Wybuch nastąpił we wtorek ok. 16.30. Pod ziemią, na głębokości 1030 m, znajdowało się wtedy 23 górników, pracujących przy likwidacji ściany. Akcja ratunkowa zaczęła się natychmiast. Warunki były skrajnie trudne, ratownicy wiele razy musieli się wycofywać z powodu wzrastającego poziomu metanu. Późnym wieczorem dotarli do ciał sześciu górników. Wiadomo już było, że zginęło jeszcze dwóch. Nadzieja, że pozostałych 15 jednak żyje trwała aż do ostatniej nocy. Przed północą stężenie metanu spadło na tyle, że ratownicy znów mogli zejść pod ziemię. Zeszli już tylko po ciała zabitych. Wybuchu nie przeżył nikt. Najmłodszy zmarły górnik miał 21 lat, najstarszy 59. Nie mieli szans przeżycia. W chwili wybuchu temperatura w wyrobisku mogła sięgać 1500 stopni, siła podmuchu była ogromna. Tragicznie zmarli to pracownicy Halemby oraz firmy zewnętrznej, zatrudnieni do likwidacji ściany. Mimo katastrofy, wydobycie węgla w innych częściach kopalni trwało cały czas. Katastrofa w Halembie to największa tragedia w polskim górnictwie od 27 lat - w 1979 roku wybuch pyłu węglowego zabił 34 górników w kopalni Dymitrow w Bytomiu. Pięć lat wcześniej podobny wybuch spowodował śmierć 34 osób w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach. W Halembie w 1990 roku metan zabił 19 górników. W lutym tego roku w tej samej kopalni zasypany został górnik Zbigniew Nowak. O jego życie ratownicy walczyli blisko pięć dni i wygrali. Halemba jest zaliczana do zakładów o czwartym, najwyższym stopniu zagrożenia metanowego. Prezydent RP ogłosił żałobę narodową. Pod Halembą od chwili ogłoszenia wiadomości o wybuchu gromadzili się bliscy górników i mieszkańcy Śląska. Teraz, gdy wiadomo już o śmierci wszystkich 23 mężczyzn, nadal przychodzą tam ludzie, składają kwiaty, palą znicze. Śląsk znów okrył się czarnym kirem.