Panią Elżbietę prześladował były mąż. Wtedy w jej życiu pojawił się Jerzy. Obiecał zrozpaczonej kobiecie ochronę. Jak się okazało, dopiero wówczas zaczął się prawdziwy koszmar. Ciągłe telefony od nowego przyjaciela, nieoczekiwane nocne wizyty, wystawanie pod domem, a w końcu rękoczyny. Pani Elżbieta po raz pierwszy postanowiła się uwolnić po dwóch latach. Jerzy wtedy pobił ją publicznie. Kiedy z nim zerwała, obiecał, że już nie będzie jej nękał. Zgodziła się na ostatnie spotkanie. - Otworzyłam drzwi, na początku było miło – opowiada pani Elżbieta. – Potem zaczął mi ubliżać, wziął nóż i powiedział: ”Dam ci spokój, tylko podpisz”. To był weksel. Podpisałam. Pani Elżbieta po tym zdarzeniu poszła na policję, jednak na komendzie sporządzono tylko notatkę, choć kobieta zgłosiła napad z nożem. Przez następnych dziewięć miesięcy Jerzy dalej nękał kobietę. W końcu w jej domu pojawiła się firma windykacyjna. Okazało się, że na wekslu podpisanym przez kobietę w dniu awantury, Jerzy wpisał kwotę 250 tysięcy. Przerażona ofiara po raz kolejny zawiadomiła policję. Niespodziewanie sprawa została umorzona. - Nie ma świadków tego zdarzenia, brak dowodów – mówi nadkomisarz Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. – W takiej sytuacji trudno oczekiwać, byśmy stanęli po jednej lub drugiej stronie. Policja nie przeprowadziła rewizji w domu Jerzego, gdzie mógł znajdować się weksel, na którym Jerzy według zeznań Elżbiety, dopisał jej imię. Policjantów nie przekonały również taśmy z pogróżkami Jerzego. Okazało się też, że szantażysta wiedział o każdym kroku Elżbiety. Znał nawet treść jej zeznań na policji. Dowodem na to jest pismo, które przedłożył w innej sprawie. Dołączył do niego ksero protokołu jej przesłuchania, choć ten dokument nigdy nie powinien znaleźć się w jego rękach. - Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to tak długo trwa – mówi pani Elżbieta. – Byłam zbywana, żadnego telefonu. W końcu policjant powiedział mi: ”Proszę już do nas nie dzwonić”. Gdy zbliżał się termin zakończenia śledztwa, jak wynika z dokumentacji, w przeciągu pół godziny jednocześnie przeszukali mieszkanie Jerzego w Pruszkowie oraz przesłuchali go w Warszawie. Nie jest to możliwe. Sama podróż z Pruszkowa do stolicy zajęłaby im co najmniej 20 minut. Nazajutrz gotowe było umorzenie. W ciągu jednej nocy policjanci umorzyli sprawę, w ogóle nie zabezpieczając najważniejszego dowodu - weksla. Umorzenie podtrzymała prokuratura rejonowa w Pruszkowie. Pani Elżbieta złożyła zażalenie do prokuratury okręgowej. Ta wytknęła błędy policji i prokuraturze i nakazała wznowić postępowanie. Główny dowód w sprawie – weksel – odnalazł się w Białymstoku, w sądzie cywilnym, gdzie firma windykacyjna przedłożyła go celem ściągnięcia należności od pani Elżbiety. Teraz na wniosek samej pokrzywdzonej, jego treść przeanalizują biegli sądowi. Dlaczego jednak policja i prokuratura już na wstępie nie zabezpieczyła tak ważnego dowodu, weksla, który powstał najprawdopodobniej w wyniku przestępstwa? - Odniosłam wrażenie, że gdy ktoś wyłudza 500 zł od sklepikarza, to jest terror, a jeśli człowiek przykłada nóż i pisze cudze imię na wekslu, to jest to spychane na zasadzie – to są wasze sprawy – mówi pani Elżbieta. Przeczytaj także:Policja na czerwonym świetleZ komendantem załatwisz wszystkoZdradził tajemnicęPogrążeni w chorobieBandyci grają policji na nosieZabity pod okiem policyjnej kamery ---strona---