Skandal wybuchł po tym, jak mama sześcioletniego Franka włożyła synkowi do plecaka dyktafon. Jej dziecko stawało się coraz bardziej nerwowe, miewało koszmary oraz coraz bardziej zaniżone poczucie własnej wartości.
- Bardzo był wrażliwy, ciągle płakał. Mówił o sobie: „Jestem do niczego”, „Jestem głupi” – mówi Dorota Łaba.
Czerwona lampka zapaliła się, kiedy Franek zaczął prosić, by mógł nie iść do szkoły. Nagrania z dyktafonu przeraziły: okazało się, że dzieci podczas lekcji miały zaklejane usta taśmą klejącą. Prócz tego nauczycielka zastraszała je i potwornie krzyczała.
- Przez godzinę nie mogłam przestać płakać – mówi pani Dorota.
Na tych nagraniach jest szokujący szczegół: kiedy dzieci miały zaklejone usta, do klasy weszło dwóch pracowników szkoły. Z nagrań wynika, że mogła to być m.in. woźna, która roznosi po klasach mleko.
– Nic nie wiem, nic nie widziałam. Robię swoją pracę, reszta mnie nie obchodzi – ucina kobieta, kiedy o sprawę pyta ją reporterka UWAGI!
Identyczną strategię kontaktów z dziennikarzami przyjęła dyrektorka szkoły.
- Informacje, jakie pojawiły się w mediach powodują, że straciłam zaufanie do tego środka przekazu. Nie poświęcę państwu czasu – oświadczyła reporterce.
Choć od upublicznienia tych bulwersujących nagrań minęły już dwa tygodnie, to do tej pory dzieci, jak zapewniają ich rodzice miały tylko jedno spotkanie z psychologiem. Wczoraj odbyło się kolejne spotkanie z rodzicami, na którym zostali oni poinformowani, że dyrekcja zatrudniła już nowego nauczyciela, a także o tym, że w szkole jest punkt psychologiczny, w którym można zapisywać się na indywidualne spotkania.
Sprawie przygląda się kuratorium, które przeprowadziło w szkole kontrolę. Choć jej wyniki będą dopiero za kilka dni, to już wiadomo, że nie tylko postawa nauczycielki, ale także dyrektorki szkoły budzi zastrzeżenia.