- Nie wiemy gdzie są pieniądze. Bernadeta nie ma nawet aktu notarialnego, a dyrektor prywatnego domu opieki odmawia nam jakichkolwiek informacji – zaalarmowała naszą redakcję Zofia Setnik, krewna pensjonariuszki. Kobieta podkreśla, że Bernadeta R. od ponad roku nie ma kontaktu ze światem, co potwierdza karta choroby oraz stanowisko sądu w Pruszkowie, który na wniosek rodziny zajmował się kwestią opieki nad blisko 80-letnią staruszką.
W czasie, kiedy sąd zajmował się sprawą, w placówce opiekuńczej pojawił się prywatny nabywca w towarzystwie notariusza. Mimo, iż prawo wyklucza, aby osoby mające kłopoty ze zrozumieniem co się wokół nich dzieje sprzedawały swój majątek, notariusz poświadczył ważność transakcji.
Nasi dziennikarze, którzy zainteresowali się sprawą ustalili, że część pieniędzy trafiła na konto prywatnego domu opieki. Pozostała gotówka miała zostać wypłacona pensjonariuszce. W transakcji uczestniczył pracownik domu opieki, który poświadczył, że sprzedająca jest w pełni władz umysłowych. Takie jest też stanowisko obecnego właściciela nieruchomości, który w rozmowie z reporterem TVN stwierdził, że dom znalazł przypadkowo, a do jego właścicielki trafił pytając sąsiadów.