś będzie życzył sobie pomocy, to będziemy wszystko załatwiać, żeby ludzi odciążyć.

Czy stało się tak, jak obiecał prezes? Zapytaliśmy o to mieszkańców, tydzień po spotkaniu w spółdzielni.

- Nie słyszałem żeby ktokolwiek z administracji się pokazał. Przewidywana data uruchomienia windy to 24 września. To oznacza, że jeszcze prawie trzy miesiące będziemy chodzić po schodach. Nie potrafię sobie tego wyobrazić – przyznaje Franciszek Klein.

podziel się:

Pozostałe wiadomości